Danielo - odzież kolarska

Pamiętne edycje Mediolan-San Remo

Fausto Coppi, Sean Kelly, Andrei Tchmil, Mark Cavendish, Gerald Ciolek to tylko wybrani herosi wyścigu Mediolan-San Remo.

Wyścig Mediolan-San Remo na przestrzeni ponad 100 lat dostarczył kibicom wielu emocji. Na dwa dni przed 108. edycją “Primavery”, przyglądamy się wybranym edycjom wyścigu, które zapisały się złotymi zgłoskami w historii kolarstwa.

Początki…

Do najciekawszych edycji można z pewnością zaliczyć rywalizację z 1910 roku, gdy zawodnicy rywalizowali w śniegu i zamieci. Wygrał Eugene Christophe, który po drodze godziną spędził w gospodzie (grzejąc się i dochodząc do siebie), a po przyjechaniu na metę (po 12 godzinach w siodełku) został odwieziony do szpitala, gdzie spędził miesiąc lecząc odmrożenia.

W powojennej historii warto zwrócić uwagę na rok 1946, czy – jak wolą określać to historycy kolarstwa – „wielką podróż Coppiego”. Włoski „Il Campionissimo” przygotowywał się do wyścigu bardzo solidnie – w okresie biedy i wojennych zniszczeń kolarskie rozgrywki były czymś niezwykle ważnym, czynnikiem unifikującym kraj. Serie ataków w początkowej fazie sprawiły, że peleton porwał się i podzielił na grupy. W czołówce był oczywiście Coppi, który podkręcił tempo na podjeździe i pogubił rywali.

Na szczycie Passo del Turchino miał dwie minuty przewagi… i 140 kilometrów przed sobą. Mimo że z tyłu goniono ze wszystkich sił, Coppi odjechał i nie dał się złapać. Na mecie mógł spokojnie odetchnąć – drugi zawodnik przyjechał dopiero 14 minut za nim.

1992: Król Kelly

W 1992 roku wyścig miał w zasadzie dwóch aktorów – Włocha Moreno Argentina i Irlandczyka Seana Kelly’ego. Kelly triumfował w Mediolan-San Remo w 1986 roku i był autorem powiedzenia: „Jeżeli na Poggio masz 100 metrów przewagi, wygrywasz wyścig. ”

W 1992 roku 36-letni Irlandczyk musiał obalić własne twierdzenie aby wyścig wygrać. Teoria wzięła w łeb na szczycie Poggio – Argentin atakował trzy razy i w końcu odjechał, na szczycie mając więcej niż 100 metrów przewagi. Kelly jechał za prowadzącym peleton Fondriestem, ale na początku trudnych zjazdów prowadzący samotnie Włoch zaczął zyskiwać i wydawało się, że nic nie odbierze mu prowadzenia.

Jadący w barwach Festiny Kelly za wygraną nie dał i ruszył jak szalony pogoń. Po karkołomnym i ryzykownym zjeździe zaczął niwelować różnicę. Kilometr przed metą dogonił uciekiniera, który nie mógł uwierzyć w to co się stało. Uwierzyć nie chcieli też Włosi, którzy słysząc od spikera tę informację, tylko jęknęli z zawodu. Na ostatnich metrach Irlandczyk bez trudu ograł Włocha i po raz drugi cieszył się w San Remo.

1999: Polak na podium

W 1999 roku “polski” do dzisiaj rekord ustanowił Zbigniew Spruch, finiszując po trzecie miejsce. Polak jechał aktywnie w końcówce, atakując m.in. z Marco Pantanim i Davide Rebellinem. Wyścig padł łupem Andreia Tchmila, który zaskoczył peleton na ostatnich 500 metrach i długim atakiem przerwał dominację Erika Zabela, triumfatora czterech edycji “Primavery”. Spruch wpadł na metę tuż za Niemcem i do dziś jest jedynym Polakiem, który stanął na podium „wiosennych mistrzostw świata”.

2004: Już był w ogródku, już witał się z gąską

W ostatnich latach do historii przeszła edycja 2004. Doszło do walki sprinterów, a faworytem ostatnich metrów był Włoch Alessandro Petacchi. Rozprowadzanego „Ale Jeta” na ostatniej prostej wyprzedził jednak Eric Zabel, który poprzednio czterokrotnie rozstrzygał na swoją korzyść walkę w najdłuższym wyścigu świata. Wszystko zdawało się iść zgodnie z planem – Niemiec ruszył jak rakieta, wyszedł z koła zawodnikowi Fassa Bortolo, podniósł nawet ręce do góry… i uśmiech spełzł mu z twarzy. Pewność siebie kosztowała go triumf – na kresce koło wystawił mu Hiszpan Oscar Freire i to on stanął na najwyższym stopniu podium.

Faworyzowany Petacchi zajął dopiero czwarte miejsce, bowiem na kresce wyprzedził go jeszcze Stuart O’Grady. Tym samym, na podium jednej z najbardziej pamiętnych edycji “Primavery” zabrakło Włocha.

2009: Cavendish. Pocisk

W 2009 roku widzowie w San Remo byli świadkami niesamowitej walki między Markiem Cavendishem a Heinrichem Hausslerem. Brytyjczyk wykazał się fantastycznym finiszem i triumf wydarł na linii mety, a ostatnie 100 metrów dobitnie pokazało, że zasługuje na przydomek “missile” – pocisk.

Po przejechaniu Poggio, w stronę San Remo sunął cały peleton, a brytyjski sprinter był osłaniany przez doświadczonego George’a Hincapiego. Ku zaskoczeniu wszystkich z dalszej pozycji wyskoczył do przodu Haussler i długim finiszem próbował przesądzić na swoją korzyść setną edycję Mediolan-San Remo. W pogoń rzucił się Cavendish, nadludzkim wysiłkiem przeskakując do uzyskującego przewagę kolarza Cervelo i dosłownie o gumę pokonując go na kresce.

2013: Triumf niedocenianego

Do pamiętnych należy także edycja z 2013 roku, rozgrywana w śniegu i deszczu, którą po finiszu z mocno okrojonej grupki wygrał Niemiec Gerald Ciolek.

Ze względu na fatalne warunki organizatorzy byli zmuszeni przerwać wyścig, a następnie zadecydować o skróceniu trasy. Część zawodników w proteście nie przystąpiła do wznowionej rywalizacji, a reszta peletonu raczej spokojnym tempem skierowała się ku Poggio. Tam, z przerzedzonej grupy, udało się odskoczyć niewielkiej grupie zawodników m.in. z Fabianem Cancellarą, Peterem Saganem i Geraldem Ciolkiem.

Mimo że faworytem sprinterskiego pojedynku wydawał się być Sagan, to na ostatnich metrach ręce do góry wzniósł Ciolek. Jak później zauważył włoski komentator stacji Rai, Davide Cassani, Sagan popełnił błąd i za późno zmieniał bieg, co kosztowało go triumf w pierwszym monumencie sezonu.

4 Comments

  1. LegiaCyclingClub

    16 marca 2017, 20:24 o 20:24

  2. Piotrek Rutkowski

    16 marca 2017, 20:33 o 20:33

    Kiedy tradycyjna zapowiedź

    • rowery.org

      16 marca 2017, 20:47 o 20:47

      Jutro 🙂

  3. Adek Koper

    17 marca 2017, 04:14 o 04:14

    Spruch to wspaniały kolarz