W Dausze Peter Sagan chciałby obronić tęczową koszulkę mistrza świata, którą wywalczył rok temu w Richmond (USA).
Słowak dopiero w czwartek wylądował w Katarze, czasu na aklimatyzację było mało. Na piątkowej konferencji prasowej zawodnik teamu Tinkoff tryskał jednak humorem.
Do ostatniego momentu trenowałem w Monako, bo nie wiedziałem, gdzie właściwie miałbym trenować. Nigdy nie ma mnie w domu, zawsze jestem w drodze. Wypakowuję rzeczy, pakuję inne. Chciałem trochę pomieszkać u siebie
– powiedział 26-latek, który od nowego sezonu będzie się ścigał dla niemieckiej grupy Bora-hansgrohe.
Trzykrotny zwycięzca etapowy tegorocznego Tour de France zapytany o warunki pogodowe najpierw zaserwował żart, a potem przyznał, że będzie rzeczywiście ciężko.
Nie wiem, może spadnie jednak deszcz? Warunki dla wszystkich są jednakowe. Jednak osobiście upały mi nie służą. Przyjechałem tutaj, by dać z siebie wszystko. Kilku kolarzy mistrzami świata po dwa, trzy razy. Kolejny tytuł mistrzowski nie byłby więc jakimś historycznym wyczynem. Czego potrzeba w niedzielę? Na takiej trasie nieco szczęścia
– oświadczył Sagan. Ostatnim zawodnikiem, któremu udała się obrona złotego medalu był Paolo Bettini w 2007 roku.
„Hulk” nie odczuwa żadnej presji. Wiadomo, przecież to Sagan…
Co miałbym stracić? Tęczową koszulkę? Przecież jedną już mam i nadal mieć będę. Dlatego do wspólnego przystępuję bez ciśnienia. Zobaczymy, jak cały wyścig się potoczy
– dodał.