Danielo - odzież kolarska

Wydarzenia marzec-kwiecień 2018. Pod rządami Quick-Step Floors

na trasie Paryż-Roubaix

Wiosna to czas, w którym kolarze mają najwięcej pracy. Przepełnione kalendarze, dalekie podróże, zgrupowania – to prawdziwy żywot sportowca z rowerem. Marzec i kwiecień to okres pierwszych ważnych etapówek oraz przede wszystkim klasyków – od brukowych do górzystych.

Poziom emocji wśród kibiców jest wtedy największy. W klasykach jesteśmy świadkami walki z niebotycznym dystansem, brukiem – który wprawia w drgania całe ciało – i stromymi podjazdami sprawiającymi, że zawodniczy czują w ustach smak krwi. Wszystko to odbywa się w zmiennej aurze – wyjątkowo łaskawej w tym roku – oraz wysokim tempie, które weryfikuje “papierowych faworytów”.

Z kolei wyścigi etapowe to szansa na zbudowanie pewności siebie dla liderów, którzy z tyłu głowy mają Wielkie Toury. Stwarza to okazję dla zawodników z drugiego szeregu, aby wbić się do czołówki i dać się zapamiętać światu.

Dominacja Quick-Step Floors

Marzec i kwiecień minęły pod dyktando ekipy Patricka Lefevere’a. Belg mimo tego, że jego drużyna uległa osłabieniu potrafił ją odbudować i nadać jeszcze większy blask, co zasługuje na ogromne uznanie. Wymienił starszych zawodników na nowych, którzy posiadają wiele wigoru i wierzą we własne umiejętności, co odzwierciedlały poszczególne wyścigi. Co istotne, ciężar osiągania najlepszych wyników nie spoczął na kilku zawodnikach. Odpowiedzialność za drużynę wzięli niemal wszyscy kolarze, co w dzisiejszy sporcie jest ewenementem.

Należy zwrócić uwagę, że nominalny lider nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Na szczęście Philippe’a Gilberta w chwili próby zastąpił Niki Terpstra. To przykład zawodnika, który rok w rok jest w topowej formie,. Holender wygrał Paryż-Roubaix w 2014 roku i Eneco Tour w 2016. Nigdy nie zdobył jednak statusu lidera. W tym roku było podobnie, to Gilbert miał szturmować brukowe klasyki i kiedy cała uwaga skupiła się na Belgu, do gry wszedł Terpstra. 33-latek odniósł trzy zwycięstwa, a to najważniejsze we “Flandryjskiej Piękności”. Czy to zmieni jego pozycję w ekipie? Pewnie nie, Terpstra zostanie pod skrzydłami Lefevere i będzie wiernie służył barwom Quick-Step Floors.

for. ASO/Karenn Edwards

Na ogromne uznanie zasługuje duet Bob Jungels i Julian Alaphilippe. To właśnie ci dwaj 25-latkowie zdominowali ardeńskie klasyki. Nikt nie spodziewał się, że Luksemburczyk zdoła wygrać Liege-Bastogne-Liege i odniesie swój największy sukces w karierze. Tym samym udowodnił, że nie jest “tylko” zawodnikiem świetnie jeżdżącym na czas i radzącym sobie w górach. Ardeny miały należeć przecież do Alaphilippe’a. Francuz po zeszłorocznej kontuzji na wiosnę, wrócił i to w pięknym stylu wygrywając Fleche Wallonne, gdzie w pokonanym polu zostawił Alejandro Valverde. Pokonał władcę słynnego podjazdu pod Mur de Huy – delfin zasiadł na tronie. Palma pierwszeństwa, jeśli chodzi o ardeńskie klasyki, należy teraz do niego, pytanie czy na długo uniesie  ciężar tego dziedzictwa?

Quick-Step Floors to nie tylko wymienione wyżej nazwiska. Pod skrzydłami Lefevere w sprintach coraz większą rolę odgrywa Elia Viviani, a poza nim są także Fernando Gaviria, Maximilano Richeze oraz młode strzelby Fabio Jackobsen i Alvaro Hodeg. Na brukach sukcesy odnoszą Remi Cavagna i Yves Lampaert, a poza nimi są jeszcze młodzi Enric Mas i Maximilian Schachmann. W ten sposób licznik zwycięstw Quick-Step Floors na początku maja zatrzymał się na 27. Na listach zwycięzców widnieje 13 nazwisk, ale ojców sukcesy jest 28, czyli tyle ilu zawodników w kadrze. Każdy z nich ciężko pracował i każdy z nich zasługuje na uznanie.

Romain Bardet rośnie w klasykach

O tym, że Francuz jest dobrym zawodnikiem w wyścigach wieloetapowych wiemy od kilku lat. Bardet nie jest jednak bez opamiętania zakochany w swoim narodowym tourze. Śmiało spogląda ku wyścigom klasycznym.

27-letni zawodnik również w tej materii z roku na rok osiąga coraz lepsze wyniki. W tym roku udało mu się wywalczyć 3. miejsce w Liege-Bastogne-Liege i 2. w Strade Bianche. Są to wyścigi o zupełnie innej charakterystyce, a mimo to Bardet umiał się w nich odnaleźć. To znaczy, że ciągle rozwija się jako kolarz i to w różnych aspektach, zna ograniczenia własnego organizmu, wie kiedy oszczędzać siły i wybiera odpowiedni moment do ataku.

Jego postęp jest stopniowy i regularny. Jeśli taki stan rzeczy się utrzyma to w niedalekiej przyszłości może się doczekać ogromnych sukcesów. W obecnej chwili to właśnie Bardet jest nadzieją Francji na zwycięstwo w Tour de France oraz obok Alaphilipe’a w jednym z monumentów.

Niewyraźny Michał Kwiatkowski

Nie można tej wiosny w wykonaniu byłego mistrza świata uznać za całkiem nieudaną. Bez mała 28-letni zawodnik odniósł jeden z największych sukcesów w swojej karierze – wygrał Tirreno-Adriatico – i dołożył do tego zwycięstwo w Volta ao Algarve. Za to w klasykach reprezentant Team Sky praktycznie nie zaistniał, na początek w decydujących momentach nie miał czym odpowiedzieć podczas Strade Bianche, to samo powtórzyło się później w Ronde Van Vlaanderen oraz w “ardeńskich klasykach”, do których specjalnie się przygotowywał.

W sukcesach Kwiatkowskiego pomógł pech Gerainta Thomasa. Gdyby Walijczykowi nie przydarzyłby się defekty i inne przygody to Kwiatkowski musiałby zadowolić się funkcją pomocnika. Jeden z liderów Sky na klasyki nie jest zwolniony z ciężkiej pracy w wyścigach etapowych.

Michał Kwiatkowski z trójzębem w dłoniach

fot. LaPresse – Spada / Ferrari

Kwiatkowski był nominalnym liderem brytyjskiej formacji na Ardeny. Niestety coś nie poszło po jego myśli. Nie znamy przyczyn takiego stanu rzeczy, ale warto  zwrócić uwagę, że w porównaniu z innymi asami wyścigów klasycznych tylko Kwiatkowski tak wyraźnie minął się z formą. Wszyscy walczyli o najwyższe lokaty, poza nim właśnie.

Oczywiście na całokształt podsumowań jest jeszcze za wcześnie, dopiero po Tour de France i Vuelta a Espana będziemy mogli powiedzieć więcej na temat jego roli w zespole i widokach na przyszłość.

Primoz Roglic konsekwentnie do przodu

Historia Słoweńca jest niepowtarzalna i w przyszłości na pewno ktoś napisze o tym książkę. Wiemy, że Roglic w 2012 roku zakończył karierę w skokach narciarskich. Rok później kręcił już w barwach Adria Mobil. Po trzech latach wskoczył na poziom WorldTour i od razu wygrał etap Giro d’Italia. Ważne, że to nie był jednorazowy wyskok, bo w ubiegłym roku dołożył zwycięstwo w Tour de France i innych prestiżowych wyścigach.

Primož Roglič. Niedoszły skoczek najlepszym kolarzem Słowenii

Obecny rok pokazuje, że Słoweniec nie zamierza spoczywać na laurach i konsekwentnie idzie do przodu. 28-latek wygrał etap Tirreno-Adriatico, następnie etap i klasyfikację generalną wyścigu Dookoła Basków, a ostatnio był najlepszy w Tour de Romandie. Takie wyniki zasługują na ogromne uznanie i stawiają go w pierwszym szeregu najlepszych etapowców świata. Roglić jest świetnym czasowcem, a do tego w górach nie odstaje od najlepszych. Jeśli w kolejnych latach będzie systematycznie poprawiał swoje osiągi to zwycięstwa staną się dla niego chlebem powszednim.

Wszystkie walory Słoweńca desygnują go do walki w Wielkich Tourach, jednak on dyplomatycznie odkłada takie plany na przyszłość. Niemniej jednak nie ma co oszukiwać rzeczywistości. Jeśli taka tendencja się utrzyma to Roglić prędzej czy później rozpocznie operacje “Wielkie Toury” i kto wie czy nie zakończy się ona pomyślnie. Jeśli dobrze odpocznie i przepracuje zgrupowanie wysokogórskie to może być dużą niespodzianką lipcowego Tour de France, a na pewno sporą pomocą dla zespołu jadącego na Stevena Kruijswijka.

Wielki Enzo

Parafrazując klasyka “Vincenzo Nibali wielkim kolarzem jest”. Jednak przez wzgląd na dawne czasy, pewne osoby mogą to negować. Ja uważam, że Nibali jest wielkim mistrzem i powinniśmy docenić to, że możemy podziwiać tak wszechstronnego i walecznego kolarza.

Włoch pomimo tego, że jego fachem są Wielkie Toury i wygrał już w tej materii wszystko co mógł, to nie porzucił marzeń i wciąż jest głodny kolejnych sukcesów. W tym roku spróbował swoich sił w Ronde van Vlaanderen i jak na zawodnika od Wielkich Tourów poszło mu całkiem znośnie. Wcześniej sięgnął po swój kolejny monument – Mediolan-San Remo.

Nic nie zapowiadało, że “Rekin z Mesyny” będzie w stanie to zrobić, a co dopiero w takim stylu. We wcześniejszych latach próbował w ten sposób – atakiem na Poggio – rozstrzygnąć wyścig. Wszyscy oskarżali go, że to atak na alibi, a on tym sposobem odniósł zwycięstwo, czym sprawił ogromną radość swoim fanom. Takie zwycięstwo z pewnością dodało mu wiatru w żagle, ale to bardzo dobrze, bo przed nim jeszcze wielkie cele.

fot. LaPresse – Marco Alpozz

Warto dodać, niegdyś zwycięstwa w monumentach i Wielkich Tourach notowali najlepsi. Nie było ścisłego podziału na zawodników od klasyków i Wielkich Tourów. Nibali jest jednym z czterech zawodników, którzy wygrali wszystkie Grand Toury i dwa różne monumenty. Poza nim do tego grona należą: Felice Gimodni, Bernard Hinault i Eddy Merckx. Nazwiska mówią same za siebie. Gdyby czasy były inne to pewnie Nibali byłby bardziej doceniany. Teraz większym, a właściwie głośniejszym, kolarzem wydaję się być Chris Froome, który odniósł cztery zwycięstwa w Tour de France.

W tym roku 33-latek powraca na trasy Tour de France i zamierza ponownie zdobyć żółtą koszulkę. Będzie to niezwykle trudne zadanie, ale wydaję się, że okoliczności są mu sprzyjające. Poza tym w palmares ciągle brakuje mu zwycięstwa w Liege-Bastogne-Liege. W tym roku zawiódł, ale być może za rok spróbuje ponownie.

Alejandro Valverde nie dał rady

Prawda czasami bywa smutna, ale wieku nie oszukasz, a przykładem tego jest Alejandro Valverde. Hiszpan powrócił do ścigania po fatalnej kontuzji i nie zdołał nawiązać do swoich dawnych wyników. Mimo to należy go pochwalić za to, że dotrzymał kroku czołówce.

Po Volta a Catalunya wszystko wyglądało obiecująco, a kolejne mniejsze wyścigi to potwierdziły. Niestety “El Bala” po czterech latach dał się pozbawić korony w swoim własnym królestwie czyli na Mur de Huy. Na legendarnym podjeździe lepszy od niego okazał się Julian Alaphilippe. Do rewanżu miało dojść na Liege-Bastogne-Liege, jednak Hiszpan i tu nie podołał wyzwaniu.

Oczywiście to nie przekreśla szans w dalszej części sezonu, ale nie zapowiada się, że 38-latek będzie jeszcze lepszy i zacznie wygrywać seryjnie etapy na Tour de France i Vuelta a Espana.

Co dalej?

W maju wszyscy będziemy pasjonować się włoskim Giro d’Italia. Faworytami będą: Chris Froome, Tom Dumoulin. Fabio Aru, Thibaut Pinot i Miguel Lopez. Do walki mogą włączyć się m.in.: Domencio Pozzovivo, Patrick Konrad, Davide Formolo, Luis Meintjes, Esteban Chaves i Simon Yates. Ciekawe na co stać młodego Ekwadorczyka Richarda Carapaza.

Na drugim krańcu świata – w Kalifornii – do ścigania powróci zwycięzca Paryż-Roubaix, Peter Sagan. Słowak pewnie wygrali kilka etapów i być może pomoże Rafałowi Majce powalczyć o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Poza tym zawodnicy, którzy nie zostaną wybrani do składu na owe wyścigi będą walczyć w takich wyścigach jak Tour de Yorkshire, Tour de l’Ain, 4 Dni Dunkierki i Tour of Norway.

W czerwcu nikt już nie będzie pamiętał o Giro i zaczną się gorączkowe przygotowania do Tour de France. To wyścigi takie jak Criterium du Dauphine, Tour de Suisse, Tour de Slovenie i Route du Sud. I nie zapominajmy o mistrzostwach kraju.