Danielo - odzież kolarska

Kilka wniosków po Mediolan-San Remo 2015

Vincenzo Nibali w koszulce Astany na tle flagi Mediolan-San Remo

Jeszcze nie ucichły echa wydarzeń z niedzielnego popołudnia, co nie przeszkadza wyciągnąć kilka wniosków po 106. edycji Mediolan-San Remo.

Ostatnie kilometry obfitowały w wiele zwrotów akcji, ataków i nieprzewidywalnych rozstrzygnięć. Wczesne ataki przetrzebiły peleton i wykluczyły z walki klasycznych sprinterów. Mimo prób samotnych odjazdów zobaczyliśmy finisz z okrojonej grupy, a zwycięzcą “La Classicisima” został John Degenkolb.

Pierwszy monument Degenkolba

To było chyba nieuniknione. “Dege” z roku na rok osiągał coraz wyższy pułap, aż dorósł do wygrania samego monumentu. Nie jest to na pewno przypadkowe i niespodziewane zwycięstwo, 9 etapów na Vuelcie, Gandawa-Wevelgem, Vattenfall Cyclassics, Paryż-Tours i dwa razy Paryż-Bourges mówią za siebie. Jeśli 26-latek będzie nadal się tak rozwijał to kolejne sukcesy są tylko kwestią czasu.

Kluczowym pytaniem pozostaje, jaką drogę wybierze Niemiec. Wydaję się, że stanowi idealne połączenie “klayskowca” ze sprinterem. Potrafi walczyć ramię w ramię z najszybszymi w peletonie, nie odstaje na pierwszym lepszym podjeździe, a także utrzymuje koło najlepszych na bruku.

Jedno jest pewne, coś będzie musiał poświęcić, ale co? Odpowiedź poznamy zapewne po Paryż-Roubaix, gdzie zamierza pokazać, że triumf w “Primaverze” to nie przypadek. Niedzielny wyścig dał nam odpowiedź,  że Degenokolb potrafi już wygrywać wielkie wyścigi i teraz na stałe zagości w grupie zawodników, która będzie walczyła o triumfy w największych imprezach globu.

Niespełniony Kristoff

Było blisko. Wszystko było niemal idealne, tylko ten Degenkolb. Katusha rozegrała wyścig koncertowo i doprowadziła swojego lidera do idealnej pozycji na finiszu. Był tylko jeden moment, gdy Kristoff okupował tyły peletonu, ale szybko wyszedł z opresji. Lepiej nie można było tego zrobić, po prostu Norweg zbyt wcześnie rozpoczął finisz, i w efekcie został pokonany przez Degenkolba. Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Forma jest, więc trzeba wyznaczyć kolejne cele. Minimalna porażka, której Kristoff doznał w Mediolan-San Remo może okazać się zimnym prysznicem, pobudzającym go do walki w kolejnych imprezach, a sezon jeszcze długi. Ronde Van Vlaanderen i Paryż-Roubaix czekają.

Cancellara poza podium

Fabian Cancellara po raz pierwszy od pięciu lat nie stanął na podium monumentu, w którym brał udział i dojechał do mety. Tłumaczeń może być wiele, ale po prostu pewna epoka dobiega końca. “Spartakus” nie jest już najmłodszy, co widać. Coraz częściej musi racjonalnie dysponować swoimi siłami i oglądać się na rywali.

W tym wyścigu tak jakby brakowało jego obecności, nie było ataku, wyścig przejechał anonimowo, a na Via Roma nie miał szans w walce zawodnikami szybszymi od siebie. Wnioski mogą być zbyt pochopne, ale czasu nikt nie zatrzyma. Z pewnością mądrzejsi będziemy po Ronde Van Vlaanderen i Paryż-Roubaix.

Sagan wciąż bez zwycięstwa w monumencie

To miał być jego dzień, a wyszło jak zawsze. Peter Sagan ciągle nie ma na swoim koncie zwycięstwa w monumencie. Jego sytuacja jest odwrotnością pozycji dzisiejszego zwycięzcy – Degenkolb rozwija się planowo i osiąga kolejne poziomy krok po kroku, z kolei Słowak bardzo szybko wskoczył na wysoki poziom, a następnie zatrzymał się i nie może przełamać blokady, która uniemożliwia mu zwycięstwo w jednym z największych klasyków świata. Transfer do Tinkoff-Saxo miał to odmienić, ale na razie do niczego takiego nie doszło. Dlaczego tak jest? On sam wie najlepiej.

Pozostaje życzyć mu osiągnięcia wymarzonej formy, ponieważ kolarstwo wiele traci, gdy taki zawodnik nie może odnaleźć swojej dyspozycji.

U Van Avermeta bez zmian

Przed wyścigiem zadawałem sobie pytanie: “jak nie teraz to kiedy Greg?”. Po wyścigu otrzymałem odpowiedź: “na pewno nie teraz”. Belg był w znakomitej formie, co pokazało Strade Bianche i Tirreno-Adriatico. Chyba nawet taktyka BMC Racing Team była ułożona pod niego, a nie Phillipe’a Gilberta, ale znów nie wyszło i o tym wyścigu trzeba jak najszybciej zapomnieć. Van Avermet jest klasowym zawodnikiem, który powinien mieć na swoim koncie co najmniej jedno zwycięstwo w monumencie, ale wciąż go nie ma i trzeba coś z tym zrobić, bo chyba sam Greg nie chce być kojarzony tylko z etapowego zwycięstwa na Vuelta a Espana.

Z Włochów będzie chleb

Mowa tu oczywiście o dwóch zawodnikach Lampre-Merida 25-letnim Davide Cimolai i 21-letnim Niccolo Bonifazio. Można powiedzieć, że zawstydzili stwoich starszych kolegów Rui’ego Costę i Filippo Pozzato, gdyż wywalczyli bardzo dobre 5. i 8. miejsca. Mogą czuć pewien niedosyt, bo gdyby w końcówce współpracowali to można by było pokusić się o lepszą pozycję, ale i tak jest dobrze. Są jeszcze młodzi, mają czas i jeśli będą się systematycznie rozwijać to w przyszłości któryś z nich przerwie trwającą już 10 lat serię zagranicznych zwycięstw w Mediolan-San Remo.

Solidne CCC 

cccsprandipeleton Milano Sanremo 2015

Nie spodziewaliśmy się wiele po zawodnikach najlepszej polskiej grupy i możemy być w pełni zadowoleni po ty, co pokazali. Najpierw w ucieczce dnia bardzo długo kręcił Adrian Kurek, a w pierwszej grupie, która walczyła o zwycięstwo na Via Roma finiszowały dwie pomarańczowe koszulki. Grega Bole był 17., a Maciej Paterski 22., co jak na debiut CCC Sprandi Polkowice w Mediolan-San Remo można uznać za mały sukces.

Ten występ potwierdził, że polkowicka ekipa może z powodzeniem walczyć z najlepszymi kolarzami na świecie i przyznanie dzikiej karty na Giro d’Italia z pewnością nie było na wyrost.

“La Classicisima” klątwą Kwiatkowskiego

Michał Kwiatkowski w swoim trzecim starcie po raz pierwszy ukończył wyścig Mediolan-San Remo, ale z pewnością nie tak sobie to wyobrażał. “Kwiato” przez cały wyścig kręcił w czubie i pilnował sytuacji na trasie. Spodziewaliśmy się, że zaatakuje na zjeździe z Poggio, ale postanowił zachować zimną krew i niestety przytrafiła mu się kraksa.

Zdarza się to każdemu i nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Nie zarzucajmy mu zbyt anonimowej jazdy, mistrz świata jest na tyle inteligentnym kolarzem, że na pewno wiedział co robi. Po prostu przytrafił mu się pech, na który nie miał większego wpływu.

Sezon ciągle trwa i okazja, aby powetować sobie straty z San Remo nadarzy się nie raz i nie pięć.

fot. ANSA/DANIEL DAL ZENNARO