Danielo - odzież kolarska

Różowe historie: szczęście i łzy

Po 16 latach przerwy peleton Giro wraca do Madonna di Campiglio, miejsca które było świadkiem sukcesu i wielkiej tragedii Marco Pantaniego.

Marco Pantani, ostatni wielki romantyk kolarstwa. Dla kibiców na całym świecie na zawsze pozostanie “Piratem”, szalonym buntownikiem obdarzonym olbrzymim talentem. Twardy na rowerze, ale delikatny wewnątrz, Pantani zdobywał pierwsze kolarskie lekcje w klubie imienia Fausto Coppiego w Cesenatico. Odnosząc znaczące sukcesy szybko piął się po szczeblach kariery, by w 1992 podpisać zawodowy kontrakt z Carrerą. Dwa lata później, fenomenalną jazdą podczas Giro d’Italia zdobył serca Włochów na zawsze. Najpierw odniósł swoje pierwsze etapowe zwycięstwo na górskim etapie do Merano, by następnego dnia odjechać wszystkim pod Mortirolo i spotkać się dopiero na mecie w Aprice. Giro d’Italia ukończył na 2 miejscu, ale pokonał zwycięzcę dwóch poprzednich edycji Miguela Induraina. W lipcowym Tour de France był 3. i wszystko wskazywało na to, że przyszłość należy do niego.

Po fenomenalnym sezonie 1994, dobra passa trwała nadal aż do dramatycznego wypadku w 1996, który postawił jego nabierającą rozpędu karierą pod znakiem zapytania. Powrót do ścigania w 1997 roku przyniósł nadzieję na kolejne świetne występy Pantaniego. W 1998 w Wyścigu Dookoła Włoch nie miał sobie równych i odebrał na własność różową koszulkę w Mediolanie. W lipcowej “Wielkiej Pętli”, wstrząśniętej skandalem Festiny, pomimo strat z początku wyścigu, zdemolował stawkę w górach i w Paryżu świętował na najwyższym stopniu podium. Marco Pantani był u szczytu sławy.

W kolejnym sezonie stanął do obrony tytułu na Giro. Organizatorzy postarali się, by nowy narodowy bohater nie musiał narzekać na trasę, która wydawała się trampoliną do kolejnego sukcesu. Kolarstwo ciągle zanurzone w aferze Festiny, musiało borykać się z kolejnym przypadkami dopingu jeszcze przed startem Giro. Pod nieobecność bezpośredniego testu na EPO, nowo wprowadzona zasada 50% dla hematokrytu, pozwała wysłać amatorów EPO na przymusowe wakacje. Jeszcze zanim wyścig wystartował dwóch kolarzy musiało odpocząć od roweru. Kolejne testy krwi podczas wyścigu wywołały falę protestów, a Pantani, Laurent Jalabert, Mario Cipollini i Oscar Camenzind zwołali nawet specjalną konferencję prasową w sprawie utrudniania im pracy i “niehigienicznych” warunków kontroli.

W górach Pantani jadąc w charakterystyczny dla siebie sposób, w dolnym chwycie, pokazał stawce, kto jest najsilniejszym zawodnikiem. Na etapie jazdy na czas przyjechał jako trzeci, tracąc jedynie 55 sekund do byłego mistrza świata w tej specjalności, Jalaberta. Niebywały wynik, jak na kogoś kto rok wcześniej ukończył prolog Tour de France na 181 miejscu. Na legendarnym etapie do Oropy Pantani zmasakrował stawkę i wszystko wskazywało na to, że z kolejnymi 3 etapami w górach i jedną czasówką, Giro jest w zasadzie rozstrzygnięte.

Na starcie górskiego etapu do Madonna di Campiglio, trzy dni przed końcem wyścigu, “Pirat” był liderem klasyfikacji generalnej, górskiej i punktowej. Jego dominacja w wyścigu była bezapelacyjna. Tego samego ranka, 15 zawodników bez problemów przeszło testy na poziom hematokrytu – wydawało się, że skandale ominą to Giro. Na podjeździe do Madonna di Campiglio peleton ponownie mógł tylko marzyć o lekkości z jaką kolejne metry pokonywał Patani i zająć się minimalizowaniem strat. Na dwa dni przed końcem Pantani miał drugie z rzędu Giro w kieszeni.

Następnego dnia do drzwi hotelowego pokoju zapukały “wampiry”. Pobrane próbki krwi dały wynik 52% – poziom czerwonych krwinek w krwi “Pirata” był zbyt wysoki i zgodnie z obowiązującymi przepisami z powodów zdrowotnych czekał go przymusowy odpoczynek od roweru. Kolarskiemu światu ponownie został zadany poważny cios. Być może nawet poważniejszy niż w przypadku afery Festiny. Tym razem chodziło o prawdziwego bohatera tłumów, kolarza który ponownie tchnął dozę szaleństwa w kostniejący sport. Mało kto zadawał sobie wówczas sprawę, że dla wrażliwego Pantaniego był to początek końca.

Momentalnie po opuszczeniu kolumny Giro przez “Pirata” i jego drużynę, Mercatone-Uno, pojawiły się plotki o spisku, który miał wyeliminować nowego dominatora. Pantani musiał zadrzeć z niewłaściwymi osobami, mówiono, wiedział przecież, że jako lider będzie poddany kontroli. Próbki krwi pobrane tego dnia testowano co najmniej kilkanaście razy i zawsze dawały wynik powyżej 50%. Przeprowadzone po latach testy na próbkach krwi z Tour de France 1998 wykazały ślady EPO.

Dziś nikt nie ma już wątpliwości, że Pantani swoje największe sukcesy odnosił z pomocą dopingu. Zadziwiające byłoby, gdyby udało mu się wygrywać na czysto ze skąpaną w EPO generacją włoskich i światowych mistrzów lat 90. ubiegłego wieku. Gdy wielu kolarzy z tamtego okresu musi zmierzyć się z niechęcią ze strony fanów, Marco Pantani ciągle uważany jest za jednego z największych w historii sportu.

Być może prawdziwym symbolem kolarstwa jest kapliczka w Madonna del Ghisallo – pełne najcenniejszych kolarskich pamiątek sanktuarium chrześcijańskiego odkupienia win i przebaczenia. Być może po prostu Pantani, pozwolił nam znowu marzyć – “Pirata – farci sognare” jakby powiedzieli Włosi.