Danielo - odzież kolarska

Vincenzo Nibali niczym Fausto Coppi

Vincenzo Nibali jak Fausto Coppi i Charly Gaul. Takie porównania przewijają się po drugim zwycięstwie „Rekina z Mesyny” w Giro d’Italia.

W 1953 roku Coppi po ataku na Stelvio zapewnił sobie różową koszulkę, która do tego momentu należała do Hugo Kobleta. Szwajcar zanotował jednak wcześniej upadek. Na dwa dni przed zakończeniem włoskiego touru „Il Campionissimo” objął prowadzenie, którego już nie oddał. Koblet był drugi, wyżej niż Steven Kruijswijk (LottoNL-Jumbo). Holender tegoroczną edycję Giro po śnieżnej kraksie zakończył na czwartym miejscu.

Z kolei w 1959 roku Gaul po przyśpieszeniu na niewielkim Sankt Bernadino pozbawił złudzeń Jacquesa Anquetila przedostatniego dnia zmagań. Francuz uplasował się ostatecznie na drugim miejscu z ponad sześciominutową stratą. Niektórzy przypominają  też sezon 1996, kiedy na przedostatnim etapie do Aprica na podjeździe pod Mortirolo swoje bardzo złe chwile przeżywał Abraham Olano. Zwycięzcą został Pavel Tonkov, Olano spadł w generalce na trzecią lokatę.

Nibali na dwóch alpejskich odcinkach odrobił stratę 4:43 min.

Czy jest to najważniejsze zwycięstwo w mojej karierze? Nie wiem. Wiem natomiast, że źle zacząłem ten wyścig, ze złym nastawieniem. Myślałem, że zdominuję Giro tak jak w 2013 roku. Poprzeczkę zawsze stawiam sobie bardzo wysoko, co prowadzi do tego, że popełniam błędy. Nie byłem odpowiednio skoncentrowany

– tłumaczył lider teamu Astana.

Na zjeździe z Colle Dell’Agnello (19. etap) – tym samym, gdzie z zaspą zaznajomić się musiał Kruijswijk – odpalił petardę.

Prawdopodobnie gdybym nie przyspieszył na zjeździe, nic by się nie wydarzyło. Być może Esteban Chaves (Orica-GreenEdge) jeszcze by zaatakował, może wjechalibyśmy razem. Ciężko stwierdzić. Zjazdy również należą do wyścigów

– mówił Nibali.