Danielo - odzież kolarska

Anna Plichta: “nie mam marzeń, mam cele”

Jedna z najbardziej utalentowanych polskich zawodniczek. Ania Plichta. O swoich początkach, teraźniejszości i kilku innych sprawach.

Ania, co teraz robisz?

Obecnie jestem w trakcie okresu przygotowawczego. W tym roku poza rowerem sporo czasu poświęciłam na trening ogólnorozwojowy i mam nadzieję, że zaprocentuje to w sezonie. Treningi zimą co prawda mają swoje uroki, ale dla takiego zmarzlucha jak ja jazda na rowerze wygląda jak walka o przeżycie.

Dobrze, że za niedługo wiosna.

Tak, dotychczasowe treningi traktuję jako trening charakteru. Najbliższy tydzień spędzę na zgrupowaniu klubowym, które po raz kolejny odbędzie się w Sobótce. Oby pogoda nam dopisała i udało nam się w pełni zrealizować plan treningowy.

A co robiłaś wcześniej? Szczerze powiedziawszy, przed 2013 względnie 2014 mało kto słyszał o Ani Plichcie. Jak wyglądały twoje początki?

Moja przygoda z rowerem rozpoczęła się w 2004 roku. Chodziłam wtedy do szkoły podstawowej w Krzywaczce, gdzie powstał UKS. Najpierw do klubu zapisały się moje siostry, a późnej ja 🙂 Przez kilka lat próbowałam swoich sił w MTB, ale wtedy ten sport traktowałam jako zabawę.

Później przyszedł czas na Kęty.

Tak, pięć lat spędziłam w Sokole Kęty, gdzie trenowałam pod okiem trenera Piotra Karkoszki. Już wtedy kilka razy chciałam rzucić kolarstwo, ale atmosfera w klubie była tak świetna, ze za każdym razem wracałam.

I podjęłaś słuszną decyzję…

W 2013 roku zdecydowałam, że spróbuje swoich sił w innej ekipie. Kiedy po sezonie zaczęłam szukać klubu, odezwała się do mnie Paulina Brzeźna-Bentkowska i zaprosiła na rozmowę. Spotkałam się wtedy z nią i Pawłem Bentkowskim, który przedstawił mi ogólny plan działania. Na szczęście nie dałam się przestraszyć i w ten sposób trafiłam do TKK Pacificu Toruń, co było wtedy spełnieniem moich marzeń. Wiedziałam, że czeka mnie dużo pracy, ale nie mogłam przepuścić takiej szansy.

Ubiegły sezon był w twoim wykonaniu bardzo dobry. Niejednego twój sportowy rozwój w Pacificu pozytywnie zaskoczył.

Masz rację, poprzedni sezon był niesamowity. Nikt nie spodziewał się, że może być aż tak dobrze – ja zresztą też nie. To, że w kolarskim świecie nikt mnie nie znał, było uzasadnione. Rzeczywiście nie było ku temu powodów, bo jak na polskie warunki byłam zawodniczka przeciętną i startowałam w niewielu wyścigach. TKK Pacific Toruń stworzył mi bardzo dobre warunki do rozwoju. Odpowiedni trening i solidna praca, jaką wykonałam przyniosła fantastyczne rezultaty, w efekcie czego już na początku sezonu dołączyłam do krajowej czołówki.

Do tego udane występy zagranicą…

Jak się później okazało, również w wyścigach zagranicznych udawało mi się nawiązywać walkę z najlepszymi zawodniczkami na świecie, co było bardzo motywujące. Gracia Orlova była moją pierwszą etapówką i właśnie tam poczułam, czym jest prawdziwe kolarstwo. Ciężko porównać to do polskich wyścigów, gdzie z frekwencją zawodniczek różnie bywa, często na trasie brakuje kibiców, a tempo jazdy też jakby z innej bajki. Na każdym wyścigu zdobywałam cenne doświadczenie, którego bardzo mi brakowało. Najlepiej wspominam niemiecki Thüringen-Rundfahrt. Tam po raz pierwszy zdobyłam koszulkę dla najlepszej zawodniczki U-23 i dowiozłam ją do ostatniego etapu.

plichta-i-brzezne-gmp2014
Znalazłaś się też na celowniku PZKolu i selekcjonerów. Przed MŚ w Ponferradzie uczestniczyłaś w obozie wysokogórskim. W jaki sposób federacja pomaga tobie i twoim koleżankom?

W tym roku byłam objęta szkoleniem dzięki czemu wystartowałam z kadrą narodową w dwóch wyścigach z kalendarza UCI: GP Gippingen oraz Giro della Toscana. Przed mistrzostwami Europy uczestniczyłam w zgrupowaniu kadry U-23 w Dzierżoniowie, a przed mistrzostwami świata w zgrupowaniu wysokogórskim w Livigno. Uważam, że najważniejsze są starty w wyścigach, gdzie tak naprawdę najlepiej można podnieść swój sportowy poziom, dlatego szkoda, że nie było ich więcej. To dla zawodniczek z kadry często jedyna możliwość, żeby pojechać wyścig jako drużyna, gdyż na co dzień prawie każda trenuje i ściga się w innej ekipie. Takie zgranie ekipy jest bardzo istotne i później łatwiej jest o dobry wynik np. podczas MŚ. Na tle innych państw rzeczywiście wychodzimy blado i sporo brakuje do tego żeby, było idealnie. Czasem naprawdę niewiele potrzeba. Przykład z mistrzostw świata, gdzie po felernej kraksie Kasia Niewiadoma dwukrotnie zmieniała rower. Okazuje się, że prawie każda z dziewczyn miała inne pedałki i osprzęt, więc nawet fantastyczny gest Gieni Bujak, która oddała swój rower, niewiele pomógł. To niewielkie koszty, a takie szczegóły mają później ogromne znaczenie.

Czyli dopięcie szczegółów jest gwarantem, taką receptą patentową na sukces, na poprawienie niełatwej sytuacji?

Ciężko mówić o konkretnej recepcie na poprawę sytuacji w federacji. Ja jako zawodniczka mogę mieć tylko wielką nadzieję, że poprzedni sezon, który był dla polskiego kolarstwa szosowego jednym z najlepszych w historii, przyniesie zmiany na lepsze. Jeżeli w innych dyscyplinach sportowych pomimo braku osiągnięć są pieniądze na szkolenie, to dlaczego u nas, pomimo takich wyników, ma być inaczej? Najważniejsze, że mamy potencjał i wielu młodych zawodników, którzy już pokazali, że mogą walczyć z najlepszymi na świecie. Teraz wystarczy wyciągnąć do nich rękę i stworzyć im jak najlepsze warunki do rozwoju. Na pewno bardzo mobilizujące byłyby stypendia dla zawodników z kadry narodowej, albo chociaż dofinansowania do zimowych zgrupowań w cieplejszym klimacie. I co najważniejsze – więcej wyścigów UCI.

Mówiłaś o tym, co robiłaś wcześniej, co robisz teraz. A co będzie robić w przyszłości? Jakie są twoje kolarskie marzenia? Trafić do zawodowej drużyny z topu, wygranie Pucharu Świata? Pójście śladem Kasi Niewiadomej, która kapitalnie zadomowiła się w Rabo?

Chyba nie mam kolarskich marzeń…

Każdy chyba jakieś ma…

U mnie to raczej cele, do których dążę. Staram się nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość, bo tak naprawdę nikt nie potrafi przewidzieć, co przyniesie jutro. Koncentruję się na tym, co tu i teraz, czyli na każdym treningu, i wykonuję go tak, jakby to od niego zależało moje być albo nie być. Na sukces składa się wiele elementów, dlatego cały czas pracuję nad szczegółami, które kiedyś mogą zadecydować o sukcesie. Na pewno fajnie być częścią jednej z najlepszych drużyn na świecie, tak jak np. Kasia. Może kiedyś będę miała okazję przekonać się o tym na własnej skórze… 🙂

I na koniec tradycyjne pytanie o plany startowe na ten sezon. Wiesz już, gdzie będziesz się ścigać z Brzeźnymi?

W połowie marca wyjeżdżamy na dwutygodniowe zgrupowanie do Włoch. Na zakończenie czeka nas ciężki sprawdzian formy, czyli start w Pucharze Świata (mój debiut). Potem wracamy do Polski i już tradycyjne rozpoczniemy sezon kryterium w Dzierżoniowie i następnego dnia oficjalną inauguracją sezonu szosowego w Sobótce. W tym roku patronatem imprezy jest Lang Team, więc zapowiada się ciekawie 🙂 Przy okazji zapraszam wszystkich do kibicowania i wzięcia udziału w tej wielkiej kolarskiej imprezie. Rezerwujcie swój czas na 12 kwietnia i przyjeżdżajcie do polskiej stolicy kolarstwa 🙂

fot. wowo brylla/rowery.org