Danielo - odzież kolarska

Roger Riviere – wielki niespełniony

80 lat temu urodził się Roger Riviere.

Saint-Etienne, miasto położone w Masywie Centralnym, kibicom kolarstwa najlepiej znane jest z jednego ważnego dla historii Tour de France wydarzenia. Podczas pamiętnego 14. etapu edycji z 1985 roku, Bernard Hinault, zmierzający po swój piąty tryumf w klasyfikacji generalnej, brał udział w kraksie i na metę dojechał z zakrwawioną twarzą i, jak się później okazało, ze złamanym nosem. Miał jednak na tyle szczęścia, że tydzień później stanął na najwyższym stopniu podium w Paryżu.

Mało kto jednak wie, że z Saint-Etienne związany jest zawodnik, który na długo przed rywalizacją Hinaulta z młodym Gregiem Lemondem, stał się jedną z największych nadziei francuskiego kolarstwa. Roger Riviere, bo o nim mowa, miał rzucić wyzwanie samemu Jacquesowi Anquetliowi i zanim Raymond Poulidor stał się wielkim rywalem Maitre Jacquesa, to właśnie pochodzący z Masywu Centralnego Riviere skupił na sobie uwagę całej Francji.

Początki kariery Riviere’a związane są z torem raczej niż z szosą. Już w wieku 19 lat został mistrzem Francji w wyścigu na dochodzenie, pokonując samego Anquetila. Tak naprawdę, największe sukcesy w karierze odniósł na torze i wiele więcej mógł był osiągnąć pozostając przy swojej specjalizacji. Trzy z rzędu tytuły mistrza świata w wyścigu na dochodzenie to do dzisiaj wynik nie poprawiony ani nawet nie wyrównany. Z mistrzostw w Liege, w Paryżu oraz w Amsterdamie wracał do domu ze złotymi krążkami, a w Mediolanie, na sławnym torze Vigorelli, dwa razy ustanawiał rekord w jeździe godzinnej. Był najlepszym torowcem swoich czasów.

Riviere’owi to jednak nie wystarczało, wiedział bowiem, że prawdziwy rozgłos i popularność może zdobyć jedynie na szosie. Pod względem prestiżu tor nie mógł równać się z szosą. Nie bez znaczenia była też kwestia zarobków. Największe wyścigi nie oferowały gigantycznych pieniędzy, za to kryteria rozgrywane po Tour de France przynosiły najlepszym szosowcom dochód nieproporcjonalny do rangi tych imprez. Nic więc dziwnego, że Riviere po zdobyciu trzeciego tytułu na torze w 1959 roku, zdecydował się zmienić dyscyplinę. Decyzja ta zaważyła na jego karierze i całym późniejszym życiu.

Pierwszy rok zawodowego ścigania na szosie nie był dla Riviere’a pomyślny. Sporo niezłych wyników w największych wyścigach, łącznie z czwartym miejscem w Tour de France, można by uznać za sukces, ale sam zawodnik pragnął zwycięstw, choć miał też świadomość, że ciężko będzie mu rywalizować w pierwszym roku z szosowymi wyjadaczami. Ci z kolei dostrzegali w Rivierze zagrożenie dla swojej pozycji w reprezentacji. Od początku roku dojrzewała więc rywalizacja między młodym torowcem a Anquetilem, a jej punkt kulminacyjny przypadł na lipcowe zmagania.

Reprezentacja Francji przeładowana była gwiazdami i o ile Anquetil był największym wyzwaniem, to upominający się o swoje Louison Bobet i Raphael Geminiani również nie ułatwiali młodzianowi zadania. W efekcie rywalizacji i tarć wewnątrz francuskiej ekipy ze zwycięstwa mógł cieszyć się Federico Bahamontes. Francuscy kibice nie byli zadowoleni i wygwizdali swoich zawodników na mecie w Paryżu. Riviere nastawił sobie wszystkich przeciwko sobie, co trudno uznać za wymarzony początek kariery na szosie.

Rok 1960 miał być bardziej przyjazny dla najlepszego torowca Francji. Pojedynek z Anquetilem odbywać miał się jedynie korespondencyjnie, bowiem Normandczyk po zwycięstwie w Giro d’Italia nie wystartował w Grand Boucle. Wobec tego Riviere do Wielkiej Pętli przystępował w roli głównego faworyta. Do 14. etapu wszystko wskazywało na to, że do tej roli dorósł i stoczy pasjonującą walkę o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej z Włochem Gastone Nencinim, powszechnie uznawanym za najlepszego zjazdowca owych czasów. Riviere’a powstrzymał jednak fatalny wypadek. Kiedy próbował utrzymać się na kole Nenciniego podczas zjazdu z Col de Perjuret, przestrzelił zakręt i spadł w przepaść. Złamany kręgosłup definitywnie zakończył karierę wybitnego torowca, dla którego szosa nie okazała się łaskawa.

Wypadek był skutkiem zażycia przez Riviere’a leków przeciwbólowych, które przyczyniły się do opóźnienia refleksu i niemożności prawidłowego ocenienia sytuacji. Początkowe tłumaczenia jakoby to wadliwe hamulce były odpowiedzialne za tragedię szybko odrzucono, lecz całe lata trzeba było czekać aż sam zawodnik przyzna się do nielegalnego wspomagania. Jednocześnie, jeszcze w trakcie kariery torowej, Riviere nie widział niczego złego w zażywaniu środków dopingujących i z pasją opowiadał o tym, co podawał mu lekarz przed jedną z prób bicia rekordu godzinnego. Były to czasy, kiedy o testach antydopingowych nikt jeszcze nie słyszał. Wypadek Riviere’a nie stał się katalizatorem zmian i dopiero śmierć Toma Simpsona na zboczu Monut Ventoux siedem lat później spowodowała zmiany w podejściu władz kolarskich. Riviere robił to, co wszyscy, nie miał jednak tyle szczęścia.

Roger Riviere zmarł w 1976 roku. Świat kolarski zapamiętał go jako niespełniony talent, któremu wypadek przeszkodził w rozwinięciu skrzydeł i osiągnięciu sukcesów, które pisane były Anquetilowi i Poulidorowi. Nie dana była Riviere’owi skuteczność Maitre Jacquesa ani długowieczność Poupou i nigdy nie został bohaterem szos, o czym marzył jeszcze w trakcie kariery torowej. Kiedy zdobywał tytuły mistrzowskie, we Francji był noszony na rękach. Kiedy Francja przegrywała Tour de France, został ogłoszony jednym z winnych. Kiedy wreszcie miał szansę odnieść największy sukces w karierze, los chciał, że piękny sen zakończył się na zawsze. Jego kariera trwała zbyt krótko, aby na dłużej zadomowił się w świadomości szerszego grona odbiorców, lecz w galerii sław kolarstwa ma stałe miejsce.