Danielo - odzież kolarska

Taylor Phinney: “musiałem odsunąć się od kolarstwa”

Taylor Phinney ponownie liczy na wielkie sukcesy po trudnym okresie spowodowanym poważną kontuzją. 

Wielu kibiców łączy 26-letniego Amerykanina z pierwszymi etapami Giro d’Italia w 2012 roku, gdzie odniósł jeden z największych sukcesów w swojej karierze. Ścigając się wówczas w barwach BMC Racing Team wygrał w otwierającej wyścig jeździe indywidualnej na czas, a następnie przez trzy dni jechał w różowej koszulce lidera. Został trzecim Amerykaninem, który założył “Maglia Rosa” – wcześniej dokonali tego Andrew Hampsten (1988) i Christian Vande Velde (2008).

W drugiej połowie tamtego sezonu kolarz z Boulder w stanie Kolorado ponownie pokazał swoje możliwości. Na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie dwukrotnie zajmował czwarte miejsce, zarówno w wyścigu ze startu wspólnego, jak i w jeździe indywidualnej na czas. Z kolei w czasówce na Mistrzostwach Świata w Limburgii zdobył srebrny medal. Do zwycięskiego Tony’ego Martina zabrakło mu pięciu sekund.

Poza tym, Phinney ma na swoim koncie trzy tytuły mistrza USA w jeździe indywidualnej na czas, odniesione w 2014 roku zwycięstwo w Dubai Tour oraz sukcesy etapowe na USA Pro Cycling Challenge i Tour of California. W sezonie 2013 pojawił się również na Tour de Pologne, gdzie na odcinku prowadzącym do Katowic odskoczył od peletonu na ostatnich kilometrach. Dość niespodziewanie utrzymał kilkusekundową przewagę, wpadając na kreskę jako pierwszy.

Wspomniany już 2014 rok 26-latek zakończył jednak przedwcześnie. Podczas wyścigu ze startu wspólnego na mistrzostwach swojego kraju upadł, chcąc uniknąć zderzenia z motocyklem. Doznał poważnej kontuzji nogi, po której przez ponad rok nie startował.

Kraksa nie wyrzuciła mnie z kolarskiego świata, to ja podczas rehabilitacji sam się odsunąłem. Musiałem nabrać dystansu do tego, co było mi bliskie przez całą dorosłość. Cieszę się , że mogłem zobaczyć świat w inny sposób, bez presji treningów, ścigania lub konieczności wypoczywania. Poczułem radość z życia, za co jestem również wdzięczny

– wyznał Phinney w rozmowie z “Cycling Central”.

Od obecnego sezonu Amerykanin ściga się w barwach grupy Cannondale-Drapac. Zmiana miała pomóc w powrocie na najwyższy poziom, a także dać szansę walki w nowej koszulce, w składzie innego zespołu.

Tu jest inaczej. Przez pięć lat jeździłem w barwach jednej drużyny, i to drużyny WorldTourowej. Może się wydawać, że wszystkie są podobne, ale tak z pewnością nie jest. W każdej jest inna atmosfera, a teraz muszę przyznać, że tutaj jest mi lepiej

– stwierdził.

Póki co, w tym roku Phinney wziął udział w zaledwie czterech wyścigach, ani razu nie odgrywając kluczowej roli. Powodem tak małej liczby startów miała być właśnie zmiana barw, która wymusiła nieco dłuższą przerwę od wyścigów oraz nowe podejście Amerykanina. Teraz chce podchodzić do każdej imprezy spokojnie.

Tak, przegapiłem większość klasyków i miałem kraksę na Ronde. Mentalnie i emocjonalnie jestem jednak lepiej nastawiony do tego, co robię w życiu. Jest stabilizacja, dzięki której cieszę się ze startów bardziej, niż kiedykolwiek

– powiedział podopieczny Jonathana Vaughtersa.

Przed Amerykaninem teraz dwa kluczowe starty. W połowie miesiąca zobaczymy go na trasie Tour de Suisse (10-18 czerwca), a – jeżeli zostanie wybrany przez swoją ekipę – wkrótce stanie na starcie swojego pierwszego Tour de France (1-23 lipca).

Teraz, moja motywacja jest inna

– zakończył Phinney.