Danielo - odzież kolarska

MŚ Duitama 1995. Hiszpański śmiałek zaskakuje

Bitwa dwóch zawodników na 62. edycji Mistrzostw Świata w kolarstwie szosowym zakończyła się zwycięstwem tego trzeciego.

8 września 1995 roku. Niewielkie kolumbijskie miasteczko Duitama zorganizowało światowy czempionat. Była to piąta edycja mistrzostw, która odbyła się poza „Starym Kontynentem”. Trasa naturalnie górska, z racji tego, iż 120-tysięczny ośrodek był ulokowany u podnóża And. Peleton miał pokonać piętnaście 17,4-kilometrowych rund. Podjazd pod El Cogollo (3,7 km; 7,2%), wysoka temperatura i wilgotność oraz rozrzedzone powietrze na wysokości niemal 2600 metrów, musiały zrobić swoje.

profil trasy

Na starcie było dwóch wielkich faworytów, Miguel Indurain i Marco Pantani. Dwa miesiące przed przyjazdem do Ameryki Południowej Hiszpan po raz piąty z rzędu wzniósł trofeum zwycięzcy Tour de France, a cztery dni wcześniej zajął pierwsze miejsce w otwierającej mistrzostwa jeździe indywidualnej na czas. W sierpniu zrezygnował z Vuelta a Espana, wybierając Colorado i trening na wysokości. Wschodząca gwiazda peletonu, Marco Pantani, tamtego roku wywalczył dwa etapy Tour de France i zdobył koszulkę najlepszego młodzieżowca, czyniąc to po wycofaniu się z Giro d’Italia z powodu kolizji z samochodem. Wszyscy wpatrzeni jednak byli w 31-letniego „Miguelóna”, któremu trasa sprzyjała najbardziej.

Do boju ruszyło 100 kolarzy, z czego najmocniejsze reprezentacje wystawili, co zrozumiałe, Hiszpanie i Włosi. To właśnie te dwie nacje dyktowały tempo od samego początku, ciągnąc liderów. Warunki nie sprzyjały kolarzom, zwłaszcza tym słabszym, którzy szybko się wykruszali.

Mijały kolejne kilometry, a faworyci wciąż jechali razem, obserwując się uważnie. Taka cisza przed burzą. Na czwartym okrążeniu od końca w końcu zaatakował Fernando Escartín, pomocnik Induraina, chcąc wymusić szybsze tempo na Włochach i Kolumbijczykach. Zyskał minimalną przewagę i został wkrótce doścignięty. Akcji spróbowała również inna hiszpańska “kozica”, José María Jiménez. Działania te przyniosły zamierzony efekt. Liczba kolarzy w niebieskich koszulkach z napisem “Italia” zmalała, brakowało również gospodarzy.

Na przedostatnim kółku w końcu zaatakował  faworyt – Indurain. Hiszpan posiadał bogate doświadczenie w jednodniowych wyścigach, choć w swojej karierze wygrał tylko dwa – w 1990 roku okazał się najlepszy na trasie Clásica San Sebastián, a dwa lata później został mistrzem kraju. “Big Mig” szybko przekonał się, że może mieć kłopot, gdyż był pilnie strzeżony przez konkurentów. Wtedy własnie skontrował Abraham Olano, trochę niedoceniany kolarzy z Półwyspu Iberyjskiego. A przecież na Vuelta a Espana wygrał wszystkie trzy czasówki w drodze do drugiego miejsca w klasyfikacji generalnej, a więc samotna walka z kilometrami nie była mu obca.

Bask błyskawicznie zdobył przewagę nad konkurentami. Z tyłu gonili Pantani, Mauro Gianetti i Pascal Richard (obaj Szwajcaria), lecz na czele peletonu pojawiał się również Indurain, który spowalniał pościg. Różnica wzrosła do minuty, co sprawiło, że Olano niemal już trzymał tęczową koszulkę w garści. Sprzyjało mu nieregularne tempo grupy oraz sama trasa. Był  niezłym góralem i mógł spokojnie utrzymać rytm na wymagającym podjeździe.

Gdy Hiszpan wjechał na ostatni kilometr, został już okrzyknięty następcą pięciokrotnego triumfatora Tour de France. Pojawił się jednak wielki problem, który mógł go zatrzymać. Tylne koło powoli opadło, a sam Olano zwolnił. Guma.

Zmiana roweru ułatwiłaby mu pokonanie ostatnich kilkuset metrów, lecz musiałby się zatrzymać i ryzykować przegranie wyścigu. Z kolei dalsza jazda była ogromnym ryzykiem – przy ślizgającym się kole 25-latek łatwo mógł spaść z roweru. Decyzja zapadła – kolarz z północy Półwyspu Iberyjskiego kręcił aż do końca, choć w wyraźnie gorszym tempie. Mistrzostwo świata było tak blisko i nadal tak daleko.

Czarny scenariusz się nie spełnił,  Olano wjechał na metę pierwszy, po wielkiej batalii ze sprzętem na końcowych metrach i z niemalże zdartą szytką. Został pierwszym zwycięzcą światowego czempionatu pochodzącym z Hiszpanii. Srebrny medal również zdobył kolarz w białej koszulce – w sprincie najlepszy był Indurain, brązowy krążek pozostał Pantaniemu.

Do dziś mówi się, że mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym w 1995 roku były najtrudniejszą edycją kiedykolwiek zorganizowaną. Do mety dojechało zaledwie dwudziestu kolarzy. 18. był Zenon Jaskuła, a wyścig zamknął Andy Hampstein, który ukończył rywalizację 37 minut i 55 sekund po zwycięzcy.

Olano nie ścigał się długo, karierę porzucił w 2002 roku, w wieku 32 lat, uzasadniając podjętą decyzję brakiem motywacji do dalszej pracy. Zgromadził na swoim koncie etap Tour de France (1998), 3. (1996) i 2. miejsce (2001) w “generalce” Giro d’Italia, zwycięstwo w Vuelta a Espana (1998) i tytuł mistrza świata w jeździe indywidualnej (1998). Nazwisko Hiszpana pojawiało się na listach kolarzy podejrzanych o doping, w przebadanej po latach jego próbce z TdF 1998 wykryto EPO. Obecnie trenuje reprezentację Gabonu.

Wyniki mistrzostw świata Duitama 1995:

1. Abraham Olano (Hiszpania)         7:09:55
2. Miguel Indurain (Hiszpania)         00:35
3. Marco Pantani (Włochy)
4. Mauro Gianetti (Szwajcaria)
5. Pascal Richard (Szwajcaria)         00:53
6. Richard Virenque (Francja)          01:31
7. Dmitrij Konyszew (Rosja)
8. Oliverio Rincón (Kolumbia)
9. Rolf Sorensen (Dania)
10. Felice Puttini (Szwajcaria)
11. Israel Ochoa (Kolumbia)            03:08
12. Francesco Casagrande (Włochy)      03:49
13. José-Maria Jimenez (Hiszpania)     06:59
14. Fernando Escartin (Hiszpania)      08:52
15. José Gonzalez (Kolumbia)           09:22
16. Oscar Pellicioli (Włochy)          13:15
17. Paolo Lanfranchi (Włochy) 
18. Zenon Jaskuła (Polska)             15:24
19. Miguel Arroyo (Meksyk)             37:55
20. Andy Hampsten (USA)

2 Comments

  1. grzesiek00

    7 października 2017, 12:08 o 12:08

    Chyba pierwsze mistrzostwa które pamiętam. Jako dzieciak nie mogłem pojąć dlaczego wygrał Olano a nie Indurain 🙂

    • Mikołaj Krok

      7 października 2017, 12:37 o 12:37

      Cóż… w pewnym sensie uczeń przerósł mistrza 😉