Danielo - odzież kolarska

Sky – spółka z ograniczoną odpowiedzialnością

Czy jadą na dopingu? Tego nie wiemy. I to jest jedyna pewna odpowiedź.

Wiele pytań i wątpliwości narasta wokół Christophera Froome’a i zbudowanej wokół niego drużyny Sky. Trwa najważniejszy sprawdzian kolarski w sezonie, Tour de France, więc dominująca ekipa znalazła się pod ostrzałem pytań i wystawiona jest ze wszystkich stron na oskarżenia o doping.

Można przejść nad tym do porządku dziennego i stwierdzić, że taki już ich los, bo wątpliwości po dotychczasowych aferach zawsze będą. Można też kategorycznie bronić czystości brytyjskiej ekipy i wierzyć w to, że nastały nowe lepsze czasy. Ale tak naprawdę niewiele wiemy, a to z pewnością nie służy ferowaniu wyroków i stawianiu kategorycznych sądów.

Pierwsze: zasiać wątpliwości

Przed pierwszym pirenejskim etapem światło dzienne ujrzało nagranie etapu prowadzącego na Mount Ventoux z 2013 roku z naniesionymi danymi Froome’a. Brytyjczyk rozbija w puch konkurencję, a sporo emocji wywołują liczby pokazane na ekranie, dotyczące m.in. kadencji i mocy generowanej przez zawodnika. Nie to jednak okazało się największą sensacją, a sposób w jaki nagranie zostało opublikowane. Szefostwo Sky mówiło o kradzieży danych, Antoine Vayer, który nagranie udostępnił, usprawiedliwiał się przeciekiem z samego zespołu.

Temat został od razu podchwycony przez media, które szukając sensacji zaczęły pisać o podejrzanym występie. Same dane niewiele jednak mówią, najważniejsze, że zasiane zostały wątpliwości.

„Froomestrong”

Na dalsze oskarżenia nie trzeba było długo czekać. W dzień zburzenia Bastylii, we Francji obchodzony jako święto narodowe, Froome rozpoczął swoje dzieło zniszczenia i przy akompaniamencie Richiego Porte’a i Gerainta Thomasa zdeklasował rywali podczas finałowej wspinaczki na La Pierre-Saint-Martin. Od razu wywołało to głośne pomruki niezadowolenia i oburzenia, po których jawne oskarżenia o doping były tylko formalnością. Pojawiły się porównania do Armstronga i jego US Postal, wskazywano na zbyt wielką różnicę między Sky, a ich rywalami, aby mogła być osiągnięta innymi metodami niż niedozwolone wspomaganie.

Froome i szef ekipy, David Brailsford, musieli tłumaczyć się i przechodzić przez krzyżowy ogień, który tak dobrze znają z lat 2012 i 2013. Tym razem jednak, sytuacja jest nieco inna. Pod pręgierzem znalazła się cała drużyna, bo niektórych zaniepokoiła również jazda gregari di lusso: Porte’a i Thomasa.

O co chodzi?

Już niemal tradycją stało się rokroczne przepytywanie zwycięzców i liderów lipcowego wyścigu o doping. Bieżąca edycja nie jest więc pod tym względem wyjątkiem. Wyróżnia się za to sposób i moc, z jaką Sky jest atakowane. Po pierwsze niemożliwością jest taka deklasacja utytułowanych rywali, twierdzą krytycy, i niekwestionowana dominacja jednej ekipy, w czasach, kiedy wyścigi podobno rozgrywane są na sekundy. Zwraca się również uwagę na wysoką kadencję Brytyjczyka i dla porównania przywołuje się słynny „młynek” Armstronga.

Po drugie, wątpliwości budzi Thomas, który wspina się na pirenejskie przełęcze z najlepszymi oraz o dziwo Porte, którego odrodzenie po Giro również znalazło się na cenzurowanym. Doping ekipie zarzucają już nie tylko przypadkowi kibice, wypowiadający się w sieci, ale również osoby znane w kolarskim światku, a ich wypowiedzi cytują poważne i opiniotwórcze gazety, czytane na całym świecie.

Oskarżenia są jawne i coraz głośniejsze i nie wiadomo z której strony zostanie przypuszczony następny atak. Pierwsze wyniki całej nagonki mogliśmy obserwować podczas etapu do Mende, kiedy jeden z kibiców wylał na Froome’a szklankę moczu i nazwał doperem.

A może faktycznie jadą na dopingu?

Tego nie wiadomo, bo nikt zabronionych praktyk nie udowodnił, a i ekipa w tej sprawie znajduje zrozumienie w peletonie, co jest dość ważną wskazówką. Zarzuty wobec Froome’a są bardzo łatwe do odparcia. Czasy wjazdu na poszczególne podjazdy i generowana w tym czasie moc, nie wskazują na nic podejrzanego i nie sytuują wyników Brytyjczyka w grupie tych podejrzanych. Sposób pokonywania podjazdów jest z kolei może niezbyt widowiskowy, ale odpowiadający charakterystyce samego zawodnika i zapewne męczyłby się gdyby kazano mu podjeżdżać w stylu Contadora. Froome robi dotychczas z rywalami co chce, ale nie jest to jeszcze powód, aby wtaczać najcięższe działa. Może akurat to rywale są słabiej przygotowani? O tym mało kto pisze w tym właśnie kontekście, a przypuszczenia te coraz wyraźniej znajdują odzwierciedlenie na trasie.

Porte również nie jest człowiekiem znikąd. Systematyczny rozwój od czasu pierwszych sukcesów w 2010 roku, pozwolił mu w tym roku dołączyć do grona najlepszych wspinaczy i kolarzy celujących w podia Wielkich Tourów. Potwierdza to wiele świetnych wyników na górskich etapach, a przed tegorocznym Giro d’Italia stawiany był w gronie głównych faworytów do zwycięstwa. Jego forma, dla bacznie śledzących wyścigi, nie może być więc zaskoczeniem.

Geraint Thomas to o wiele bardziej wszechstronny zawodnik, ale jeżeli chodzi o stopniowy rozwój, to jest przypadkiem dość podobnym. W tym roku z bardzo dobrej strony pokazywał się już w górach, nawet tych wielkich (podczas Tour de Suisse) i trudno mieć pretensje, że to samo robi podczas najważniejszego wyścigu w sezonie, podczas którego miał osiągnąć szczyt formy.

Podsumowanie

Nie jest to obrona Sky przed oskarżeniami o doping. Jest to obrona przed zarzutami stawianymi bezpodstawnie, tymi opartymi na przeczuciach i niedopowiedzeniach. Dotychczas nic bowiem nie wskazuje na to, że brytyjska ekipa jedzie na dopingu. Nie można też kategorycznie stwierdzić, że ich jazda jest czysta, ale te same wątpliwości można powziąć w stosunku do każdego innego zespołu.

Wysuwane oskarżenia mają najczęściej charakter frustracji i są wynikiem zawiedzionych nadziei na wielką batalię między faworytami, a także reakcją obronną na możliwość powtórzenia się historii Armstronga. Z oskarżeniami na tak wątłych podstawach trudno jednak racjonalnie dyskutować.

fot. Kuba Zimoch / rowery.org