Danielo - odzież kolarska

Nadszedł czas na… czas

Niezadowolenie. Jeszcze nigdy wcześniej to słowo nie niosło z sobą aż tyle pozytywnych cech. Po czasówce niezbyt szczęśliwi ze swojej jazdy byli Bodnar i Białobłocki, chociaż pierwszy raz w historii dwójka biało-czerwonych zmieściła się w dychu. W dyszce! Jak tu być niezadowolonym?

Bodi uzyskał tym samym swój najlepszy wynik w czempionacie. W Australii kilka ładnych lat temu był dziewiąty, teraz uplasował się na ósmym miejscu, z minimalną stratą do przeżywającego kryzys “Panzerwagena”. “Biały” z kolei, choć debiutant na imprezie tej rangi, stwierdził, że gdyby kręcił z 430 watami, byłby wyżej. Sympatyczny wyspiarz, który ma za sobą przełomowy wręcz rok z mistrzostwem Polski i worldtourowym zwycięstwem na czasówce w Tour de Pologne, a przed sobą wizję coraz to atrakcyjniejszych kontraktów, jak i Bodnar szukają winy – ciężko tu jednak mówić o winie – nie w złych warunkach atmosferycznych czy kiepskiej jakości asfaltu, tylko u siebie. Nie ma wymówek, nie ma lipy. I to jest właśnie piękne.

Dlaczego? Bo zdają sobie świetnie sprawę z tego, na co ich stać, jakie są ich realne możliwości, gdzie popełnili błąd i co trzeba wyeliminować. Nikt przecież otwarcie nie wspomina o aspiracjach medalowych, ale piąta lokata, o której marzył Bodnar, była wczoraj na wyciągnięcie ręki.

Polska nigdy nie była kolarską potęgą na czas. Był Lech Piasecki, następnie odnosiliśmy sukcesy w niższych kategoriach wiekowych, w juniorach po tęczową koszulkę sięgali pochodzący z Kanady Piotr Mazur, Michał Kwiatkowski, na podium stawał starszy z braci Bodnar, lecz później nigdy nie potrafiliśmy przekuć tych osiągnięć w elicie. Łukasz Bodnar pozostał w kraju, na drodze Mazurowi stanęły problemy zdrowotne, “Kwiatek” się trochę przekwalifikował. Mieliśmy tylko jedną konstantę: Maćka, kilera ucieczek, człowieka od czarnej roboty dla swoich liderów. Na czas w Katarze był drugi, w Tirreno-Adriatico piąty, a w Burgos w trakcie Vuelta a Espana fenomenalnie drugi za Dumoulinem. Zbyt szerokim echem hiszpańska eskapada zawodnika Tinkoff Saxo się nie odbiła, a powinna. Rezonans był mały, ponieważ wciąż walka na czas jest traktowana po macoszemu. Nie tylko u nas, też na zachodzie.

Dzieje się tak z prostej przyczyny. Dopiero w 90. latach ITT zostało wprowadzone do programu mistrzostw świata. Dla znakomitej większości kibiców i telewidzów to po prostu nudna konkurencja. 50 kilometrów pedałowania po z reguły prostej trasie. Na ekranie widoczny jest jeden zawodnik, dwie minuty, minutę przed nim i za nim kolejni. Emocje niewielkie, chyba, że któryś z faworytów zaliczy wywrotkę. Nic się nie dzieje. Ruszamy do kuchni po ciasteczko i herbatkę.

Tak, czasówka może wydawać się nudna. W środę w Richmond nie była. Białobłocki, który wygodnie rozsiadł się na krzesełku lidera i machał uśmiechnięty do kamerki. Pędzący Bodnar. Gdy widzimy naszych, zaczyna się robić ciekawie tym bardziej, że ci nasi jadą o sam top.

Jakie wnioski wypływają z występu Bodnara i Białobłockiego dla PZKol-u i sztabu szkolenia? Trzeba w końcu postawić na czasowców. Jest tor, są więc warunki do trenowania, szlifowania prędkości. Na welodromie, co pokazały m.in. ostatnie mistrzostwa Europy oraz juniorskie mistrzostwa świata, dajemy sobie wyśmienicie radę. Nasi juniorzy łączą jazdę po owale z jazdą po szosie. Mimo tego w międzynarodowej rywalizacji – pomijając świetne Pikulik i Skalniak – jesteśmy w ITT daleko w tyle. I  jakby tego było mało, w orlikach nie wystartował żaden z Polaków.

Siłę narodowego kolarstwa nie mierzy się ilością medali-premium w elicie. O sile tej stanowi młodzież. Weźmy przykład chociażby z Niemców, gdzie przy federacji otworzono specjalną szkołę dla czasowców. Efekt? Schachmann i Kämma na podium w U23, Apelt mistrzem juniorów. Potęga. Wykalkulowana i zaplanowana potęga, do której niewiele trzeba. Kilka zgrupowań w roku na torze w okresie zimowym, następnie wiosenne obozy na szosie, gdzie ćwiczy się swoje czasowe umiejętności. Wizyta w tunelu aerodynamicznym, właściwa pozycja itd. itp. A my dopiero w tym roku wysłaliśmy nasze dziewczyny na aerodynamiczne testy do Drezna i jeszcze się tym chwalimy. Jeśli chodzi o indywidualną jazdę czas, wiele nam brakuje. PZKol zdaje sobie z tego sprawę, dobrze, że problem został mniej lub bardziej rozpoznany. Należy przystąpić do jego rozwiązania.

Bo na szosie najwięcej krążków można właśnie zebrać w zawodach na czas. Gdy tak się stanie, wszyscy będą zadowoleni.