Danielo - odzież kolarska

Tego potrzebowaliśmy

Jest dobrze. Może nie wyśmienicie, ale naprawdę dobrze. O znakomitym sukcesie Kasi Niewiadomej w Kraju Basków doniosła – w formie zwięzłej bądź dokładniejszej, to mało ważne – większość polskich mediów ogólnosportowych. Przypomnijmy: o zwycięstwie w szosowym wyścigu pań, które do tej pory wzięciem, tym oczywiście prasowym, cieszyło się niewielkim.

Euskal Emakumeen Bira – tak nazywa się impreza etapowa, w której na panią Katarzynę nie było mocnych. Przyznam się szczerze, do dzisiaj nie wiedziałem, dlaczego nosi ona taką, a nie inną nazwę. Euskal – wiadomo. Emakumeen? Bira? Hiszpańskiego nie znam, tym bardziej baskijskiego. Z pomocą przyszła mi niemiecka wersja wujka G., według której Emakumeen Bira to prostu „wyścig dla pań”. Żadne piwo. A szkoda. Bo na piwo Kaśka sobie zasłużyła.

20 lat temu z małym haczkiem po etap w tej właśnie imprezie sięgnęła inna znakomita polska zawodniczka. Bogusia Matusiak. The legend. Rezultat ten wykręciła w czasach, kiedy polskie kolarstwo w światowym peletonie nic praktycznie nie znaczyło. Zarówno ściganie mężczyzn, jak i ściganie kobiet. Na świecie głośno było praktycznie jedynie o pewnym 30-latku w koszulce Lampre, który nieźle radził sobie w klasykach. Był nim Zbyszek Spruch. Poza tym to głucho i cicho.

Dzisiaj jest inaczej. Na mistrzostwa świata mogliśmy/możemy wystawić największy kontyngent, wygrywamy tęczową koszulkę, wygrywamy imprezy WorldTour, wygrywamy etapy grand tourów. Znaczy się, to nie my wygrywamy, tylko Rafały, Michały czy Przemki. Jednak nie tylko panowie zbierają laury, kobiety nie chcą być gorsze. I słusznie. Potencjał jest niesamowity, kilka razy już o tym pisaliśmy. Pisaliśmy też o petardach Kasi we wiosennych klasykach. Pisaliśmy o świetnej postawie damskiej frakcji przy TKK Pacific Toruń. Pisaliśmy o wszystkich innych naszych dziewczynach walczących na zachodzie. O drugiej Kasi, o Gosi, o Gieni. O, o, o…

Dlatego też się być może powtarzamy, gdy ponownie podkreślimy, że ten niedzielny wynik Niewiadomej w „wyścigu dla pań” jest jedną z najlepszych rzeczy, jaka mogła się przytrafić – przytrafić to złe słowo, czym je zastąpić? – kobiecemu ściganiu. Ponieważ Kaśka nie triumfowała w byle jakiej etapówce, tylko w wyścigu posiadającym kategorię 2.1, a tym samym zaliczanym do najważniejszych wyścigów etapowych w kalendarzu UCI, jak chociażby Giro Rosa. Co prawda nie mamy do czynienia z medalem olimpijskim czy krążkiem ze światowego czempionatu, lecz z osiągnięciem równie znaczącym, równie ważnym. Polka na najwyższym stopniu podium generalki prestiżowego wyścigu! Kiedy ostatnio taka sytuacja miała miejsce? W 2012 roku. Wtedy Gosia Jasińska ogoliła Giro Toscana (kat. 2.1) przed Bastianelli czy Van Vleuten – zwycięstwo kapitalne, jednak niestety niedowartościowane. Trzy lata temu o kobiecej szosie donosiły niemalże tylko media z tzw. branży.

W sezonie 2014 w Euskal Emakumeen Bira Kasia Pawłowska, dochodząca akurat do siebie po niedawnej kolizji z samochodem, zajęła 21. miejsce, cały podest mienił się w barwach pomarańczowych: przyjaciółka Niewiadomej Ferrand-Prevot, Vos, Van der Breggen. Teraz różnica między pierwszą a drugą wyniosła zaledwie sekundę. Trzecia, o wiele bardziej od naszej strzały doświadczona Johansson straciła dwie sekundy. Kaśka na dobre weszła do czołówki damskiego peletonu.

I może być jeszcze lepiej, bo przed nią Igrzyska Europejskie. Szanse na medal w Baku są ogromne, ogromniaste, chociaż trasa niby niezbyt pod Niewiadomą. Kasi jednak obojętne, jak program wygląda. Kiedyś wątpiono w jej umiejętności jazdy po bruku, mówiono, że za drobna, by stawić czoła wiatru. I co? Okazało się, że i bruk, i wiatr, i piach to pestka. Podobnie może być z Azerbejdżanem. Znając Niewiadomą, jeśli zobaczy, że medal (złoty?) leży w zasięgu, to spróbuje go zdobyć. Będziemy trzymać kciuki. Nie tylko za nią, ale za całą naszą kadrę. Za Gienię, Ankę, Monikę, Paulę.

Jest dobrze, może nie wyśmienicie, ale naprawdę dobrze. Przed nami może najważniejszy test w sezonie: mistrzostwa Polski w Sobótce rozgrywane we współpracy z Czesławem Langiem. Będzie telewizja, będzie transmisja, będą nasze gwiazdy, ma być mnóstwo przedstawicieli przeróżnych mediów. Pod Ślężą zapowiadane jest oblężenie. W Sobótce przekonamy się, na ile, jak bardzo, jak mocno kolarstwo weszło do mainstreamu i świadomości kibiców. Oby pozostało w nim/w niej jak najdłużej. Dzięki m.in. Katarzynom, Paulinom etc.