Danielo - odzież kolarska

“Tak” dla kolarstwa kobiet

Kobiece kolarstwo jest zarąbiste! Ucieknie ta, która nie powinna. Gonić zacznie ta, która nie powinna. Potem grupy się zjadą i pójdzie kolejny atak. A na końcu wygra ta, która nie zaliczana była do grona faworytek. Kobiece kolarstwo jest zarąbiste, bo mało przewidywalne. I ma Kasię Niewiadomą.

Powtórzę się, ale uczynię to z przyjemnością. Kasik jest fenomenem. Obojętnie, czy startuje na białych drogach, czy wspina się na Mur de Huy. Zawsze ambitna, zawsze waleczna, zawsze uważna. Dzisiaj w Fleche Wallone była piąta. Piąta!

Podniecamy się kolarstwem panów – zresztą słusznie. Ale przez długie lata zapomnieliśmy, że na rowerach ściga się również płeć piękna. Zapomnieliśmy z tego powodu, że pomijając Bogusię Matusiak, nigdy nie świętowaliśmy znaczących sukcesów. Gdzie nie ma jednak sukcesów, tam nie ma zainteresowania. Chociaż Paula Brzeźna-Bentkowska, Sylwia Kapusta i Gosia Jasińska cieszyły z się z niezłych, bardzo dobrych rezultatów, nikt tak naprawdę się tym nie przejmował. „A, jakieś tam ściganie bab”. Kolarstwo feminine nad Wisłą równoznaczne było z jednym nazwiskiem: Mai Włoszczowskiej, która od czasu do czasu startowała na szosie, lecz jej domeną jest i pozostało MTB. Za Mają przemawiały osiągnięcia, media biły się o wywiady. Reszta naszych pań – również tych z toru – musiała stanąć nawet nie w drugim, ale w trzecim czy czwartym szeregu. Niesłusznie.

Teraz w światowym peletonie mamy i Kasię, i Kasię Pawłowską, która tak naprawdę w swoim pierwszym wyścigu szosowym w tym sezonie zajęła piąte miejsce, Gienię Bujak, Gosię czy młodą Ewelinę Szybiak. Wszystkie zasłużenie należą do kolarskiej elity. Pawłowska, co udowodniła chociażby na londyńskich Igrzyskach Olimpijskich, gryzie asfalt, że aż miło. Jeśli Gienia będzie się dobrze czuć, to zakręci się w okolicach podium. A Gosi wystarczy zaserwować góry i będzie dobrze.

W kraju narybkiem zajmują się Paula z Pawłem. Pomimo tego, że ich klub niezaliczany jest do grona drużyn z pierwszej dywizji, to pod względem (infra)struktury czy metod treningowych nie ma się czego wstydzić. W ostatnich dwóch sezonach świetnie rozwinęła się nie tylko Ania Plichta, ale też Monika Brzeźna. A powoli do głosu będą chciały dojść Kasia Wilkos i Aga Skalniak. Z kolei w Dzierżoniowie młodymi zaopiekowała się Sylwia, która doradza Pauli Guz czy Łucji Pietrzak. Talenty szkoli się poza tym cały czas w Kórniku czy w Darłowie.

Po co o tym wszystkim piszę? Ponieważ aż dziw bierze, że u nas w Polsce, choć brakuje takiego profesjonalnego-profesjonalnego systemu szkolenia zawodniczek, one są. W tym, czy innym zespole. Jeżdżą, trenują, wypruwają sobie żyły, biorą udział w narodowych wyścigach, nieraz pojawią się w zagranicznych imprezach. Im się chce. Szkoda jedynie, że nie wszyscy to dostrzegają. U nas damskie kolarstwo jest ble, fe i ogólnie nieciekawe. Tak jest przynajmniej postrzegane.

W rzeczywistości jest na odwrót: wystarczy obejrzeć sobie końcówkę „Walońskiej Strzały” z tego czy zeszłego roku. Dobra, nie ten sam poziom, bo tam Puchar Świata, a tutaj Puchar Burmistrza Miasta X i Y. W tych lokalnych zawodach jeździła kiedyś jednak chociażby taka Kasik, ta sama Kasik, która teraz wywalczyła kapitalną piątą lokatę.

Marianne Vos w tym sezonie koncentruje się na kolarstwie górskim, więc Niewiadoma otrzyma w teamie znacznie więcej szans jazdy na własną rękę. Choć jest jeszcze bardzo młoda – wiadomo, kobietom nie patrzy się w metrykę 🙂 –, to egzaminy z taktyki zdaje na pięć. Wie co, kiedy, jak. Wie też, że nieraz może puścić wodze swojej młodzieńczej fantazji. Wiatr? Będzie ciężko, ale spróbuję. Bruk i szuter? Będzie ciężko, ale spróbuję. Nie tylko Kwiato uczy się i zbiera doświadczenie na każdym wyścigu.

Kasik jest najlepszym ambasadorem naszego kolarstwa kobiet na zachodzie, jaki mógł się nam przytrafić. Reklamą. I co tu dużo mówić, też produktem połączenia niesamowitego potencjału z polską myślą szkoleniową. W kraju, w którym panie na rowerach nie odgrywały znaczącej roli. Bądź tu z tego paradoksu mądry i pisz wiersze.

By tę falę wznoszącą podtrzymać należy zainwestować w nasze panie czas i pieniądze. Zrobić wszystko, by stworzyć własną zawodową ekipę i dążyć do wprowadzenia do kalendarza exclusive polskiego wyścigu. Tylko w ten sposób będzie szansa na drugą/drugie Kasię/Kasie, drugą Paulę, drugą Gosię czy drugą Sylwię. Bo one na pewno już gdzieś są, inaczej się tylko nazywają. Mogą jednak zostać niezauważone. Przez trenerów, przez związek, przez media. A tego nie chcemy, bo kolarstwo kobiet jest zarąbiste.