Elia Viviani na starcie 101. edycji Giro d’Italia stanął z łatką najlepszego sprintera w stawce.
Mający przed rozpoczęciem ścigania w Izraelu na koncie tylko jeden etapowy triumf w “Corsa Rosa” włoski sprinter wczoraj przyznał, że czuł tremę. Po dwóch udanych końcówkach ta zdaje się jednak być melodią przeszłości.
Viviani póki co się nie pomylił – na drugim etapie ograł Jakuba Mareczko i Sama Bennetta, a na trzecim Sachę Modolo i ponownie Bennetta.
Dziś było chyba tak, jak sobie to wyobrażaliśmy – trasa przez pustynię, 2 000 metrów w pionie. Wszyscy kolarze walczący o klasyfikację generalną jechali ze sprinterami na czele. Łatwo nie było. W końcówce na finisz wchodziliśmy z nieco mniejszą prędkością, bo 350 metrów przed metą był zakręt. Na ostatnich kilometrach zerwał się też wiatr, choć nie było tak gorąco, jak się obawialiśmy
– relacjonował po zakończeniu ostatniego etapu w Izraelu.
Viviani na ostatniej prostej zaczął wychodzić z koła Sama Bennetta, ale musiał zwolnić gdy Irlandczyk zaczął spychać go na barierki. Panowie w ostatniej chwili postanowili powalczyć jednak o etap, a nie utrzymanie równowagi – Irlandczyk ruszył w lewo, a Viviani zebrał się w sobie i wycisnął z siebie dość mocy by jako pierwszy przeciąć linię mety.
Na finiszu doszło do kontaktu między mną a Samem Bennettem. Ja już ruszałem po prawej, kiedy on wykonał zwrot w stronę barierek. Spychał mnie na bok, ale dałem mu do zrozumienia, że się nie zmieścimy
– tłumaczył 29-latek na konferencji prasowej.
Włoch w belgijskiej ekipie złapał wyraźnie wiatr w żagle. Na trasie Giro d’Italia wspomagany przez Fabio Sabatiniego, Michaela Morkova, Zdenka Stybara i Maximiliana Schachmanna póki co nie ma sobie równych i dwoma zwycięstwami buduje pewność siebie.
Viviani przed rokiem ominął wszystkie trzy Grand Toury i choć na koncie zapisał siedem sukcesów, to tylko dwa w wyścigach WorldTour – na etapie Tour de Romandie i w Cyclassics Hamburg. Zespół Sky nie ma najlepszej historii wspierania sprinterów i 29-latek szybko rozstał się z brytyjską ekipą, przystań znajdując w zespole Patricka Lefevere’a.
Dwa zwycięstwa i praca z zespołem w sprinterskich końcówkach wyraźnie podbudowały morale włoskiego sprintera.
W Quick-Stepie mam najlepszą ekipę do sprintów i wygram co będę mógł, nie ważne kto będzie moim rywalem. Nie ma dla mnie znaczenia co robią inni topowi sprinterzy, mierzyłem się z nimi na początku sezonu. W tym roku wybrałem Giro, które jest w mojej ocenie najtrudniejszym wyścigiem do ukończenia. Chcę dojechać do końca z koszulką najlepszego sprintera
– zadeklarował.
Bo
7 maja 2018, 07:55 o 07:55
Faktycznie pewny siiebie się zrobił 😀 Ciekawe jak by wyglądały jego pojedynki z Kittelem czy choćby Gavirią i Cavendishem
piter
7 maja 2018, 08:50 o 08:50
Niedawno płakał jak przegrał z Saganem.