Mark Cavendish stwierdził, że jego niewielkie szanse na triumf w Mediolan-San Remo (18 marca) wzrosną, jeżeli na Via Roma wjedzie cały peleton.
W 2009 roku “Manx Missile” był najlepszy w “Primaverze”, wyprzedzając w sprinterskim finiszu Heinricha Hausslera i Thora Hushovda. Wtedy wyścig przebiegał przez podjazd pod La Manie (4,7 km; 6,7%), który, w połączeniu z długą, niemal trzystu kilometrową trasą utrudniał zadanie sprinterom. Obecnie kolarze Manie omijają.
W tym roku uważa się, że szanse skutecznego ataku na Poggio di San Remo (4 km; 3,7%) są większe niż zwykle. Wśród faworytów imprezy coraz częściej wymieniani są Peter Sagan, Michał Kwiatkowski i Greg Van Avermaet, a więc zawodnicy, którzy muszą się odłączyć od peletonu, aby móc wpaść na kreskę jako pierwsi. W przypadku finiszu z grupy, typowani są głównie Arnaud Demare i Fernando Gaviria. Cavendish nie znajduje się w gronie pretendentów do zwycięstwa, głównie z powodu kontuzji odniesionej zimą i niestabilnej formy.
Jednak pomimo tego kolarz Dimension Data nie składa broni.
Zawsze mam szansę w Mediolan-San Remo. Nawet jeżeli nie będę w najlepszej formie, zamierzam wystartować, nawet jako czarny koń mojej drużyny
– powiedział Cavendish w rozmowie z portalem “Cyclingnews”.
Dla 31-latka start w tegorocznej edycji wiosennego monumentu będzie dziewiątym. Kilkukrotnie był odczepiany na finałowych podjazdach, ale czasami miał okazję finiszować z najlepszymi.
Znam trasę i charakterystykę tego wyścigu, co zawsze pomaga. To najłatwiejsza jednodniówka, jeżeli chodzi o samą trasę, ale odniesienie zwycięstwa jest piekielnie trudne. Przy 300 kilometrowej trasie liczy się każdy centymetr
– stwierdził.
Liderami grupy Dimension Data podczas sobotniej rywalizacji będą Kristian Sbaragli i Edvald Boasson Hagen. Cavendish zamierza wspierać swoich kolegów z drużyny i prowadzić ich do mety, choć sam przyznał, że jego faworytem jest Fernando Gaviria. Pewność w możliwości młodego, 22-letniego Kolumbijczyka pokazał zakładając się z Peterem Saganem podczas Tirreno-Adriatico.
Nie mogliśmy obstawiać siebie nawzajem, bo on nie chciał
– zażartował na koniec rozmowy.
Grzegorz Krupa
17 marca 2017, 05:39 o 05:39
Moze byc