Danielo - odzież kolarska

Paryż-Nicea. W stronę słońca

Wyścig Paryż-Nicea trwa od niedzieli, a my, w oczekiwaniu na kluczowe rozstrzygnięcia, przyglądamy się prawidłowościom w historii “wyścigu ku słońcu”.

Po raz 75. zawodowy peleton przemierza trasę z Paryża do Nicei. Ściślej mówiąc, z Bois d’Arcy do Nicei, bowiem dziś rzadko zdarza się, aby kolarze wyruszali z samego Paryża.

Kiedy w 1933 roku, peleton po raz pierwszy wyruszał „ku słońcu”, od razu został uraczony najdłuższym etapem w historii wyścigu. Prowadził on z samego Paryża do Dijon, ciągnął się przez 312 kilometrów i padł łupem zwycięzcy pierwszej edycji wyścigu, Alfonsa Schepersa. Belg nie był kolarskim nowicjuszem, bowiem miał już w palmares dwa triumfy w Liege-Bastogne-Liege i mistrzostwo kraju. O ile jego zwycięstwo nie było sensacją, oczekiwania organizatorów przerosła wysoka frekwencja. Do pierwszej edycji przystąpiło ponad 140 zawodników. Dla porównania, w tym samym roku w Tour de France wystartowało ich 80. Tak duże zainteresowanie wyścigiem było spowodowane przede wszystkim mniejszymi wstępnymi ograniczeniami nakładanymi przez organizatorów. Poza tym, rozpoczynał się sezon (to czasy, gdy nikomu się jeszcze nie śniły wyścigi na Bliskim Wschodzie) i kolarze szukali miejsca, gdzie mogli by się przygotować do dalszej części sezonu po zimowych występach w torowych sześciodniówkach.

fot. ASO/A.Broadway

Wyścig był regularnie rozgrywany do 1939 roku, a po wojnie na stałe wrócił do kalendarza dopiero w 1951 roku pod nazwą Paris-Cote d’Azur. Nadal stanowił ważne wczesnowiosenne przygotowanie do większych wyścigów, ale popularnością cieszył się głównie wśród francuskich i belgijskich kolarzy. Organizatorzy starali się więc urozmaicać ściganie i dodawać nieco egzotyki do peletonu mknącego w stronę Nicei – stąd zaproszenie w 1955 roku pierwszej brytyjskiej ekipy, Hercules. Brytyjczycy, którzy w peletonie budzili wówczas podobne reakcje jak dziś Chińczycy debiutujący w Tour de France, pomimo wcześniejszego entuzjazmu, nie bardzo palili się do udziału w wyścigu. Jednak zmotywowani obietnicą startu również w “Wielkiej Pętli” w tym samym roku, porzucili słoneczne Włochy i walcząc z zimnem stanęli na starcie w Paryżu. Spisali się bardzo przyzwoicie, bowiem ich lider, Brian Robinson, zajął 8. miejsce.

Jeżeli chodzi o Francuzów, to mogą pochwalić się najmłodszym do dziś zwycięzcą Paryż-Nicea. Jest nim triumfator z roku 1935, Rene Vietto. Słynny pechowiec Tour de France i jeden z najbardziej popularnych kolarzy francuskich przed wojną wygrał wyścig nie odnosząc przy tym sukcesu etapowego, co w tamtych latach nie było tak powszechne jak dziś. Najstarszym zwycięzcą również jest Francuz, równie lubiany Raymond Poulidor. W wieku 37 lat odniósł swoje drugie zwycięstwo w Paryż-Nicea. Miało to już jednak miejsce dawno po zakończeniu słynnej rywalizacji z Jacquesem Anquetilem i po decyzji organizatorów o dodaniu czasówki pod Col d’Eze w ostatnim dniu wyścigu. Długowieczny Poulidor wykrzesał z siebie całą moc i w decydującej próbie pokonał samego Merckxa.

Prawdziwą legendą wyścigu jest jednak Sean Kelly, który na najwyższym stopniu podium stawał w Nieci aż siedem razy z rzędu. Obecny komentator brytyjskiego Eurosportu ma też na koncie 14 zwycięstw etapowych, w czym ustępuje oczywiście Eddy’emu Mercxkowi, który zgromadził ich 21. Lata 80. to głównie popisy Irlandczyków, bowiem swoje trzy grosze dołożył też Stephen Roche dzielnie rywalizując ze starszym rodakiem. Nawet Bernard Hinault nie był w stanie nawiązać z nimi walki w wyścigu „ku słońcu”, a najbardziej pamiętny moment z jego udziałem to walka na pięści ze związkowcami, którzy w ramach protestu zablokowali drogę uciekającemu „Borsukowi”.

fot. ASO/A.Broadway

Francuzi, choć wygrywali najwięcej razy, na powrót do lat świetności czekają już dwie dekady. Do ubiegłego roku tyle samo czekali na zwycięstwo w monumencie i ich nadzieje spełnił Arnaud Demare, wygrywając Mediolan-San Remo. W Nicei do wyczynów Laurenta Jalaberta, trzykrotnego triumfatora,  Francuzom trudno będzie nawiązać wobec wykluczenia z wyścigu Romaina Bardeta. Pozostają Warren Barguil i Julian Alaphilippe, ale niewiadomą jest jak wypadną w starciu z największymi faworytami. Francuzi jednak zdążyli się w ostatnich latach przyzwyczaić, że na swojej ziemi faworytami nie są. Ani w Tour de France, ani w Paryż-Nicea.