Danielo - odzież kolarska

Sylwester Szmyd: “Myślę o moich pierwszych startach w Giro”

Sylwester Szmyd z nostalgią wspomina swoje starty we włoskim Giro i typuje faworytów wyścigu.

100 Giro d’Italia. Muszę się przyzwyczaić do myśli, że Giro rusza beze mnie. Po dwunastu przejechanych edycjach proszę uwierzyć, że był to dla mnie najważniejszy wyścig w sezonie. Nie bez znaczenia zostaje fakt, że 11 razy startowałem w barwach włoskiej drużyny. Myślę, że ciężko w słowach wyrazić czym jest Giro dla Włochów, dla ekipy i jej sponsora, zawodników, obsługi i w końcu samych kibiców. Dla mnie start w Giro był takim wyróżnieniem, jak możliwość założenia narodowej koszulki, niestety w Giro częściej startowałem.

I nawet jeśli jestem pierwszym, który mówi, że kolarstwo już dawno straciło swój romantyzm, to Giro w mojej głowie pozostaje najpiękniejszym wyścigiem świata, potrafiącym dać mnóstwo pozytywnych emocji zawodnikom i kibicom.

Niby skończyłem się ścigać wczoraj, a pierwsze Giro przejechałem bez kasku na głowie, w kolejnym jechałem u boku żyjącej legendy Pantaniego. I chyba z nim najbardziej mi się kojarzy tegoroczna trasa Giro. Dwie z czterech końcówek pod górę, Oropa i Piancavallo, nie mogą nie przypominać jednych z najpiękniejszych akcji w historii kolarstwa, a których autorem był właśnie Marco. Szczególnie Oropa, gdzie po defekcie u podnóża podjazdu “Panta” mknąc do góry wyprzedził 48 kolarzy i “na solo” wygrał etap.

Etna, która będzie pierwszą metą pod górę, przypomina mi Contadora z 2011 roku, który w jasny i wyraźny sposób pokazał wszystkim, że zamierza wygrać Giro. Również, a może i bardziej kojarzy mi się z arancini i cannoli, sycylijskimi przysmakami, które stały się stałym elementem diety na naszych zgrupowaniach na Sycylii przed Giro.

Blockhaus, druga meta pod górę w tym roku, myślę, że będzie tym podjazdem, który powinien dać odpowiedź, kto Giro nie wygra. Dla mnie był to najlepszy etap w historii moich startów w Giro. Tylko z małego powodu nie dojechałem z “Pellim”, który zwyciężył w 2009 roku, finiszując mimo to w top 10.

Z mojego punktu widzenia większe znaczenie dla klasyfikacji generalnej wyścigu odegrają etapy 16 i przede wszystkim 18. Powtarzane po sobie długie podjazdy w trzecim tygodniu wyścigu.

Sam start z Sardynii bajkowy, pamiętam rok 2007, podobnie przeprawa przez południe Italii z pięknym morzem w Pugli dla nas kibiców będzie pięknym widowiskiem, które może zamienić się w koszmar dla kolarzy, jeśli zacznie padać deszcz.

Wśród głównych pretendentów do zwycięstwa stawiam tych, którzy celują w podium, ale tylko w najwyższy jego stopień: Quintana i Nibali. Z niecierpliwością będę wypatrywać liderów Sky, w których nigdy nie wierzyłem. Liczę na wyścig życia Mollemy i Van Garderena, który wiem, że pracował bardzo ciężko z myślą o Giro od samego grudnia. Wierzę w podium Zakarina, a moim czarnym koniem jest Pinot. Myślę, że góry Giro są mu bardziej na rękę niż te z Tour de France. Bo, drodzy Czytelnicy, ja zawsze uważałem, co już pokazał na przykład Pereiro w 2006 roku, że Tour można wygrać przy odrobinie szczęścia, ale Giro niestety już nie. Dolomity nie wybaczają chwili słabości.

Tak więc rusza Giro, a ja przenoszę się do moich pierwszych w nim startów, do postojów na trasie organizowanych przez kibiców. Do stołów wzdłuż trasy zastawionych lodami, ciastkami, tortami, prosecco dla peletonu, który się zatrzymywał. Myślę o peletonie, gdzie Cipollini czy Bettini w tęczowej koszulce byli autorytetami.

Myślę również o emocjach, które dały mi dwa zwycięstwa w Giro z liderami. Emocje po 21 dniach ciężkiej pracy, których ani nie da się opisać, ani tym bardziej kupić.

Na koniec, mam nadzieję, że “Goły”, “Maniek” i “Pater” z “Łysym” (czyli Łukaszem Owsianem) odważą się szukać swojej szansy na etapach dla uciekinierów, których myślę będzie sporo. Wierzę, że Janek Hirt wygra etap, bo stać go na to.

Sylwester Szmyd o życiu kolarza w sieci pisał od lat. W sezonie 2017, z perspektywy byłego już zawodnika i prowadzącego firmę Szmyd Coaching, na łamach Rowery.org będzie dzielił się swoimi obserwacjami z największych imprez.

9 Comments

  1. Andrzej

    5 maja 2017, 14:09 o 14:09

    Kłaniam się nisko. Ma Pan rękę do takich tekstów – świetnie się to czyta. 🙂

  2. as

    5 maja 2017, 14:52 o 14:52

    Piękne kolarskie akcje Pantaniego możliwe dzięki temu, że wtedy koks aż się wysypywał uszami. Nie jestem naiwny i wiem, że żaden zawodowy sport na najwyższym poziomie nie może istnieć bez wspomagania, ale wtedy to już była wolna amerykanka, totalnie.

    Świetna jest trasa tegorocznego Giro, natomiast TdF w tym roku to jakiś smutny żart i nieporozumienie.

    • sylwas

      5 maja 2017, 22:17 o 22:17

      Prosze bardzo,mozemy przyjac ze wszystkim koks sie “wysypywal uszami”,ale dlaczego inni nie jezdzili jak Pantani w takim razie? Uznajmy zatem i uszanujmy talent Panty dla okresu w jakim sie scigal z kolarzami z ktorymi sie scigal. pozdr

      • vip

        6 maja 2017, 07:54 o 07:54

        Talentu Pantaniemu nikt nie zabierze, był super kolarzem ze swoimi niezapomnianymi akcjami i stylem jazdy. Tutaj nie ma co uznawać jego talentu, on go zwyczajnie miał.

  3. donRicardo

    5 maja 2017, 22:53 o 22:53

    Też myślę o Pinocie w podobny sposób!

  4. mich

    5 maja 2017, 23:30 o 23:30

    Giro jest specyficzne niby najmniej je oglądam z trzech wielkich tourów chyba z powodu zmęczenia oglądaniem klasyków i wiosennych tygodniowek to jednak najbardziej pamiętam etapy właśnie giro, zwycięstwo Sastre na Wezuwiuszu, czerwony pociąg Saeco, deszczowy etap po szutrach, no i walkę o sekundy Contadora nawet na etapach skrojonych dla Bettiniego w 2008. Giro zapada w pamięć

  5. Michał Golus

    7 maja 2017, 06:45 o 06:45

  6. Władysław Dar

    8 maja 2017, 10:50 o 10:50

    Tegoroczne Giro jest mi obojętne.

    • TomAsz

      8 maja 2017, 12:58 o 12:58

      Świat zadrżał w posadach.