Danielo - odzież kolarska

Historie z Wyścigu Pokoju: Meta

Upadek komunizmu sprawił, że Wyścig Pokoju musiał stanąć oko w oko z kapitalizmem.

Liczący ledwie 132 kilometry ósmy etap 58. edycji Wyścigu Pokoju przebiegał z Wernigerode do Hanoweru. 20 maja w stolicy Dolnej Saksonii Torsten Schmidt jako pierwszy przekroczył linię mety, ale zwycięzcą całego wyścigu okazał się Giampaolo Cheula z południowo-afrykańskiej drużyny Barloworld. Włoch na mecie nie krył wzruszenia i radości z największego sukcesu w swojej karierze zapewniając dziennikarzy, że w dzieciństwie oglądał relacje z wyścigu i doskonale zdaje sobie sprawę z jego znaczenia w historii kolarstwa. Nie zdawał sobie jeszcze wtedy sprawy, że on również przejdzie do annałów sportu: jako ostatni zwycięzca Wyścigu Pokoju.

Rozgrywana w 2006 roku impreza ominęła Polskę prowadząc międzynarodowy peleton jedynie przez Niemcy i Czechy. Rok wcześniej wyścig nie odbył się wcale, a poprzednie lata, pomimo wielkich wysiłków i sentymentów, nie były wcale dla organizatorów łatwiejsze.

Wraz z upadkiem komunizmu w naszej części Europy odejść musiały również komunistyczne organy prasowe, które przez lata dbały o jak najlepsze prosperowanie wyścigu. Pomimo zmian ustrojowych i zupełnie nowych problemów trapiących społeczeństwo ludzie organizujący Wyścig Pokoju nie zamierzali się poddawać. Myślano o organizacji wielkiego wyścigu z Moskwy do Paryża, ale pomysł spalił na panewce. Wyścig, który powstał w opozycji dla kapitalizmu, teraz musiał się zmierzyć z jego realiami.

Czesław Lang rozdarty pomiędzy zakup praw do Tour de Pologne i Wyścigu Pokoju, zdecydował się na to pierwsze. Nazwę i symbolicznego gołębia uratował Pavel Doležel, były czeski kolarz. W tym samym czasie Polski Związek Kolarski nie był dłużej zainteresowany wspieraniem reliktu z przeszłości. W prasie pojawiały się natomiast paszkwile na temat historii i znaczenia imprezy. Ostatecznie wyścig został zepchnięty wyłącznie na terytorium Czech.

Wyścig Pokoju zaczął się odradzać pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia. Po raz pierwszy do startu dopuszczono zawodowców, a impreza powoli pięła się po kategoriach UCI. Mimo, że na trasie pojawiały się znane nazwiska wyścig nadal zmagał się z problemami finansowymi i zainteresowaniem ze strony publiczności. W głowach działaczy pojawiały się piękne plany o organizacji jubileuszowej edycji na 60 rocznicę pierwszego wyścigu na tradycyjnej trasie przez stolice trzech sąsiadów.

Niestety, wyścig przegrał z realiami kapitalizmu. Stojący w opozycji do imperialistycznych Tour de France i Giro d’Italia musiał wreszcie uznać ich wyższość. Gołąbek odleciał, ale pozostały historie i legendy, których nie powstydziłyby się kolarskie giganty.