Danielo - odzież kolarska

Łukasz Wiśniowski: “tworzymy jeden spójny team”

Łukasz Wiśniowski

Dobre występy w wiosennych klasykach, przedłużająca się kontuzja oraz różnorodny, lecz spójny Team Sky. Łukasz Wiśniowski podczas krajowego czempionatu opowiedział nam o swoich planach na przyszłość.

Podczas mistrzostw Polski w Ostródzie zauważyliśmy Łukasza Wiśniowskiego jadącego z usztywniaczem na nadgarstku podczas rekonesansu. Jak się później okazało, za zawodnikiem Team Sky wciąż ciągnie się kontuzja, której nabawił się startując w majowym Amgen Tour of California.

Niestety muszę wciąż jeździć w usztywniaczu. Moje kości jeszcze się nie zrosły, robiłem badania kilka dni temu, które pokazały, że dwie moje kości złamane w trakcie Amgen Tour of California są dalej pęknięte. Czuję to, może nie tak bardzo jak na początku, ale jednak ten ból czasem mi doskwiera. Całe szczęście trasa mistrzostw Polski jest dosyć równa, więc mam nadzieję, że nie będę tego jakoś odczuwać

– opowiedział Wiśniowski w rozmowie z “Rowery.org”.

Minął już ponad miesiąc od kalifornijskiej etapówki, a z nadgarstkiem kolarza Sky wciąż nie jest najlepiej. Pozostaje więc pytanie, kiedy będzie mógł bez obaw trenować i ścigać się na pełnych obrotach?

Normalnie trwa to od 3 do 6 tygodni, może 8. Na pewno treningi i wyścigi nie pomagają mi w regeneracji, więc może się ten okres wydłużyć. Na pewno będę to kontrolował co jakiś czas, aby mieć pewność, że jest wszystko w porządku. Ale tak jak mówię, te najgorsze dni już są za mną, teraz jest tylko lepiej.

Kontuzja dla zawodnika to zawsze nieprzewidziana zmiana planów oraz przerwa od treningów. Mimo urazu “Wiśnia” nie zrezygnował ze startów.

Odpuściłem tylko jeden wyścig, La Route d’Occitanie, który miałem jechać. Podjęliśmy decyzję, że lepiej nie ryzykować i odpuścić start. Niestety nie miałem tyle siły, żeby nawet hamować prawą ręką, a podczas jazdy kierownicę trzymałem tylko z jednej strony. Teraz jest już dużo lepiej. Na czasówce wystartowałem pierwszy raz bez usztywniacza

– relacjonował podczas mistrzostw Polski.

Kalendarz startów nieco się zmienił, ale krajowy czempionat na liście wyścigów pozostał. Teraz zawodnik Team Sky ma jeszcze trochę wolnego, a ponownie w akcji zobaczymy go podczas Tour de Pologne.

Kolejnym wyścigiem będzie Tour de Pologne i Binck Bank Tour, więc mam teraz dosyć długi okres, żeby się zregenerować. Na Tour de Pologne oczywiście chcemy walczyć. Przed Tourem mamy zgrupowanie wysokogórskie, więc przygotujemy się jak najlepiej będziemy mogli

– zapewniał.

Dla Wiśniowskiego docelowymi wyścigami był starty w pierwszej części sezonu ze szczególnym naciskiem na wiosenną kampanię klasyków. 26-latek w tym sezonie w belgijskim Omloop Het Nieuwsblad stanął na 2. stopniu podium, dzień później start w Kuurne-Bruksela-Kuurne zakończył na 8. miejscu.

Początek był bardzo dobry, byłem w dobrej formie, niestety tuż przed Mediolan-San Remo złapałem wirusa. Mimo wszystko wystartowałem, tam miałem kraksę i 2 tygodnie mi bardzo szybko uciekły. Nie byłem w stanie jakoś specjalnie trenować, ani się ścigać i wydaje mi się, że przez to ciężko było mi wrócić do odpowiedniej dyspozycji na kolejnych klasykach. Na przyszły rok mam za to więcej doświadczenia, więc mam nadzieję że będzie lepiej.

To nie pierwszy raz, kiedy Łukasz Wiśniowski na wysokiej pozycji zameldował się w ważnym wiosennego wyścigu jednodniowym. We wcześniejszych latach pokazywał, że to ten typ wyścigów, który mu odpowiada – w 2016 roku na 5. miejscu ukończył Kuurne-Bruksela-Kuurne, a na 2. Driedaagse van West-Vlaanderen.

Klasyki są tymi wyścigami, które mi odpowiadają najbardziej i to jest mój główny cel na sezon, właściwie pierwszą część sezonu. Już od dłuższego czasu kładę główny nacisk na te starty. Zawsze to jest taki mój najważniejszy punkt sezonu i w grudniu, styczniu i lutym myślę głównie o wiosennej kampanii. Wiadomo, że w trakcie sezonu są też inne ważne wyścigi, ale mimo wszystko moim głównym celem pozostają klasyki

– opowiadał.

Kampania wiosenna to jednak pierwsze trzy miesiące sezonu, a kalendarz startowy jest jeszcze długi. Jaką rolę w drużynie pełni zatem Wiśniowski podczas pozostałych startów?

To zależy od wyścigu. Głównie mamy liderów-górali celujących w generalkę. W Quick-Stepie mieliśmy więcej sprinterów, tutaj w Team Sky mamy więcej górali, więc moja rola jest też trochę inna. Aczkolwiek mi cały czas to odpowiada. Dużo więcej czasu spędzamy też z przodu, kontrolując peleton i odjazdy, ale zdarza się też rozprowadzić naszego lidera–górala na finisz, aby nie stracił pozycji czy czasu, więc w tym też się odnajduję dosyć często.

Łukasz Wiśniowski (Team Sky) gratuluje Michałowi Kwiatkowskiemu (Team Sky) zwycięstwa w mistrzostwach Polski ze startu wspólnego

fot. Dominik Smolarek / www.dominiksmolarek.pl

O zespole Sky mówi się dużo. Raz lepiej, raz gorzej. Medialny szum jest nieodłącznym elementem sportu na wysokim poziomie. Zainteresowanie prasy może różnie wpływać na zawodników, ale “Wiśnia” zapewnia, że nie psuje to atmosfery w teamie.

Raczej tego nie odczuwamy… na pewno tego nie odczuwamy. Słyszymy, czytamy – ale jakoś nie wpływa to na naszą atmosferę w żaden sposób. Mamy bardzo dobrą atmosferę w zespole. Zawsze powtarzam: mamy rodzinną atmosferę. Mamy bardzo dużo Polaków, czujemy się bardzo dobrze i jakoś ten cały szum medialny nie robi na nas jakiegoś większego wrażenia

– zaznaczył.

Team Sky to mieszanka zawodników z aż 12 różnych krajów. Różnorodność jest ogromna, byliśmy więc ciekawi, jak współpracuje się w zespole, w którym jest tak wiele różnych kultur.

Wydaje mi się, że w poprzedniej ekipie też mieliśmy dużo różnych narodowości. W tej chwili mamy bodajże 12 różnych nacji w ekipie Sky. Fajnie jest poznać różne języki, kultury innych krajów. Dosyć ciekawe to jest. Mamy dużo zawodników, którzy mówią po hiszpańsku, ale wydaje mi się że każdy jest w stanie komunikować się w języku angielskim w trakcie wyścigów, czy też w trakcie odpraw, więc tu nie ma jakiegoś większego problemu

– tłumaczył Wiśniowski.

Na pewno jako “Polish mafia” spędzamy ze sobą więcej czasu niż z innymi osobami. Wydaje mi się, że zawodnicy z Hiszpanii czy Kolumbii także spędzają ze sobą więcej czasu niż z nami, ale to jest takie normalne, naturalne. W każdej chwili, kiedy musimy być ze sobą, to tworzymy ten jeden spójny team. Jeżeli mamy wolną chwilę dla siebie to oczywiście każdy woli iść do masażysty ze swojego kraju, pogadać sobie na luzie o wszystkim. Ale jakoś nie wydaje mi się, żeby to miało jakikolwiek wpływ na nas. No, może tylko taki edukacyjny.

Kiedy jak właśnie nie podczas wspólnego mieszkania na wyścigu lub zgrupowaniu zawodnicy mogą się lepiej poznać? Wiśniowski, przyznaje że to najlepszy moment na integrację.

Szczerze mówiąc my nie dobieramy się do pokoi, masażyści nas sobie losują. Na pewno niektórzy mają swoje preferencje, że wolą być z kimś, z ta osobą czy z tamtą, czy samemu. Ja jestem otwarty na wszystkich, fajnie jest poznać nowe osoby. Wiadomo, że w trakcie wyścigu czy jazdy autokarem nie dowiadujemy się tyle o sobie, co będąc w pokoju przez jakiś dłuższy czas, tak więc to jest bardzo miłe, fajne

– podsumował.