Danielo - odzież kolarska

Criterium du Dauphine 2017. Pechowy Porte, niepewny Froome, świetny Aru

Podium Delfinatu, od lewej: Porte, Fuglsang, Daniel Martin

Walka o sukces w 69. edycji Criterium du Dauphine pozostawiła wiele kluczowych pytań bez odpowiedzi. 

Drugie miejsce w klasyfikacji generalnej wyścigu zajął Richie Porte. Przed dzisiejszym etapem wydawało się, że kolarz BMC Racing Team jest pewnym kandydatem do zwycięstwa – prowadził w “generalce”, z wyraźną, wynoszącą ponad minutę przewagę, a ponadto podczas wcześniejszych górskich odcinków nie miał dla siebie równych. Wczoraj, na etapie prowadzącym do Alpe d’Huez zyskał niemal nad wszystkimi rywalami, nie wyprzedzając wyłącznie Romaina Bardeta i Jakoba Fuglsanga.

Marzenia prysnęły jak czar. Dziś Tasmańczyk szybko stracił wszystkich swoich pomocników, przez co musiał sam bronić swojej koszulki i przewagi. Aktywna jazda rywali sprawiła jednak, że 32-latek został zdystansowany, a w ostatecznym rozrachunku dojechał na metę minutę i 15 sekund za Fuglsangiem. Razem z bonifikatą czasową oznaczało to, że to właśnie Duńczyk mógł się cieszyć ze zwycięstwa w Delfinacie.

Myślę, że ogólnie idzie mi dobrze, i że szczyt formy przyjdzie w lipcu. To przykre, że moja strata była taka mała, ale jednak gratuluję Fuglsangowi. Szybko zostałem sam, pomoc kolegów byłaby przydatna. Walczyłem przeciwko wszystkim, o czym nie możemy zapomnieć. Wyścig był solidny, a Jakob jest wielkim kolarzem. Na pewno zyskałem pewności siebie, co jest dobrym znakiem przed Tour de France [1-23 lipca]

– przyznał podopieczny Jima Ochowicza.

Trzecie miejsce w “generalce” zajął Daniel Martin. Przed dzisiejszą rywalizacją 30-latek z Birmingham był ósmy w klasyfikacji generalnej, a jego strata do liderującego Porte’a wynosiła dwie minuty i 31 sekund. Na trasie etapu kolarz Quick Step-Floors kilkukrotnie próbował jednak swoich sił – zaatakował na początku finałowej wspinaczki. Jego koła trzymał się wyłącznie Jakob Fuglsang, który potem pomknął po zwycięstwo etapowe.

Martin jednak nadal jechał dobrym tempem, a dzięki samotnej jeździe pod górę, wjechał na metę jako drugi, 12 sekund za Duńczykiem. Przez to podopieczny Patricka Lefevere’a przeskoczył pięciu rywali i wskoczył na najniższy stopień podium.

Tempo było wysokie od samego początku, więc moim celem była spokojna jazda aż do finałowego podjazdu, gdzie dałem z siebie wszystko. Jestem zadowolony z wyniku, ale również z mojej jazdy w tym tygodniu. Podszedłem do tego startu inaczej niż zwykle. Chciałem się zrelaksować, nie myśleć o walce o triumf i stratach poniesionych w czasówce. Nie było presji, nawet dziś, na najtrudniejszym choć najciekawszym etapie w mojej karierze. Teraz chcę przejechać trasy części etapów Tour de France, poprawić formę i czekać na lipiec

– powiedział triumfator Tour de Pologne z 2011 roku.

fot. ASO/A.Broadway

Tuż za czołową trójką uplasował się Chris Froome. Urodzony w Kenii Brytyjczyk ponownie był wspierany przez Michała Kwiatkowskiego, który dociągnął go do czołówki, dzięki czemu 32-latek mógł rozpocząć drogę do Plateau de Solaison wraz ze swoimi głównymi rywalami. Tam jednak wyraźnie osłabł i nie mógł walczyć o dobrą pozycję na etapie, będąc również wyprzedzonym w klasyfikacji generalnej wyścigu, gdzie wcześniej był drugi. Jego strata do Fuglsanga wyniosła minutę i 33 sekundy, a do trzeciego Martina – zaledwie jedną sekundę.

Drugie miejsce nie było naszym celem, chcieliśmy wygrać. Wyłożyliśmy karty na stół i myślę, że choć wywalczenie triumfu nam nie wyszło, muszę się cieszyć z wyniku. Przed startem Delfinatu miałem za sobą tylko 19 dni ścigania, a więc niewiele. Liczę, że to mi pomoże w lipcu. W Tour de Romandie nie mogłem utrzymać tempa, a teraz wyraźnie się poprawiłem i wydaje mi się, że idę w dobrym kierunku

– sugerował trzykrotny triumfator Tour de France, z 2013, 2015 i 2016 roku.

Bardzo dobrą jazdę zaprezentował Fabio Aru. Sardyńczyk, który wraca do rywalizacji po kontuzji doznanej przed Giro d’Italia, cały dzień próbował swoich sił, chcąc oderwać się od czołowej grupy. Na Col de la Colombiere zaatakował razem z Alejandro Valverde, rozpoczynając decydującą akcję. Ostatni podjazd pokonał wraz z innymi faworytami, kończąc etap na piątym miejscu, na którym został również sklasyfikowany w klasyfikacji generalnej.

Oczywiście trzecie miejsce byłoby lepszym wynikiem, ale, mówiąc szczerze, przed wyścigiem miałem bardzo dużo wątpliwości. Ten sezon jest dla mnie pechowy, chorowałem na grypę podczas Tirreno-Adriatico, a potem przydarzyła się kontuzja. Dziś, zaatakowałem razem z Valverde, decydując się na sprawdzenie swojej formy. Na finałowej wspinaczce trzymałem się z najlepszymi. Cieszę się ze zwycięstwa Jakoba. Zasłużył sobie na nie, podobnie jak cała ekipa. To wielki wynik

– podkreślił 26-latek.

fot. ASO/A.Broadway

W klasyfikacji młodzieżowej zwyciężył Emanuel Buchmann. Kolarz Bora-hansgrohe znalazł się w pierwszej grupie u podnóża Plateau de Solaison, wjeżdżając pod górę wraz z innymi faworytami. Ostatecznie wjechał na metę jako czwarty, awansując również na siódmą lokatę w “generalce”. Tym występem Niemiec pokazał, że będzie ważnym pomocnikiem i dużym atutem Rafała Majki na górskich odcinkach Tour de France.

Wszystko się podzieliło na pierwszym podjeździe, gdzie najpierw chciałem odskoczyć, ale potem poczekałem na Froome’a i Porte’a. Na Colombiere zaatakowałem z Contadorem, co było dobrą decyzją, bo Porte był z tyłu i kręcił samotnie. Froome miał również pomoc Kwiatkowskiego. Finałowy podjazd z kolei był terenem walki, gdzie moim rywalem był Meintjes, którego również goniłem. To największy sukces w mojej karierze, jestem w gronie najlepszych wspinaczy na świecie. To niesamowite

– stwierdził pochodzący z Badenii-Wirtembergii 24-latek.