Danielo - odzież kolarska

Biograf Dekkera: “doping nie wyrównuje szans”

Falę kontrowersji wywołała wydana przed tygodniem książka Thomasa Dekkera “Moja Walka”. Jej współautor, holenderski dziennikarz Thijs Zonneveld, powiedział że podjął współpracę z Dekkerem, ponieważ ten zgodził się na opowiedzenie swojej historii bez ukrywania nazwisk.

Książka powstała w ciągu dziewięciu miesięcy, na podstawie dziesiątków rozmów z Dekkerem. Zonneveldt zdradził, że kolarz doświadczył w tym czasie pełnej gamy emocji, od gniewu i smutku, po wesołość. Był bardzo zły, kiedy opowiadał o okresie juniorskim i młodzieżowym, ponieważ zrozumiał jak bardzo zmarnował swój wielki talent.

Thomas był niezwykle utalentowany. Generowana przez niego moc w okresie orlika była nieporównywalna do nikogo innego w naszych czasach. Gdyby wykazał się cierpliwością i słuchał właściwych ludzi, mógłby nadal ścigać się z dobrymi wynikami. Gdyby wybrał menadżera, któremu nie chodziłoby o szybką kasę, nie przeszedłby tak szybko na ciemną stronę. Wystarczył mu rok, aby znaleźć się po niewłaściwej stronie. Niesamowite jak szybko to się u niego potoczyło

– mówi Zonneveld na łamach “VeloNews”.

Dekker sięgnął po doping w wieku 21 lat, nawiązując kontakt z doktorem Eufamiano Fuentesem. Po akcji hiszpańskiej policji Operacion Puerto, jego menadżer powierzył go “opiece” doktora Stefana Matschinera z wiedeńskiej kliniki.

Był jak nieopierzony dzieciak, który uczy się prowadzić Ferrari. Od razu sięgnął po przetaczanie krwi, co jest jedną z najbardziej zaawansowanych form dopingu i prawdopodobnie najbardziej kosztowną, ale on już wówczas bardzo dobrze zarabiał. Fuentesowi płacił 15 tys. euro, podobnie później Matschinerowi. Przez lata wspomagał się Dynepo oraz na fałszywe zaświadczenie lekarskie kortyzonem.

Dekker najbardziej zaskoczył Zonneveldta tym, że pomimo szalonego trybu życia, wciąż potrafił odnosić sukcesy na rowerze.

Thomas opowiedział jak w 2008 roku na Vuelta Mallorca razem z Maxem van Heeswijkiem chlali i wzięli GHB [tabletka gwałtu]. Na łózko zwalił się jak półprzytomny ćpun. Następnego ranka stawił się na starcie i wygrał królewski etap na Majorce. Dla mnie to najbardziej niezrozumiała część historii. Nie mogę sobie wyobrazić, jak można tak źle traktować swoje ciało. To tylko pokazuje skalę jego talent i drogę donikąd.

Dekker na celowniku UCI znalazł się w 2008 roku. Został wezwany do centrali w Aigle, gdzie miał wytłumaczyć się z podejrzanych parametrów krwi. Zamiast zawieszenia, otrzymał ostrzeżenie.

Thomas był wielką gwiazdą, a oni nie chcieli więcej pozytywnych wyników w tamtym roku. Nie przejął się tym i wkrótce zaliczył wpadkę.

Według Zonneveldta wartość historia Dekkera zawiera się w tym, że obala funkcjonujący mit, który mówi iż kolarze w epoce dopingu rywalizowali na równych warunkach, ponieważ tak wielu wówczas sięgało po niedozwolone wspomaganie. Dostęp do najlepszych środków i metod dopingowych miało niewielu, a właśnie to decydowało o zwycięstwie lub porażce.

Argument o równych szansach jest kompletną bzdurą. To wyłącznie wymówka dla koksiarzy, na usprawiedliwienie swoich czynów. Wystarczy spojrzeć na kwoty jakie szły na doping, poza zasięgiem szeregowego profi. Oczywiście, można kupić EPO i zagrać w ruletkę, ale profesjonalny doping wymaga udziału menadżerów, lekarzy i struktur. Spójrzmy na to z drugiej strony. Naturalny poziom Boogerda wynosił 40-41, więc gdy podniósł go do 50 procent zyskiwał na dopingu więcej od tego, kto startował z naturalnego poziomu 47 procent. Doping zmienia warunki gry i nigdy nie wyrównuje szans. Równe szanse mamy wyłącznie przy wykluczeniu dopingu. Powtórzę, tego typu poglądy pochodzą od doperów.