Jeden się cieszył, a drugi się smucił na mecie 12. etapu Vuelta a Espana. W samej końcówce peleton dogonił jeszcze ostatniego uciekiniera dnia odbierając mu zwycięstwo.
Wyścig był po prostu dzisiaj za długi, za długi o 200 metrów. 200 metrów z 178 km. To nic. Gdyby finał był płaski albo gdybyśmy na kilometr do celu mieli dziesięć sekund przewagi, dojechalibyśmy
– mówił rozczarowany Maxime Bouet (Etixx-Quick Step).
Francuz uciekał m.in. z Alexisem Gougeardem (Ag2r), który na ostatnich kilometrach zaatakował.
Odjechałem, ponieważ współpraca nie układał się już tak, jak powinna. Myślałem, że wygramy ten etap. Ale mój atak był chybiony, pomyliłem się
– powiedział Gougeard. Po nim odskoczył jeszcze Jaco Venter (MTN-Qhubeka), którego złapał Bouet, zanim ten nie został doścignięty przez rozpędzoną grupę zasadniczą.
Na kresce najszybszy okazał się Danny van Poppel (Trek). 22-latek na 11 km do mety miał defekt techniczny, lecz w czas się z nim uporał.
Wygrałem etap wyścigu WorldTour. Dla mnie jest to wielkie zwycięstwo, z którego niezwykle się cieszę. Miałem trochę stresu, kiedy złapałem kapcia, ale moi dyrektorzy sportowi powiedzieli, że mam nie panikować. W pogoni pomogli mi koledzy. Idealny wręcz timing, chociaż nie wiedziałem, czy z przodu może czasem nie znajduje się jakiś inny uciekinier. Nikogo nie widziałem. Musiałem bardzo wcześnie rozpocząć mój sprint, jednak dysponowałem dobrymi nogami, cały dzień czułem się wyśmienicie
– tłumaczył syn Jean-Paul van Poppela, który w swojej zawodowej karierze triumfował na dziewięciu odcinkach Vuelty.
Liderem pozostał Fabio Aru z Astany.
Szkoda Chrisa Froome’a (Sky). To zła wiadomość, że musiał się pożegnać z wyścigiem, który przestanie być taki spektakularna. Lecz z jego kontuzją nie sposób dalej kręcić. Czwartek był dla nas w miarę spokojny. Finał jednak żył szybkością. Kolejne etapy są ciężkie. Patrzymy z dnia na dzień
– stwierdził Włoch pedałujący w czerwonej koszulce.
Równie spokojny była dzisiejsza rywalizacja dla czwartego w generalce Rafała Majki.
Dzisiejszy etap przebiegł dla mnie dość spokojnie, miałem szansę zregenerować nieco siły po wczorajszej, morderczej walce. Ten i jutrzejszy dzień to wstęp do tego, co czeka nas od soboty, czyli trzech ciężkich etapów górskich. Myślę już o nich, jednocześnie starając się koncentrować na tym co tu i teraz, żeby nie stracić gdzieś niepotrzebnie czasu. Bardzo wspiera mnie w tym cała drużyna Tinkoff-Saxo, za co serdecznie dziękuję!
– napisał kapitan na Tinkoff Saxo na swojej stronie rafal-majka.pl.
fot. Graham Watson/Unipublic