Danielo - odzież kolarska

Giro d’Italia 2015: blef, wyczekiwanie i jazda bez trzymanki

Ranny smok, młody wilk i przyczajony diabeł tasmański w rozgrywce o podium.

98. edycja Giro d’Italia rozpoczęliśmy oczekując na starcie czterech wielkich – Alberto Contadora, Fabio Aru, Rigoberto Urana i Richie Porte’a. Tydzień zmagań za nami, jutro dzień przerwy, czas na podsumowanie pierwszego rozdania.

Kto z czwórki wygląda najlepiej? Inaczej, prościej, kto nie wygląda? Nie wygląda zupełnie Uran. Pogłoski o przeziębieniu krążyły od kilku dni, dziś okazało się, że Kolumbijczyk zmaga się z zapaleniem oskrzeli i jedzie na antybiotyku. Fajerwerków się nie spodziewajcie.

Kogo mamy zatem na podium po tygodniu zmagań? Rannego smoka, młodego wilka i przyczajonego diabła tasmańskiego.

Ranny, nie ranny. Alberto Contador to twardziel jakich mało. Można go lubić lub nie, ale czapkę z głowy zdjąć trzeba. Hiszpan w kraksie rozbił kolano, zwichnął bark. Każdemu z nas wystarczyłoby to prawdopodobnie do wzięcia zwolnienia z pracy, ale nie “El Pistolero”. Nie dość, że robotę ma mocno nietypową, na barkach olbrzymią presję, to jeszcze niespecjalnie może sobie pozwolić na wycofanie. Nie w roku gdy celem jest przejście do historii i ustrzelenie dubletu.

O tym jak poważna była kontuzja i jak dużo blefu było w całej sytuacji, nie wiemy. Dowiemy się pewnie z włoskiej prasy po zakończeniu wyścigu. Faktem jest – Contador przygotowany jest bardzo dobrze, po kraksie ma się nieźle, ramię na pewno mu dokucza, ale nie tyle by uniemożliwić mu walkę.

Weekendowe trudy przetrwał, kontrolował sytuację i dał do myślenia młodemu Aru i jego watasze, którzy robili co mogli by Hiszpana urwać. Contador reagował wolniej, ale młody Włoch nie zdołał mu odjechać. Biorąc pod uwagę, że kontuzja może dawać o sobie znaki do końca wyścigu, a Hiszpan nie jest w optymalnej formie (Tour czeka), nie należy się spodziewać, że w kolejnych dniach będzie strząsał z koła młodego Włocha. Raczej – po czasówce, na której zyska, pilnował będzie przewagi i nie pozwoli mu odjechać.

O ile w pierwszych dniach sporo mówiło się o zbyt aktywnej jeździe ekipy Tinkoff-Saxo, o tyle w ostatnich dniach na czele śmigają tylko turkusowe koszulki kazachskiej ekipy. Oleg Tinkov zamiast poganianiem zawodników zajął się kręceniem filmików (idzie mu znakomicie), a w peletonie bryluje Astana, imponując liczbami i tydzień zamykając triumfem Paolo Tiralongo. Niezwykle dobrze prezentuje się Mikel Landa, kolejną solidną robotę odwala Dario Cataldo.

Ich lider, młody Sardyńczyk, odkrył sporo kart, na podjazdach był pierwszym do ataku, na razie demonstrując gotowość do walki, ale oprócz zawężania grona rywali do Contadora i Porte’a tak naprawdę wiele nie zyskując. Albo zyskując o tyle, że gdyby Uran przeżył cudowne odrodzenie, to na czasówce musi zniwelować dwuminutowy bufor.

Takiego buforu nie ma w stosunku do Australijczyka i Hiszpana – czasowców o wiele lepszych i bardziej doświadczonych. A to oznacza, że w trzecim tygodniu to młody Fabio będzie musiał atakować.

Astana – po wszystkich problemach dopingowych (nie pierwszych zresztą) i procesie obrony licencji – na trasie daje zadziwiający pokaz siły, po 9 etapach w czołowej dziesiątce mając trzech kolarzy. Jak długo tak pociągną? Do Mediolanu w takim układzie na pewno nie dojadą – Cataldo i Landa pracowali będą na Aru, acz wątpliwości budzić może kwestia rozłożenia sił, gdyż najcięższe górskie etapy jeszcze przed peletonem. Pozostaje mieć nadzieję, że górska kolejka kazachskiego zespołu nie wykolei się na jednym z nich … albo poza nim.

A skoro o trudnych etapach mowa. Michael Rogers, kapitan ekipy Tinkoff-Saxo, twierdzi, że jak z pomiarem mocy pracuje już dobrych parę lat, to jeszcze w życiu nie kręcił takich watów w pierwszym tygodniu Grand Touru. Niby etapy krótkie, niby gaz od startu do mety, ale ciekawe stwierdzenie. Rachunki wystawiane będą w trzecim tygodniu.

Jak przy rachunkach jesteśmy, z numerkami zawsze dobrze radzili sobie kolarze Sky. Zauważyliście? Brytyjska ekipa dotychczas zawsze byłą pierwsza do nadawania tempa i kontroli.

Nie tym razem. Richie Porte przeżywa sezon życia, a w samochodzie drużyny (a może w specjalnym kamperze) przygotowano Plan przez duże P. Sky nie angażuje się, nie prowadzi, robotę zostawiając Tinkoff-Saxo i Astanie. Czekają, zadowalając się faktem, że ich lider jest w czołówce i nie traci czasu. Trójka faworytów mieści się w 22 sekundach, więc wszystko jeszcze przed nami.

Punktem zwrotnym powinna być czasówka – Porte to w gronie faworytów zdecydowanie najsilniejszy specjalista w walce z czasem i to do niego tracili będą rywale. Dystans spory, ale zaryzykuję – Contador po 14. etapie będzie sobie musiał dopisać minutę, Aru pewnie ze dwie.

Tasmańczyk jak na razie jedzie bardzo zachowawczo, nie angażuje się w pracę, spokojnie łapie koło po atakach. Jeśli po czasówce założy maglia rosa, to jego będą musieli zaatakować rywale. Jego i mocną ekipę, która podobnie jak lider – na razie jedzie na wycieczkę. Leopold König, Kanstantsin Siutsou, Vasil Kiryienka – to motory potężne, a jeśli na trzeci tydzień zachowają więcej sił, to przebić się przez ich metronomiczne tempo będzie bardzo ciężko. Szczególnie tym, którzy w pierwszym tygodniu wypruwali sobie żyły po sekundy na mniejszych podjazdach.

fot. ANSA / DAL ZENNARO – ZENNARO – PERI