Danielo - odzież kolarska

Głupich nie sieją…

… sami się podobno rodzą. Naprawdę nie wiem, jak bardzo nierówno pod sufitem trzeba mieć, by takiego Krzyśka, którego można lubić bądź nie lubić, oblewać moczem. Nie wodą, moczem. Śmierdzącym, mętnym moczem. Co sobie ten urynowy terrorysta myślał, nie mam bladego pojęcia. Jednak tępy to on był na pewno. Szkoda, że nie było w pobliżu Huzara, to by go przynajmniej z bidonu zdzielił.

Nie pierwszy to był atak żółtym płynem  w historii Tour de France. Nie tak dawno zresztą pod prysznic śmigał Manxman, by się pozbyć niezbyt przyjemnego zapaszku. Mokre szarże kibiców-idiotów, chociaż akurat osoby tego pokroju to zasługują jedynie na etykietkę imbecyla, niż kibica, uszły im niestety – nomen omen – na sucho. Policja ich nie złapała, nie przyskrzyniła, nie wypisała mandatu. Panowie zniknęli w tłumie i gdzieś po cichu śmieją się z tego, co zrobili. Ba, chyba są nawet dumni. Dumni ze swojej głupoty.

Ten sezon jest jakiś pechowy, jeśli chodzi o wypadki, których głównymi bohaterami są „kibice”. Różnica między tymi pseudo-kibicami robiącymi sobie „słit focię” na Tourze czy na Giro a anty-kibicami dzielącymi się światem swoim moczem, moczem psa czy zapijaczonego kolegi z akademika, polega na tym, że tych drugich cechuje – i to jest właśnie najgorsze – wyrachowanie, przebiegłość. Oni po prostu zaplanowali swoje ruchy. Oni chcieli komuś zrobić krzywdę, sprowokować. I oczywiście pokazać swój goły tyłek w telewizji. Ekshibicjoniści wszystkich krajów łączcie się.

Akurat nagusów „Wielka Pętla” ma pod dostatkiem. Co roku jakiś delikwent biegnie razem z zawodnikami wspinającymi się w Alpach, Pirenejach czy Masywie Centralnym. Wymachuje swoim sprzętem – i nie jest to osprzęty rowerowy –, wymachuje narodową flagą. Jakby szukał żony, do tego żony rodaczki. Strasznie głupio się przy tym uśmiecha. Smile!

Jakoś kiedy byłem młodszy podobne anarchiczne wojaże tyłko-pozerów mnie nie ruszały. Zlewałem temat. Co więcej, z lekkim uśmieszkiem patrzyłem na biegające strzykawki. Było minęło. Teraz mnie to wkurza. Z dwóch powodów. Po pierwsze: ci osobnicy igrają ze swoim zdrowiem i zdrowiem szosowców. Wystarczy że nagus się zapatrzy, potknie i runie na wspinającego się kolarza. Po drugie: ci osobnicy po prostu mają gdzieś coś, co powszechnie nazywa się szacunkiem i dobrym wychowaniem. Pozerstwo. Kilka sekund telewizyjnych chwały zamyka im klapki na oczach. Ci właśnie pożal się Boże kibice psują wieloletni pozytywny wizerunek np. Diabła Touru, czyli Didiego Senfa. Mu do głowy nawet by nie przyszło, by w jakiś przecudaczny sposób przeszkadzać peletonowi. On kocha kolarstwo, golasy i sprintujące strzykawy nie.

Tak samo zresztą jak moczo-mioty i pozostali „kibice” podobnego sortu podatni na medialną agitkę. Nie ma nic złego w pisaniu i domniemaniu dopingu, jak w przypadku Froome’a. Oburzenie Brailsforda można zrozumieć, ponieważ on w końcu musi chronić własną ekipę, z drugiej strony nie można. Gdyby x-lat temu nikt z dziennikarzy nie wątpił w czystość Armstronga i by o tym nie skrobnął kilka zdanek nawet pod groźbą kolarskiej banicji, prawdopodobnie prawda nigdy nie wyszłaby na jaw.

Jednak dziennikarska propaganda antykrzysiowa poniekąd przyczyniła się też do moczowego epizodu. Ktoś się poczuł bezkarny, bo wiedział, że nic mu nie można zrobić. Może sądził, że robi całemu światu przysługę, bombardując lidera wyścigu sikami. Czy chodziło mu o warstwę symboliczną – wiadomo, próbki moczu oddaje się do analizy? Raczej nie. Imbecyle tak daleko nie myślą. Imbecyle tylko potrafią reagować i iść z mainstreamem. Jak wszyscy walimy w Froome’a, to ja przywalę z grubej rury.

To nie jest anarchia. To jest po prostu niesmaczne i głupie. I bardzo nieetyczne. Całkiem możliwe, że nawet bardziej nieetyczne niż nielegalne wspomaganie, z tego prostego względu, że przyłapani doperzy sami sobie robią krzywdę i muszą odpokutować. A moczo-agresor robi krzywdę innym i za nic odpokutować nie musi: przecież nie został przyłapany.

fot. ASO/B.Bade