Danielo - odzież kolarska

Krawężnik – olimpijskich marzeń kres

Obrazek był okropny. Van Vleuten wchodzi w zakręt, hamuje, hamuje przednim za mocno, traci kontrolę nad rowerem, fika przez kierownicę i pakuje się głową w asfalt oraz barkiem w krawężnik o wysokości Pałacu Kultury. Panowie organizatorzy w Rio, to przestaje być śmieszne.

Kraksy to biznes codzienny w kolarstwie. Zdarzają się wszędzie, często i szybciej, niż powiecie stół z powyłamywanymi nogami. Bycie kolarzem oznacza przestrzeganie pewnych zasad BHP i domaganie się przestrzegania ich przez pozostałych, jak choćby dyrektorów wyścigów, organizatorów. A ci w Rio dali trochę ciała, łagodnie rzecz ujmując.

We wczorajszym wspólnym mężczyzn też dochodziło na piekielnie trudnym technicznie zjeździe z Vina Chinesa do upadków. Również Nibali i Henao wyrżnęli, przynajmniej tak to wyglądało, w krawężnik. Van Vleuten w zewnętrzny, płeć brzydka w wewnętrzny. Efekt? Złamany obojczyk Nibalego, złamana miednica Henao, Van Vleuten w szpitalu bez konkretnej diagnozy. Oby Holenderce nic poważnego się nie stało – takie informacje przynajmniej dochodzą  z obozu tulipanów -, lecz cały incydent… Nie chcę replaya, nie chcę go oglądać ponownie. Ciarki przechodzą.

Wiadomo, jakoś z Chinesa, punktu kulminacyjnego pętli, trzeba zjechać w kierunku Copacabany. Jeśli zjazd jest taki, a nie inny, czyli niebezpieczny z dodatkowymi krawężnikami odgradzającymi drogę od pobocza, należy je jakoś zabezpieczyć. Wystarczy chwila dekoncentracji, defekt, śliska nawierzchnia i siup, zderzenie z Murem Berlińskim gotowe. Konsekwencje mogą być daleko idące.

Oczywiście nie tylko organizatorzy ponoszą odpowiedzialność. Również zawodni(cz)kom można zarzucić, że nie uważają i że ryzykują. Ale jak to nie ryzykować na finałowym zjeździe, który ma przynieść medal? Kolarze ścigają się po takiej trasie, jaka została wyznaczona. Gdyby sami mieli ją budować, raczej zdecydowaliby się na inny wariant. Pamiętamy Woutera Weylandta, który zahaczył pedałem o murek…

Jak zabezpieczyć takie przeszkody? Ciężko. Specjalnymi siatkami, pufami, materacami. Zagrożenia w 100% zabieg ten nie wyeliminuje, ale na pewno zmniejszy. Jednak to oznacza koszta: trzeba je zakupić, trzeba wynająć ludzi do instalacji, trzeba postawić marshalli do sygnalizacji groźnych miejsc. Kto w ogóle mógł przyjąć tę trasę i to w czasach, kiedy tyle się mówi o aspekcie bezpieczeństwa w peletonie?

Szkoda, bo w tym całym krawężnikowym zamieszaniu zapomnieliśmy nieco o najlepszym w historii polskiego kolarstwa kobiet wyniku Kasi Niewiadomej, która zajęła szóste miejsce. Paula Brzeźna była w Pekinie (2008) ósma. Biało-czerwony tercet pojechał w niedzielę bardzo mądrze. Ania Plichta w czubie peletonu kontrolowała przebieg rywalizacji i patrzyła, co robią konkurentki. Kiedy na ostatniej rundzie poszła ucieczka, zabrała się wiecznie aktywna Gosia Jasińska, a odjazd na papierze wyglądał mocno: Prevot, Worrack, Vos… Potem Niewiadoma jednak nie wytrzymała tempa Holenderek na ostatnim podjeździe, kręciła swoje  i wykręciła szóstą lokatę.

Świetny rezultat, a trzeba pamiętać, że wicemistrzyni Igrzysk Europejskich, najlepsza młodzieżowa kolarka WorldTouru, ma dopiero 21 lata, a palmares taki, że ręce same składają się do braw. A’propos braw: brawo Gosia, brawo Ania. Dziewczyny, dzięki.