Danielo - odzież kolarska

Podsumowanie sezonu 2015: Jesień

Ostatnia część retrospekcji wydarzeń ostatniego sezonu. Tym razem czas na kolarską “złotą” jesień. 

Rafał Majka na podium Vuelta a Espana

Po starcie w Tour de France Rafał Majka rozpoczął przygotowania do Vuelta a Espana. W związku z tym odpuścił Tour de Pologne, gdzie odniósł triumf w zeszłym roku. Początek hiszpańskiego Touru nie był najlepszy dla kolarza Tinkoff-Saxo. Już drugi etap kończył się na niewielkim podjeździe, a Polak, który leżał w kraksie, przyjechał na dalszej pozycji i stracił 1 minutę i 4 sekundy do Estebana Chavesa. Odcinek numer cztery również kończył się na niewielkim wzniesieniu, ale tu Majka już był na miejscu, przyjeżdżając w czasie zwycięzcy – Alejandro Valverde. Forma Rafała szła w górę, co pokazał etap szósty z metą na Sierra de Cazorla. Znowu do przodu wyrwał Chaves, a nasz zawodnik przyjechał razem z Valverde, Froomem i Quintaną.

fot. Unipublic

fot. Unipublic

Pierwszy iście górski etap Vuelty prowadził na La Alpujarra. Tutaj szansę walki o zwycięstwo otrzymała ucieczka, ale faworyci nie zrezygnowali z walki o sekundy. Pierwszy z grupy faworytów finiszował właśnie Majka, 2 sekundy przed Estebanem Chavesem i m.in. 27 sekund przed Chrisem Froomem. Przed  dniem przerwy liderzy mieli do zaliczenia jeszcze jeden górski test pod Cumbre del Sol. O dziwo pierwszy na szczycie zameldował się Tom Dumoulin. Po nim pojedynczo wjeżdżali Froome, Rodriguez, Aru i Majka – Polak przesunął się na 9. miejscu w generalce.

Po pierwszym tygodniu pierwsze miejsce okupował Dumoulin. Dopiero 57 sekund za nim znajdował się Joaquim Rodriguez. On i kilku innych zawodników mieli ochotę, aby zrzucić Holendra z tronu na piekielnym etapie do Andory. Zwyciężył uciekinier Mikel Landa, natomiast z grupy lidera zaatakował Fabio Aru, “Purito” w swoim stylu ruszył w końcówce. Aru objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Na drugim miejscu pozostał Rodriguez, na trzecią lokatę spadł waleczny Dumoulin, natomiast Rafał Majka awansował tuż za Holendra.

Kolejna bezpośrednia walka miała miejsce na odcinku czternastym, z kreską na trudnym Fuente del Chivo. Peleton ponownie odpuścił ucieczkę, z której najszybszy okazał się Alessandro de Marchi. W grupie faworytów budzi się Nairo Quintana, który zyskuje kilka sekund. Reszta tuzów wyścigu mieści się w kilku sekundach. Nazajutrz finisz na Sotres. Fajerwerki odpala Joaquim Rodriguez i wygrywa etap. Rafał Majka jeździe świetnie, ale nie udaje mu się utrzymać tempa Katalończyka. Na kresce melduje się 12 sekund za nim, ale dzięki temu przesuwa się na 3. miejsce w generale.

Rodriguez traci już tylko 1 sekundę do lidera – Fabio Aru. Następny dzień kończy górski tryptyk. Na niewiarygodnie stromym podjeździe Ermita de Alba zwycięstwo odnosi Frank Schleck, wśród faworytów nie ma mocnego tempa, ze względu na obawę przed finałowym podjazdem. Głównym zadaniem było zgubienie Toma Dumoulina, który wciąż był groźny w kontekście walki w klasyfikacji generalnej, ze względu na zbliżającą się czasówkę. W samej końcówce rusza Rodriguez, chcąc zgubić Fabio Aru. Udaje mu się. Hiszpan przejmuje koszulkę lidera i wyprzedza Włocha o sekundę w klasyfikacji łącznej. Majka utrzymuje 3. pozycję i traci 1 minutę 31 sekund, ale na czwartym miejscu czai się Dumoulin.

Dzień przerwy na zregenerowanie sił i samotna walka z czasem w Burgos. Nie ma niespodzianek. Dumoulin nokautuje rywali i wraca na pozycję lidera. Na drugim miejscu pozostaje Aru, który traci do niego 3 sekundy. Fatalnie wypada Joaquim Rodriguez, niewiele lepiej Majka, którego bagaż zwiększa się do 2 minut i 22 sekund. Dziewiętnasty etap z metą w Avilli idealnie wpasowuje się w charakterystykę Rodrigueza i Valverde. Można spodziewać się ich ataku. Jednak sprawy przybierają inny obrót. Ucieczka zostaje odpuszczona na 16 minut i wygrywa Alexis Gougeard. Z peletonu niespodziewanie atakuje Tom Dumoulin, do którego przykleja się Daniel Moreno. Holender nadrabia 3 sekundy na Aru oraz 9 nad Rodriguezem i Majką. Sprawy zaczynają się komplikować, w odwodzie pozostaje 20. etap, z czterema górskimi premiami pierwszej kategorii.

Astana zamierza wykorzystać ostatnią szansę i narzucała piekielne tempo, które sprawia, że Dumoulin w końcu strzela na przedostatnim podjeździe. Strata Holendra zaczyna błyskawicznie rosnąć. Z czołówki wyścigu atakuje Quintana, na co odpowiada Majka. Dwójka solidnie współpracuje, a z tyłu w pogoń rusza Joaquim Rodriguez, któremu drugie miejsce w wyścigu zaczyna wymykać się na rzecz Polaka.

Zwycięzcą etapu zostaje uciekinier Ruben Plaza. Jako pierwszy z faworytów melduje się na miecie Majka, “Purito” nie przeskakuje, ale zapewnia sobie 3. pozycję na końcowym podium Vuelty i tym samym odnosi największy sukces w karierze obok zwycięstwa na trzech etapach Tour de France.

Niespodziewany Chaves

Esteban Chaves jest zwycięzcą Tour de l’Avenir 2011, zatem można śmiało powiedzieć, żę to jeden z największych talentów dzisiejszego peletonu. Po tym wielkim zwycięstwie podpisał kontrakt z Team Colombia. W roku 2012 wygrał GP Camaiore i etap Vuelta a Burgos, co dało mu 3. miejsce w klasyfikacji generalnej wyścigu. Niestety kolejny rok był dla niego kompletnie stracony ze względu na kontuzje. W 2014 roku pomocną dłoń wyciągnęła do niego Orica GreenEdge. Kolumbijczyk od razu zaczął spłacać dług zaufania – wygrał etap Tour de Suisse i wywalczył 3. miejsce w Tour of Beijing.

fot. ANSA / CARCONI - PERI

fot. ANSA / CARCONI – PERI

Sezon 2015 rozpoczął spokojnie, a jego głównym celem miała być Vuelta a Espana. Tak też się stało – od samego początku pokazywał, że będzie walczył. Wygrał drugi etap imprezy i nałożył koszulkę lidera. Stracił ją na piątym odcinku na rzecz Toma Dumoulina, ale nazajutrz odniósł kolejne zwycięstwo etapowe i ją odzyskał. Ponownie oddał fotel lidera na dziewiątym etapie, ale to nie zachwiało jego pewnością siebie. Na każdym górskim etapie przyjeżdżał w czołówce.

Bardzo dobrze wypadł w Andorze oraz w kantabryjskim tryptyku, solidnie spisał się na czasówce, po której plasował się na 7. miejscu. Wszystkim wydawało się, że po tak wystrzałowym początku Kolumbijczyk będzie gasł z dnia na dzień, jednak było zupełnie inaczej. Chaves zostawił trochę sił na ostatni tydzień i na przedostatnim etapie do Cercedilli przesunął się na 5. miejsce w klasyfikacji generalnej.

Wielu skreśliło już Kolumbijczyka i powątpiewało, że zdoła nawiązać do swoich wyników sprzed fatalnej kontuzji. Kolumbijczyk pokazał, że może “góry przenosić”. W przyszłym roku będzie chciał to potwierdzić na trasie Giro d’Italia.

Tom Dumoulin o krok od sukcesu

Po zajęciu 3. miejsca w Tour de Suisse Tom Dumoulin szykował się do Tour de France. Niestety nie udało mu się zdobyć żółtej koszulki na pierwszym etapie, a dwa dni później wyleciał z wyścigu przez udział w kraksie na odcinku z metą w Huy. Po tym feralnym wypadku postanowił wystartować w Vuelta a Espana.

fot. Giant-Alpecin

fot. Giant-Alpecin

Holender przed wyścigiem nie był brany pod uwagę w kontekście walki w klasyfikacji generalnej. “Tuzy” wyścigu szybko wyrzucili z głowy dobrą jazdę Dumoulina na Tour de Suisse i zlekceważyli jego poczynania w pierwszych dniach wyścigu. Ten skrzętnie to wykorzystał.

Na drugim etapie walczył o etap z Estebanem Chavesem – przegrał o sekundę. Po tym zawodnik Giant-Alpecin na każdym etapie pilnował czuba peletonu i dzięki temu po piątym etapie przejął koszulkę lidera z rąk Chavesa. To rozjuszyło Kolumbijczyka, który dzień później ruszył do ataku, za nim pojechał Dumoulin i Daniel Martin. Najlepszy okazał się Chaves, drugi był Martin, a Dumoulin wywalczył 3. miejsce, stracił koszulkę lidera, ale nadrobił kolejne sekundy nad resztą stawki.

To był dopiero początek. Holender pokazał, że potrafi jeździć po górach w dziewiątym dniu ścigania. Etap kończył się na stromym Cumbre del Sol. Nasz bohater postanowił powalczyć o zwycięstwo etapowe i odzyskać koszulkę lidera. Rywali miał mocnych – Chris Froome i Joaquim Rodriguez to nie ogórki, ale Dumoulin pokonał ich sposobem – gdy teren lekko odpuszczał, rozpoczynał atak i tak kilkakrotnie. Dzięki temu w końcówce Froome nie mógł odpowiedzieć, a zawodnik urodzony w Maastricht zapewnił sobie zwycięstwo etapowe oraz pozycję lidera wyścigu przed trudnym etapem do Andory.

Niestety żaden sen nie trwa wiecznie. Reprezentant Giant-Alpecin początkowo na piekielnym etapie radził sobie świetnie, ale na ostatniej górze ruszył Fabio Aru, a za nim Joaquim Rodriguez i Rafał Majka. Dumoulin rozsądnie wybrał jazdę swoim tempem i tym minimalizował straty. Stracił czerwień, ale pozostawał wysoko, a kantabryjski tryptyk przejechał bez większych strat i przed czasówką do lidera tracił zaledwie 1 minutę i 51 sekund.

Dumoulin pognębił wszystkich w próbie w Burgos, zabierając zwycięstwo etapowe Maciejowi Bodnarowi i ponownie wskoczył na pierwsze miejsce w generalce. Jego zapas nad drugim Fabio Aru wynosił 3 sekundy. Do końca wyścigu pozostawały cztery etapy. Inteligentnie ścigający się Holeneder zaczynał wierzyć, że może odnieść końcowy triumf. Niespodziewanie  zaatakował na 19. etapie  z końcówkę pod górę w Avilli, nadrabiając cenne trzy sekundy. Jednak zapomniał, że na przedostatnim etapie czekały cztery górskie premie pierwszej kategorii.

Peleton nie zapomniał o Dumoulinie. Mocne tempo narzucała Astana. Na przedostatnim podjeździe na czoło wyszedł Mikel Landa. Holender “robił bokami”, ale gdy odpadał to dzielnie spawał różnice do czołówki. Na skok Fabio Aru nie miał już czym odpowiedzieć. To był koniec marzeń walecznego Holendra o zwycięstwie w wielkim tourze.

Dumoulin stracił na tym etapie niespełna 4 minuty do Aru i spadł na 6. miejsce w generalce. Niewątpliwie był zawiedziony, że nie udało mu się ostać na podium, ale takie jest kolarstwo.  Jego postawa pokazała, że nie trzeba być “papierowym tygrysem”, wystarczy nie oglądać się na faworytów, jechać swoje i dawać z siebie wszystko, a można wiele osiągnąć. To kolejna nauczka dla faworytów wielkich tourów. Nie można lekceważyć zawodników o charakterystyce Dumoulina. Ten natomiast dzięki swojej jeździe ma teraz wszelkie argumenty, aby jeszcze nie raz namieszać w jednej z trzytygodniowych imprez.

Pierwszy Wielki Tour dla Fabio Aru

Fabio Aru uchodzi za talent, który może wygrywać wielkie toury od 2011 roku, kiedy wygrał młodzieżowy wyścig Giro della Valle d’Aosta Mont Blanc. W 2012 roku podpisał kontrakt z Astaną i rozpoczął zawodową karierę. Z dobrej strony pokazał się już na Giro d’Italia 2013. Sezon później wskoczył do światowego topu – zajął 3. miejsce w Giro d’Italia i 5. w Vuelta a Espana. W tym roku kierownictwo Astany liczyło, że uda mu się zwyciężyć w jednym z grand tourów. Na Giro d’Italia był słabszy od Alberto Contadora i po kilku kryzysach wywalczył 2. miejsce. Na Vuelcie było zupełnie inaczej – Aru jechał równo i rozważnie, co zapewniło mu zwycięstwo w klasyfikacji generalnej.

Pierwszy tydzień przejechał spokojnie. Wiedział, że dopiero w drugim tygodniu rozpocznie się prawdziwa walka o zwycięstwo. Według ekspertów kluczowym etapem w kontekście końcowych rozstrzygnięć Vuelty mógł być etap w Andorze. Aru wziął sobie te uwagi do serca i na tym etapie zaatakował. Na wspinaczce Cortals d´Encamp wypracował sobie konkretną przewagę. To pozwoliło mu włożyć koszulkę lidera wyścigu. To nie był jednak koniec drogi do zwycięstwa.

W Górach Kantabryjskich zaprezentował niepokojącą zniżkę formy. Na każdym z trzech odcinków odcinku tracił do Joaquima Rodrigueza, co przypłacił utratą koszulki na rzecz Katalończyka. Ale Włoch nie brał tego do siebie, bo wiedział, że przed nim jeszcze czasówka, w której bez problemu może pokonać Rodrigueza.

Tak też się stało. Rodriguez wypadł z walki o zwycięstwo, za to jak bumerang wrócił Tom Dumoulin. Dopiero na przedostatnim etapie Aru i jego Astana złamała kolarza Giant-Alpecin.

Po przekroczeniu mety w Cercedilli Aru wiedział, że został zwycięzcą Vuelty. Odniósł swoje największe zwycięstwo w karierze i uratował sezon dla Astany. Jego jazda budzi mieszane uczucia, ale trzeba “oddać cesarzowi co cesarskie”. Fabio Aru został zwycięzcą wielkiego touru. Jego kolejnym celem będzie Tour de France 2016.

Mistrz świata Peter Sagan

Peter Sagan w tym roku nie miał szczęścia do zwycięstw, choć należy pamiętać, że wygrał Tour of California wraz z dwoma etapami, dwa etapy Tour de Suisse i jeden Tirreno-Adriatico. W czerwcu został podwójnym mistrzem Słowacji i szykował się do Tour de France. 25-latek jechał świetny wyścig i aż siedem razy stawał na podium etapowym, ale nie odniósł ani jednego zwycięstwa. Następnie wybrał się na Vuetlę, gdzie wygrał etap, a następnie po potrąceniu przez motocykl z kolumny wyścigu, wycofał się  i rozpoczął przygotowania do mistrzostw świata w Richmond. Jego celem był start wspólny.

sagan-ms2015

Wyścig był emocjonujący. Kiedy odjechała siódemka w składzie  Michał Kwiatkowski, Bauke Mollema, Tom Boonen, Elia Viviani, Ian Stannard, Daniel Moreno i Andrey Amador, z przodu znaleźli się Niemcy, którzy zlikwidowali akcje. Wszystko rozstrzygnęło sie na ostatnich 4. kilometrach. Najpierw na Libby Hill ruszył Zdenek Stybar, a za nim jak cień pojechał John Degenkolb, jednak swój ruch wykonali zbyt wcześnie.

Na przedostatnim podjeździe pod 23rd Street ruszył Greg Van Avermaet, ale błyskawicznie zza jego pleców wyskoczył Peter Sagan. Słowak nadrobił kilka metrów na wspinaczce, a potem powiększył przewagę na zjeździe. Za jego plecami jechali Van Avermaet i Edvald Boasson Hagen, nie potrafi się jednak porozumieć i wyraźnie tracili do szalejącego kolarza Tinkoff-Saxo.

Przed metą na kolarzy czekała ostatnia trudność, niewielka wspinaczka pod Governor Street. Na zawodniku ze Słowacji nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Mimo mocnego tempa, peleton nie mógł mu zrobić krzywdy.

Sagan wpadł na metę samotnie. Odniósł sukces, który wróżono mu już od dawna – został mistrzem świata oraz odbił sobie z nawiązką nieudany Tour de France. Teraz czeka go rok jazdy w tęczowej koszulce. Jeśli Słowak będzie startował tak widowiskowo, jak w tym roku to trykot mistrz świata będzie widoczny głównie z przodu oraz w wielu akcjach zaczepnych. Po Michale Kwiatkowskim nie mogliśmy trafić na lepszego mistrza, który zwiększy popularność kolarstwa na świecie.

Spadające liście dla Nibalego

Po wyrzuceniu z Vuelty za niedozwolone holowanie przez samochód Astany, Vincenzo Nibali przygotowywał formę do włoskich klasyków. Już pierwsze starty pokazały, że będzie groźnym graczem na Lombardii, która była jego głównym celem, bo przecież zwycięstwa w Tre Valli Varesine i Coppa Bernocchi o czymś świadczyły.

fot. ANSA / CARCONI - PERI

fot. ANSA / CARCONI – PERI

„Wyścig spadających liści” prowadził z Bergamo do Como na dystansie 245 kilometrów. Ściganie na dobre rozpoczęło się na przedostatnim wzniesieniu Civiglio, kiedy prowadzony przez Astanę peleton złapał Michała Kwiatkowskiego i Tima Wellensa – ostatnich uciekinierów. Do ataku ruszył Nibali, ale na jego peletonie zaraz meldował się sznurek zawodników m.in. Thibaut Pinot, Diego Rosa, Esteban Chaves, Alejandro Valverde, Daniel Moreno i Mikel Nieve. Gdy Włoch ruszył ponownie sytuacja się powtórzyła.

Nie udało się na podjeździe, to “Rekin z Messyny” ruszył na zjeździe. W szybkim tempie zyskał 25 sekund i dalej odjeżdżał od czołówki. Z tyłu próbowali dogonić go Moreno i Pinot, ale było na to za późno. Nibali tego dnia był zbyt mocny i na San Fermo Della Battaglia obronił swoją przewagę.

Sycylijczyk odniósł swój pierwszy triumf w monumencie. Na mecie mówił, że czuje się “jakby wygrał Staruszkę”. Tym triumfem przysłonił swoje haniebne zachowanie z Vuelty, które i tak zostanie mu na długo zapamiętane. Teraz przed nim kolejna próba zwycięstwa w Liege-Bastonge-Liege oraz Giro d’Italia.