Danielo - odzież kolarska

Wydarzenia styczeń-luty 2018. Pierwsze koty za płoty

Kolarze Fortuneo-Samsic

Przegląd najważniejszych tematów z tras wyścigów w pierwszych dwóch miesiącach roku 2018, tuż przed kampanią wyścigów klasycznych.

W ostatnich sezonach drugi miesiąc roku jest już cały wypełniony wyścigami, które dla części kolarzy służą przygotowaniom do klasyków. Inni, ci skupieni na maju lub lipcu, traktują te starty kontrolnie oraz jako jedną z form przygotowań. W natłoku wydarzeń,  spróbujemy podsumować “rozgrzewkowe” miesiące oraz wybrać najbardziej warte zapamiętania wątki.

Alejandro Valverde na mecie

fot. LaPresse – Ferrari / Paolone

Powrót Valverde

Wszyscy byli ciekawi powrotu Alejandro Valverde. Czy po tak fatalnej dla kolana kraksie w Tour d France i niemal siedmiomiesięcznej przerwie nadal będzie potrafił dotrzymywać kroku najlepszym? Sam 37-latek miał pewne obawy i był zdenerwowany, ale szybko rozwiał wątpliwości. Już w drugim starcie w sezonie, podczas jednego z wyścigów z cyklu Challenge Mallorca zajął 3. miejsce. W następnym uplasował się oczko niżej, ale widać było, że pewność siebie wróciła i “El Bala” nie może się doczekać kolejnych startów.

Na trasę Vuelta a la Comunitat Valenciana Valverde powrócił po 11 latach przerwy. Powrócił głodny ścigania, bo już na pierwszym etapie zdecydował się na atak na ponad 30 kilometrów przed metą. Ku zaskoczeniu wszystkich, bez większych skrupułów odjechał po zwycięstwo etapowe, następnie powtórzył to na czwartym górskim etapie, dzięki czemu zapewnił sobie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej.

Podobnie było na trasie wyścigu w Abu Dhabi – przyspieszenia Hiszpana wytrzymywał tylko Miguel Angel Lopez, podczas gdy reszta stawki mogła tylko oglądać plecy lidera Movistaru.

Pierwsze starty Valverde potwierdziły, że po kontuzji nie ma śladu i jeśli nie stanie się nic złego, to Valverde nadal będzie kompletował zwycięstwa w wyścigach jak wytrawni zbieracze grzyby po deszczu. 37-latek mimo zasłużonego wieku będzie ciężkim przeciwnikiem dla “młodych strzelb”, a dotyczyć to będzie szczególnie imprez klasycznych w Ardenach.

Dobry start Francuzów

Nadzwyczaj dobry start w roku 2018 notują Francuzi, co zwykle się nie zdarza. Co interesujące nie są to zawodnicy kalibru Thibauta Pinota czy Romaina Bardeta, tylko zdecydowanie mniej utytułowani.

Po transferze do AG2R La Mondiale odżył Alexandre Geniez, który już w pierwszym starcie wygrał Grand Prix Cycliste la Marseillaise, następnie zgarnął także etap i klasyfikację generalną Tour La Provance. To dopiero początek sezonu, ale wydaje się, że Geniez w AG2R może umocnić swoją pozycję jako kolarza wygrywającego trudne etapy, a być może zacząć polować na generalki mniejszych etapówek.

Kibice pamiętają, że Geniez potrafi odnosić zwycięstwa – wygrał dwa etapy Vuelta a Espana oraz kilka mniejszych wyścigów. Czy potrafi powalczyć w klasyfikacji generalnej imprezy trzytygodniowej? Sam Francuz przyznał na początku roku, że jest zainteresowany Giro d’Italia, a ambicje te ucieszą na pewno Vincenta Lavenu, który nie będzie musiał opierać programu startowego całej ekipy na Romainie Bardecie. Dla 29-letniego Genieza to idealny moment na zabłyśnięcie, a przynajmniej poznanie odpowiedzi na pytanie, czy skok na głęboką wodę w kolejnych latach ma sens.

Podobnie sytuacja wygląda w przypadku Tony’ego Gallopina. 29-latek po transferze do AG2R także zaczął osiągać dobre rezultaty – wygrał Etoile de Besseges i uplasował się na 2. miejscu w Tour la Provance. Gallopin nie jest nowicjuszem w kwestii wygrywania – triumfy w Clasica San Sebastian, na etapie Tour de France czy miejsca w czołówce wyścigów o mistrzostwo świata i Paryż-Nicea mówią same za siebie, ale w ostatnich dwóch sezonach zaczęło brakować mu błysku.

W nowych barwach kolarz z Dourdan spotka się z Janem Bakelantsem, który po kontuzji powoli wraca do startów, oraz Oliverem Naesenem.  Żaden kolarz AG2R w ostatnich latach nie potrafił zaistnieć w ważniejszych klasykach, być może Gallopin przy wsparciu nowych belgijskich kompanów będzie lekiem na tę niemoc? Z pewnością mają ku temu wszelkie predyspozycje, jeśli przy swoim agresywnym stylu jazdy zyska wsparcie kolegów, to może przynieść wielką chlubę sobie i zespołowi.

Warto odnotować także dobrą postawę sprinterów – Christophe’a Laporte’a i Marca Sarreau. Ci do tej pory nie mieli na koncie wielu zwycięstw, a już na początku tego roku wygrywają niemal wszystko we francuskich wyścigach. Jeśli utrzymają aktualną dyspozycję, to w najbliższym czasie mogę sprawić, że francuska scena stanie się mniej hermetyczna, a w dalszej perspektywie mogą myśleć o walce z pierwszą ligą trójkolorowych sprinterów.

Arnaud Demare, Nacer Bouhanni i Bryan Coquard w tym roku nie mają jeszcze na koncie większych zwycięstw i choć sezon dopiero się zaczął, a ważne starty rozpoczną się w marcu, rozwój Laporte’a i Sarreau powinien nie tylko wzmocnić szanse ich liderów, ale i skłonić managerów zespołów do dawania im większego kredytu zaufania w coraz to mocniej obsadzonych wyścigach.

fot. ANSA – Peri / Bazzi

Powrót Chavesa

Styczeń był miesiącem powrotów i choć kibice w Hiszpanii zachwycali się piękną jazdą Alejandro Valverde, to ważne zwycięstwo w Australii odniósł Esteban Chaves. Kolumbijczyk po cichu rozpoczął sezon na Antypodach, wygrywając wyścig Herald Sun Tour i przy okazji spełniając wymagania sponsora ekipy.

Po niezwykle udanym roku 2016, kiedy stanął na podium Giro i Vuelty oraz wygrał Il Lombardia, wszyscy wróżyli mu zwycięstwo w jednym z Wielkich Tourów. Stało się jednak inaczej. Kolumbijczyka, który w karierze przeżył już kilka poważnych kontuzji, ponownie dopadł pech i w wyniku urazu cały rok 2017 stał pod znakiem odbudowania się.

28-latek w Australii nie miał specjalnie konkurencji, ale wygrana na górskim etapie na pewno podniosła go na duchu i pokazała, że jeśli zdrowie dopisze, to jego szanse w największych wyścigach świata znów będzie można oceniać bardzo wysoko.

Objawienia w Ameryce Południowej

Pierwszy miesiąc roku to wzmożony okres startów w Ameryce Południowej. Na łowy ruszył rzecz jasna nie kto inny jak menadżer Androni Giocattoli-Sidermec – Gianni Savio. Włoch, który przed dwoma laty wyłowił na szerokie wody Egana Bernala (dziś Team Sky), wystawił na wenezuelski wyścig Vuelta al Tachira en Bicicleta 19-letniego Kostarykańczyka Kevina Riverę oraz 20-letniego Kolumbijczyka Ivana Ramrio Sosę. Obydwaj odwdzięczyli mu się zwycięstwami etapowymi i mają być kolejnymi diamencikami, które Savio szlifował będzie w swojej pracowni.

Niemniej jednak prawdziwym “meteorem” tegorocznej zimy w Ameryce Łacińskiej jest Gonzalo Najar. Argentyńczyk w niesamowitym stylu wygrał Vuelta a San Juan, za plecami zostawiając kilku bardzo dobrych kolarzy, w tym Rafała Majkę. Dla zawodników z Europy była to co prawda rozgrzewka, a dla Argentyńczyka szczyt formy, ale triumf zrobił wrażenie, tym bardziej, że o Najarze wiadomo niewiele. Przed startem był kojarzony w zasadzie tylko jako mistrz swojego kraju.

Jeśli owo zwycięstwo nie zniknie z światowych tabel przez najbliższy rok, być może zainteresują się nim lepsze drużyny. Angaż w Movistarze to być może zbyt wiele, ale jakimś wyznacznikiem może stać się droga dwukrotnego triumfatora Tour of San Luis – Daniela Diaza – który szansę na starty w Europie otrzymał przez zespół Delko Marseille Provence KTM?

Dylan Groenewegen

fot. LaPresse – Fabio Ferrari

Groenewegen nie spuszcza z tonu

W ubiegłym roku Holender, ku sporemu zaskoczeniu, wygrał sprinterski etap Tour de France na Champs Elysees. Na zwycięstwo spoglądano w perspektywie tego, że stawka sprinterów była srogo przetrzebiona, niemniej jednak triumf dodał 24-latkowi wiele pewności siebie i pomógł wskoczyć na wyższy poziom.

Groenewegen na tym nie poprzestał, wszyscy zastanawiali się, czy nie był to jednorazowy wyskok, a on już na początku roku potwierdził, że zamierza zadomowić się wśród światowej elity sprinterów. Zawodnik LottoNL-Jumbo wygrał etap Dubai Tour oraz dwa odcinki Volta ao Algarve. Wśród pokonanych rywali można wymienić m.in.: Marcela Kittela, Elię Vivianiego, Johna Degenkolba, Nacera Bouhanniego i Arnauda Demare’a. Mimo to, Holender wciąż ma nad czym pracować. 24-latek świetnie radzi sobie w sytuacjach, w których może liczyć na rozprowadzenie ze strony swoich kolegów. Kiedy zgubi ich koło, zaczynają się problemy.

Holendra ciągnie też do brukowych klasyków. Jego umiejętności jazdy po “kocich łbach” nie są wyśmienite, ale nie ma też tragedii. W sprzyjających okolicznościach może ugrać coś na siebie, co udowodnił w niedzielnym Kuurne-Bruksela-Kuurne, sięgając po zwycięstwo. Teraz czeka go powrót na równe szosy, a w kwietniu ma zamiar powalczyć w Paryż-Roubaix. Czy jednak “Piekło Północy” nie będzie dla niego zbyt trudnym wyzwaniem?

Czas Wellensa

To może być jego rok. Belg od czterech lat systematycznie pnie się do góry i pokazuje się w kolejnych wyścigach. Ten rok jest idealny, aby odkleić łatkę “agresywnego szaleńca” i wstąpić do grona wytrawnych łowców skalpów. Oczywiście celem Tima Wellensa będą ardeńskie klasyki i etapy Wielkich Tourów.

26-latek rozpoczął sezon na Majorce od zwycięstwa w jednym z klasyków z cyklu Challenge Mallorca, był poza zasięgiem rywali. Następnie stanął na starcie Vuelta a Andalucia, gdzie obsada była naprawdę mocna, a on mimo to trzymał się czołówki, co warto zauważyć – bez większego wsparcia ekipy i przeciwko zespołom, które przyjechały z dwoma liderami. Na przedostatnim etapie odjechał w kluczowym momencie z wielkim faworytem Mikelem Landą i na finałowej ściance okazał się od niego lepszy. Na sam koniec pojechał świetną czasówkę i dzięki temu zwyciężył w klasyfikacji generalnej.

To niewątpliwie dobry omen przed nadchodzącą wiosną, Wellens będzie groźny i nie jest bez szans w wyścigach etapowych, choć ciągną go też wyścigi na brukach. Przebojowość na trasach i umiejętność skrzętnego wykorzystania nadarzających się okazji w starciu z najlepszymi Belg łączy także z godną pochwały postawą sportową. Warto wskazać, że Wellens jest zagorzałym krytykiem kolarzy nadużywających wyłączeń dla celów terapeutycznych (TUE) i nie ma problemów z wyrażaniem swojego zdania w kwestiach etycznych. Pokazał to m.in. komentując sprawę Chrisa Froome’a i inhalatorów, a także przyznając, że sam odmówił przyjęcia TUE. Wolał wycofać się z ubiegłorocznego Tour de France.

fot. Marek Kosowski/rowery.org

Sky w natarciu

Brytyjski zespół jest w tej chwili najmocniejsza ekipą w stawce i co do tego nie ma żadnych dyskusji. Jak wiadomo drużyna pragnie dominować w największych wyścigach świata, które są docelowymi imprezami jej liderów. Jednak w Sky jest już tylu świetnych zawodników, że czarny pociąg prowadzi peleton przez górskie przełęcze już w lutowych zmaganiach.

Dobrą serię rozpoczął młody Egan Bernal wygrywając Colombia Oro y Paz i przy okazji pokonując – nie byle kogo – Nairo Quintanę. Następnie podczas Vuelta a Andalucia wracający po kontuzji Wout Poels wygrał etap i zajął 2. miejsce w klasyfikacji generalnej, na dodatek zamykająca wyścig czasówka padła łupem Davida de la Cruza. W tym samym czasie w Portugalii swój wyścig rozgrywali Geraint Thomas i Michał Kwiatkowski – Brytyjczyk wygrał czasówkę, a Polak dwa etapy i klasyfikację generalną. Tydzień później błysnął również Łukasz Wiśniowski, który był drugi w Omloop Het Nieuwsblad, co przypomniało, że peleton powinien poważnie się liczyć nawet z kolarzami z drugiego szeregu w Team Sky.

Cieniem na wynikach kładzie się sytuacja z Chrisem Froomem, którego z wyników na tym etapie sezonu nie rozlicza nikt. Brytyjczyk mierzy się jednak z poważnymi problemami i nie jest jasne czy będzie startował w kolejnych miesiącach. To rodzi interesująca sytuację w obozie Team Sky, ponieważ kierownictwo nie jest pewne swojego lidera, a jego koledzy zaczynają dostrzegać szanse ugrania czegoś dla siebie. Praktycznie w każdej chwili możemy dowiedzieć się o zawieszeniu “Białego Kenijczyka”, co stawia zespół z Wielkiej Brytanii przed koniecznością przygotowania planów B.

Lopez z Lutsenko cieszą się na mecie

fot. Muscat Municipality / A.S.O. / K.D. Thorstad

Astana w pogoni za łupami

Z pozoru Astana wydaje się być jednym z najstabilniejszych drużyn w peletonie, w związku z tym ogromnym zaskoczeniem była informacja o kłopotach finansowych grupy. Czy te przekładają podziałały na zawodników jak bat na chimeryczne konie? Trudno stwierdzić, faktem natomiast jest, że turkusowe koszulki zaliczyły świetne otwarcie sezonu.

Eksplozja formy zawodników z kazachskiej ekipy nastąpiła na Bliskim Wschodzie w wyścigu Tour of Oman. Podopieczni Aleksandra Winokurowa rozegrali wyścig według własnego scenariusza – Alexey Lutsenko, Miguel Angel Lopez i Magnus Cort Nielsen wygrali po jednym etapie i dorzucili do tego pierwsze i drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Kolumbijczyk dwa tygodnie później dodał do tego 3. miejsce w Abu Dhabi Tour.

Z kolei w Europie świetnie poczynają sobie Lusi Leon Sanchez i Jakob Fuglsang. Hiszpan był 2. w Volta a la Comunitat Valenciana, następnie wygrał Vuelta a Murcia i uplasował się na 5. miejscu w Ruta del Sol. Naprawdę dawno nie miał tak owocnego startu sezonu, być może “Lulu” powróci do swojej dawnej dyspozycji? Z kolei Fuglsang mozolnie przygotowuje formę do Tour de France, ale nie przeszkadza mu to w osiąganiu dobrych wyników już na początku sezonu. Duńczyk najpierw był 3. w Walencji, a następnie 4. w Andaluzji, a jeśli ominą go kraksy, to będzie mocnym kandydatem do top 10 w lipcu.

Warto dodać, że Michael Valgren wygrał prestiżowy klasyk Omloop Het Nieuwsblad, a Moreno Moser (w barwach reprezentacji Włoch) odniósł zwycięstwo w Trofeo Laigueglia.

Trudno powiedzieć, czy sukcesy przełożą się na kwestie sponsorskie – Astana finansowana jest przez państwowe firmy Kazachstanu, co sugeruje, że wyjaśnienie kwestii płatności rozwiązywane będzie na poziomie politycznym.