Danielo - odzież kolarska

Silvan Dillier: “Peter Sagan był aniołem i diabłem w jednej osobie”

Silvan Dillier okazał się rewelacją 116. edycji Paryż-Roubaix, zmagania na 257-kilometrowej trasie kończąc na drugim miejscu.

Tym samym w tym sezonie na podium obu brukowanych monumentów stanęli kolarze spoza grona faworytów – w Ronde van Vlaanderen rewelacją był drugi na kresce Mads Pedersen (Trek-Segafredo), a na welodromie w Roubaix 27-letni Dillier, który jako jedyny utrzymał się do końca z mistrzem świata Peterem Saganem.

Szwajcar karierę zawodową rozpoczął w barwach amerykańskiej BMC Racing i na przestrzeni pięciu sezonów zapisał na koncie dwa tytuły mistrza kraju, wygraną etapową na trasie Giro d’Italia (2017), jak również etapowe wygrane podczas Tour of Alberta (2013) i Arctic Race of Norway (2015). Przed rokiem, obok udanej akcji podczas “Corsa Rosa” wygrał nieco niespodziewanie Route du Sud i z silną kartą przetargową wyruszył na poszukiwanie nowej ekipy.

Dillier ściganie na szosie w kategoriach juniorskiej i młodzieżowej łączył ze startami na torze, kilkukrotnie zdobywając medale mistrzostw Europy w madisonie i wyścigach na dochodzenie. Te doświadczenia wykorzystał w barwach zespołu Jima Ochowicza, przez kilka sezonów należąc do zespołu, który wyspecjalizował się wjeździe drużynowej na czas. Wraz z kolegami w ostatnich czterech latach zdobył w tej konkurencji dwa złote i dwa srebrne medale mistrzostw świata.

W barwach AG2R La Mondiale, z którą Szwajcar związał się trzyletnim kontraktem, jego rolą miała być pomoc Romainowi Bardetowi w wyścigach etapowych i Oliverowi Naesenowi w imprezach klasycznych. Dillier, mimo kontuzji, już w pierwszym sezonie w nowych barwach wskoczył w buty słabiej dysponowanego i nękanego kraksami Naesena i na trasie Paryż-Roubaix sprawił niespodziankę.

Trenowałem na Gran Canaria przez siedem dni, w sumie wykręciłem 41 godzin na rowerze. To była moja baza na klasyki. Pięć tygodni temu, na Strade Bianche, złamałem palec. Nie myślałem, że wrócę na bruki w tym sezonie, ale zostałem powołany w ostatniej chwili i bardzo cieszę się, że przyjechałem na Paryż-Roubaix

– mówił mistrz Szwajcarii na mecie “Piekła Północy”.

Dillier na czele znalazł się po blisko 50 kilometrach, zabierając się w ucieczkę dnia. Szwajcar kręcił dzielnie i po wyjeździe z Lasku Arenberg został tylko ze Svenem Erikiem Bystrømem (UAE Team Emirates) i Jelle Wallaysem (Lotto Soudal). Trójkę na nieco ponad 50 kilometrów przed metą dogonił Peter Sagan i to z nim, po odczepieniu dwóch rywali, Dillier z zaciśniętymi zębami pracował aż do welodromu w Roubaix.

Peter Sagan był aniołem i diabłem w jednej osobie. Cieszyłem się, że ze mną pracował, ale to szatan w takiej końcówce, trudno go pokonać na finiszu

– przyznał podopieczny Vincenta Lavenu, dla którego jest to pierwszy wynik w imprezach klasycznych tego kalibru.

Peter okazał się lepszy w sprincie. Na welodrom wjechałem jako pierwszy i trzymałem się zewnętrznej części toru. Ruszyliśmy w tym samym momencie, ale jego przyspieszenie było lepsze od mojego. Nie miałem szans. Jestem bardzo szczęśliwy, że miałem szansę na wygraną. Równocześnie jestem trochę zawiedziony, że się nie udało, ale przeciwko sobie miałem obecnie najlepszego kolarza [świata]. Mam nadzieję, że uda mi się wygrać w przyszłości

– powiedział, zaznaczając że na brukach pokazać się ma nadzieję podczas Tour de France, pomagając Romainowi Bardetowi.