„Hulk” odniósł już swoje jedenaste w karierze zwycięstwo etapowe w Tour de Suisse. Tym samym Peter Sagan zrównał się ze szwajcarskimi legendami Ferdi Küblerem oraz Hugo Kobletem.
W czwartkowym finale na ulicach Biel Sagan mógł liczyć na pomoc kolegów z Tinkoff Saxo, którzy w chaotycznej końcówce zachowali zimną krew i wywalczyli dla mistrza Słowacji idealną pozycję wyjściową. Przede wszystkim Daniele Bennatiemu należą się słowa uznania.
Dziękuję Bennatiemu, dziękuję też innym moim kolegom z grupy. W finale znalazły się dwa ostre zakręty, ale bardzo dobrze się z nimi uporaliśmy. Osobiście dla mnie takie technicznie ciężkie końcówki są lepsze, bo szybciej dochodzi do selekcji, niż na szerokiej ostatniej prostej
– powiedział Sagan.
Sam finał był szalony. Każdy chciał kręcić z przodu wystawiając się na wiatr. Przedostatni zakręt wziąłem trochę z tyłu, ale dzięki temu na większej szybkości. W ostatni zakręt wszedłem z kolei jako drugi. Daniele ciągnął. Od razu po wyjściu z zakrętu jeszcze przyspieszyłem i tyle
– dodał 25-latek.
Zapytany o to, czy słyszał o swoich współrekordzistach, przyznał, że:
Nie, nic mi te nazwiska nie mówią. Wiem jednak, że w piątek chcę zgarnąć ten rekord tylko dla siebie
– stwierdził Sagan, który w tegorocznej odsłonie szwajcarskiego wyścigu triumfował już na trzecim etapie z metą w Olivone.
fot. Jakub Zimoch/rowery.org