Drugie miejsce Diego Rosy na mecie lombardzkiego monumentu rozsierdziło jego dyrektora sportowego Giuseppe Martinelliego.
Zawodnik Astany jadąc razem z Kolumbijczykami Estebanem Chavesem (Orica) i Rigoberto Uranem (Cannondale) w finale zaatakował dwa razy, 1600 i 350 metrów przed kreską, ulegając nieznacznie Chavesowi. Wcześniej Rosa dołączył do prowadzącej grupy na Selvinio i atakował na Bergamo Alta.
Tak wkurzony byłem tylko kilka razy w życiu. Gdyby Rosa mnie posłuchał, odniósłby zwycięstwo. Nie można w ten sposób tracić okazji. To znaczy można, ale nie przez takie błędy
– mówił Martinelli w “La Gazzetta dello Sport”.
Rosa powinien trzymać się w kołach zarówno na Selvino jak i na Bergamo Alta, pomijając już to, co zrobił później. W ostatni zakręt powinien był wjechać na drugim miejscu, niezależnie, kto by prowadził. Było jasne, że Uran i Chaves pomogą sobie, wiedzieliśmy już to na Giro d’Italia w tym roku… A zamiast tego poszedł pierwszy. Jestem przez to chory
– dodał.
Martinelli przy swoich żalach nie zająknął się, że we wcześniejszej fazie wyścigu Rosa stracił sporo sił, rzucony do pracy na lidera Astany Fabio Aru.
27-latek, który w przyszłym sezonie ma wzmocnić Team Sky, zgodził się w jednym.
Atak 1600 metrów przed metą był niepotrzebny. Nie byłem jednak najszybszy i musiałem to inaczej rozegrać, czymś zaskoczyć. Nie chcę wchodzić w polemikę. Tak się zdarza, to normalne. Uran zamknął lukę, a Chaves dokończył dzieła. Dwa metry różnicy, a rozmawialibyśmy inaczej
– zauważył Rosa.
Copyright © rowery.org. Wszelkie prawa zastrzeżone.