Danielo - odzież kolarska

Telewizyjna masakra

Leżącego się podobno nie kopie. Patrząc jednak na to, co wyprawiała TVP na mistrzostwach Polski w Sobótce, nie sposób nie zadać jej kilku kopniaków. Kto widział, ten wie. Transmisja była żenadą. Ż-E-N-A-D-Ą. Zamiast fajnej relacji zaserwowano nam parodię  kolarskich zawodów o rangę przecież nie byle jaką.

Tym razem na czempionat nie mogłem pojechać z kilku prywatnych powodów, dlatego tym bardziej ucieszyłem się, że telewizja będzie na żywo je pokazywać. Play doładowany, komp wzięty, można oglądać. A było co oglądać… Wiecznie te same – uwaga, ironia! – piękne, cudowne obrazki. Kibice stojący przy barierkach w okolicach startu/mety, wioska kolarska z lotu ptaka z balonami oraz krajobraz Sobótki przysłonięty liściastymi drzewkami. Kolarzy praktycznie żadnych, od czasu do czasu jakiś się przez ekran przewinął.

sobotka_TVP_1

A miało być tak pięknie. Głównym argumentem przemawiającym za wejściem LangTeamu w organizację podślężańskich mistrzostw, za które odpowiedzialny był dotychczas Przemysław Bednarek, były dobre kontakty z ludźmi od telewizji. Pojawiła się wizja transmisji live – premiera w historii polskiego kolarstwa.

Wyszło jednak jak zawsze. Czyli zawstydzająco. Wyścig bez sygnału live z kamer zamontowanych na motocyklach i helikopterze mija się z celem, bo wtedy po prostu nic albo bardzo mało widać. Helikopterki w Sobótce miały być. Miały. Ostatecznie nie doleciały. Za to w wigilię wspólnego dojechały dwa potężne wozy transmisyjne TVN. Chyba by wesprzeć kolegów z publicznej instytucji…

Na wiele to się nie zdało. TVP egzamin oblała i to z kretesem. Z kilkoma stacjonarnymi kamerami oraz na motocyklu, ale uwaga, pokazującymi obraz z odtworzenia, nie da się zrobić wyścigu. Po prostu nie da. Z takim uzbrojeniem technicznym można jedynie  wyprodukować materiał o kibicach, landszaftach i drzewach w roli głównej. I właśnie taki reportaż TVP nam sprzedała. Bardziej program przyrodniczy niż sportowy.

Obrazek obrazkiem, ale to nie wszystko. Różnice czasowe? A po co nam różnice czasowe? Niepotrzebne, oczywiście. Po nam pokazywanie grupy goniącej? Niepotrzebne, oczywiście. Niepotrzebne, lecz zapewne ciekawe, były wstawki i wywiady z zawodnikami. Jednak miały one całkiem inne zadanie, takie można było odnieść wrażenie: wypełnić powstałą lukę i trochę urozmaicić nudny, ciągle ten sam przekaz. Potrzebne było za to gadanie, gadanie i gadanie o wyścigu, którego się nie widziało. Komentarz prezesa Skarula – ok., równa forma. Komentarz pana Szczęsnego. Brak komentarza.

Niestety, wniosek narzuca się sam: potencjalnego kibica kolarstwa transmisja made by TVP nikogo do tego sportu nie przekonała. Gorzej, mogła nawet całkowicie odrzucić, zniechęcić. A wszyscy ci, którzy ten sport kochali, kochają i kochać będą, potajemnie targają sobie z telewizji łacha. Bo tak panowie być nie może. Strach pomyśleć, co będzie za rok, co będzie na szosowych mistrzostwach Europy. Kibice, natura i miasteczko?

I niestety to telewizyjne faux pas, ta amatorszczyzna przesłoniła jeden pozytyw, o czym wiedzą Paweł, Łukasz i Tomek, którzy byli na miejscu. Chodzi o dostępność do zawodników. Konferencje prasowe przed i po wyścigach zwoływane przez LangTeam to duży plus. Matematyka jest jednak nieubłagana: plus (konfy) i minus (TV) zawsze da nam minus.