Zdenek Stybar, Peter Sagan i Ian Stannard wyrazili niezadowolenie po Paryż-Roubaix. Miejscem na podium radował się za to Sebastian Langeveld.
Czech z ekipy Quick-Step Floors dojechał na welodrom w Roubaix w czołowej grupce, w ostatecznym rozrachunku zajmując drugie miejsce. Przyznał jednak, że ten wynik nie jest dla niego satysfakcjonujący, gdyż jego celem była walka o zwycięstwo wraz z Tomem Boonenem, a nie samodzielny bój o podium.
Drugie miejsce to zawód. Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy dla Toma – cała ekipa wspierała go na 100%. Dużo pracowałem w pierwszej części wyścigu. W końcówce mogłem nie wychodzić na zmiany, ale to jest Roubaix, a nie jest siedzenie na sofie. Były momenty, że zastanawiałem się czy nie zwolnić, poczekać na niego i spróbować dogonić czołówkę. Cztery kilometry przed metą zorientowałem się jednak, że jadę po zwycięstwo. Wcześniej w ogóle o tym nie myślałem, marzyłem o tym, by na welodrom wjechać z Tomem. Nie wyszło, jestem zawiedziony. Zrobiłem co mogłem, może mogłem rozpocząć sprint 50 metrów dalej, ale to jest tor
– powiedział “Styby”.
31-latek podkreślił również, że cała drużyna Patricka Lefevere’a liczyła na godne pożegnanie dla “Tommeke”. 36-latek jednak ukończył swoje ostatnie w karierze “Piekło Północy” na 13. miejscu, w drugiej grupie, co według Czecha nie jest godnym wynikiem.
Tom jest niezwykłym kolarzem, wyjątkową osobowością i prawdziwym przyjacielem. Zrobiliśmy dziś co mogliśmy dla niego, ale szkoda, że nie udało się nam pomóc mu w wygranej
– stwierdził.
Wyraźnie zadowolony był za to Sebastian Langeveld, który zajął najniższe miejsce na podium. Zwycięzca Omloop Het Nieuwsblad z 2011 roku załapał się do 15-osobowej grupki faworytów, która utworzyła się tuż za sektorem Mons-en-Pevele, a potem skutecznie skontrował atak Daniela Ossa, trafiając do czołówki.
Ta dojechała do mety i dzięki niezłemu sprintowi Holender zajął swoje pierwsze miejsce w czołowej “trójce” wyścigu Paryż-Roubaix. Wcześniej był 7. w 2013 roku, zaś w kolejnym sezonie finiszował na 8. pozycji.
Miałem gęsią skórkę. Uczestniczyłem w batalii o zwycięstwo z mistrzem olimpijskim i innym wielkim kolarzem. “Styby” to moja generacja, to było coś wspaniałego. Dużo myśli przelatywało mi przez głowę – w ostatnich dwóch latach miałem sporo pecha, ale wokół mnie było kilka osób, które nie przestały we mnie wierzyć
– powiedział kolarz Cannondale-Drapac.
Langeveld odniósł się również do swojego wyniku w Ronde van Vlaanderen, które ukończył na 73. miejscu.
Byłem bardzo niezadowolony po “Flandrii”, ale ekipa podtrzymywała morale, nie pozwoliła mi się poddać. Miałem naprawdę dobry dzień, chyba byłem jednym z najmocniejszych na trasie. Trzecie miejsce, w takim towarzystwie… wywalczyłem to, na co zasłużyłem
– wyjaśnił 32-latek.
Dziś szczęścia – po raz kolejny – nie miał Peter Sagan. Słowak z Żyliny dwukrotnie złapał gumę, najpierw na trzy-gwiazdkowym odcinku Warlaing – Brillon, a potem, po powrocie do faworytów, na Templeuve (Moulin de Vertain). 27-latek trafił do grupy pościgowej, razem z Tomem Boonenem, lecz odpadł z niej wskutek braku sił.
To było bardzo trudne i szybkie ściganie. Koledzy się napracowali, ale w kluczowych momentach dopadły mnie defekty, akurat gdy byłem w dobrej pozycji, gdy atakowałem. Jak mówiłem, żeby wygrać Paryż-Roubaix, potrzeba czegoś więcej niż tylko dobrej formy i nogi. Takie jest kolarstwo, spróbujemy za rok
– powiedział Sagan, który ostatecznie na metę wpadł jako 38., z ponad pięciominutową stratą do Grega van Avermaeta.
Los nie sprzyjał również Ianowi Stannardowi, trzeciemu zawodnikowi ubiegłorocznej edycji. Brytyjczyk miał defekt przed odcinkiem 24, Vertain – Saint-Martin-sur-Écaillon, a następnie nie mógł powrócić na czoło wyścigu z powodu innych kraks. Na welodrom kolarz Sky dojechał w większej grupce, kończąc jazdę niemal dziesięć minut po przekroczeniu mety przez triumfatora.
Taki był wyścig, jechaliśmy szybko, ale złapałem gumę. Następnie było kilka kraks, które blokowały drogę, no i utknąłem. Musiałem powrócić do czołówki, ale w Denain i przed Arenbergiem tempo znów skoczyło. Przez to zostałem i wyszło, jak wyszło. Szkoda, ale tak przebiegała rywalizacja. Już nie mogę się doczekać następnej edycji. Nowi kolarze [Jon Dibben, Owain Doull i Łukasz Wiśniowski] jechali świetnie, bo prowadzili nas na dobrych miejscach. Wykonali świetną robotę
– stwierdził 29-letni “Yogi”.
Copyright © rowery.org. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Adrian Piaseczny
9 kwietnia 2017, 19:53 o 19:53
Stybar źle rozegrał końcówkę a potem zostało już tylko walenie w kierownicę