Danielo - odzież kolarska

Mateusz Grabis: “Zabrakło tylko kropki nad ‘i'”

Mateusz Grabis

Mateusz Grabis ma za sobą dobry, równy sezon. W 2018 będzie kontynuował swoje ściganie w ekipie Voster Uniwheels, pracując na sukcesy liderów drużyny. 

9. kolarz GP Slovakia i 11. Korony Kocich Gór opowiedział o przeszłości i widokach na sezon 2018.

Lubisz się ścigać?

Bardzo! Od zawsze się ścigałem, odkąd pamiętam miałem styczność ze sportem. Z początku trenowałem triathlon, ale spośród pływania, biegania i jeżdżenia na rowerze, to właśnie kolarstwo najbardziej mi odpowiadało. I ostatecznie przy tym zostałem.

Jak oceniasz pierwszy rok w ekipie Voster Uniwheels?

Bardzo pozytywnie. Z początku była to duża niewiadoma, ale Krzysiek Parma i Mariusz Witecki pokazali, że potrafią zrobić porządną ekipę. Ważne jest też to, że wywiązali się ze wszystkiego co było powiedziane na początku.

Oni też chyba dobrze się uzupełniają?

Tak, Krzysztof odpowiada za sprawy organizacyjne, papierkową robotę i kontakty ze sponsorami. Natomiast Mariusz bardzo rozumie samo kolarstwo, od strony sportowej.

Jaki dla ciebie był ten sezon i jak oceniasz swoją dyspozycję?

Jeśli chodzi o mój poziom sportowy, to jestem zadowolony. Miałem cały sezon równy, właściwie bez momentów słabości. Jedyną przykrą sytuacją jaka mnie spotkała była kraksa podczas wyścigu Bałtyk-Karkonosze i wynikająca z niej kontuzja kolana…

Jak to się stało?

Na trasie wyścigu rozbiłem się uderzając o samochód techniczny mojej ekipy (śmiech). Teraz już razem z drużyną śmiejemy się i żartujemy z tej sytuacji, ale prawda jest taka, że kraksa wycięła mi kawałek sezonu. Musiałem odpuścić tydzień bez roweru. Później był wyścig Szlakiem Walk Majora Hubala, ważny dla naszej ekipy, więc musiałem się szybko pozbierać i stanąć na starcie, żeby wesprzeć kolegów.

Z jakim efektem?

Pierwszy, najcięższy etap poszedł mi słabo, ale był to pierwszy większy wysiłek od feralnego upadku. Wziąłem się w garść i przejechałem cały wyścig. Tak naprawdę pozbierałem się dwa tygodnie później podczas klasyków: Korony Kocich Gór i GP Doliny Baryczy. Wróciłem do siebie, zacząłem równie ściganie i tak już pozostało do końca sezonu.

Czyli, poza etapu z kontuzją, możesz być usatysfakcjonowany sezonem?

Prawie. Zabrakło przysłowiowej kropki nad „i”, żeby wygraną czy miejscem na podium potwierdzić moją dobrą dyspozycję.

Może więc uda się w tym roku. Jakie jest twoje sportowe marzenie na nowy sezon?

Stanąć na podium któregoś z klasyków. Lubię wyścigi klasyczne. Są ciężkie, ciekawe, dużo się dzieje. Tam widzę swoją szansę.

Jak odnajdujesz się w ekipie, jaka jest twoja rola w zespole?

Myślę, że podczas wyścigów etapowych dobrze się sprawdzam jako pomocnik Mateusza Komara czy Adama Stachowiaka. Nie przeszkadza mi to, że mam być pomocnikiem, nadaję się do tej roli. Kiedy oni wygrywają czy są wysoko na mecie, to ja również odczuwam wielką satysfakcję. Jednak wiadomo, że każdy zawodnik chciałby choć raz w sezonie pojechać na własne konto. Dlatego w tym roku mam mały niedosyt. Sporo się poświęcałem i wygrywaliśmy jako drużyna, z czego ogromnie się cieszę. W przyszłym sezonie chciałbym jednak pokazać, że i ja potrafię być wysoko.

Do ekipy dołącza Adrian Banaszek, stworzycie więc skład kompletny?

W tym roku ewidentnie brakowało nam typowego sprintera. Na płaskich wyścigach czy etapach nie pokazywaliśmy się, a prawda jest taka, że w Polsce większa część wyścigów kończy się sprintem z peletonu czy z grupy i jest wiele okazji, by najszybsi zawodnicy mogli powalczyć o zwycięstwo. Rywalizacji na ciężkich trasach jest w ciągu roku kilka.

Macie za sobą pierwsze spotkanie całej ekipy oraz okres świąteczny. Jakie masz plany na najbliższe tygodnie?

W najbliższym czasie mam zamiar spokojnie potrenować do połowy stycznia w domu. Następnie lecimy wraz z Adamem Stachowiakiem i Michałem Podlaskim na Majorkę potrenować w cieplejszych warunkach. Po powrocie będę miał trochę oddechu, a następnie wyjazd na kolejne zgrupowanie przedsezonowe już z całą ekipą.

inf. prasowa / Karolina Halejak