Danielo - odzież kolarska

Apogeum

Całkiem prawdopodobne, że obserwujemy właśnie najlepsze czasy nowoczesnego kolarstwa. Zawodnicy są niemal najszybsi w historii, poziom jest niezmiernie wyrównany a mimo licznych kryzysów finansowych, przynajmniej dla najlepszych, funduszy nie brakuje.

Jeśli zawodników ominą kontuzje, w Tour de France 2015 zobaczymy czterech, równorzędnych pretendentów do tytułu. Trzech z nich: Vincezno Nibali, Chris Froome i Alberto Contador ma już na koncie wygraną w Wielkiej Pętli, czwarty, czyli Nairo Quintana był drugi a do tego zwyciężył w Giro d’Italia. Co więcej, każdy z nich w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zaprezentował formę nieznaną w erze paszportów biologicznych, opisywaną przez specjalistów jako graniczna dla ludzkich możliwości. Ten, kto wygra, zostanie bezapelacyjnie uznany mistrzem wszechwag, najsilniejszym z silnych, który pokonał najlepszych kolarzy swojego pokolenia. Jakby tego było mało, za plecami wielkiej czwórki czai się przynajmniej tuzin chętnych do odegrania roli czarnego konia i każdy z nich, bez względu na to czy młody jak Pinot, Bardet lub Majka czy doświadczony jak Rodriguez może w pewnych okolicznościach wejść na przykład na trzeci stopień paryskiego podium. Szansa, by psim swędem zakręcić się w okolicach top10 wydaje się niemożliwa.

Jeśli spojrzeć szerzej, sprawa podobnie wygląda niemal w każdej, innej, kolarskiej specjalności. Świetnych zawodników etapowych jest tylu, że o obsadę spokojne może być również Giro d’Italia, niewykluczone, że chętnych wystarczy nawet dla hiszpańskiej Vuelty. Tygodniówki od Tour Down Under po Hainan powinny dostarczać podobnych wrażeń. Również w klasykach grono pretendentów jest mocne i nad wyraz szerokie. Młodzi zdobyli już na tyle doświadczenia, by myśleć o przejęciu tronu, jednak starzy mistrzowie wciąż mają dość sił, by się skutecznie bronić. Gdy w kwietniu zaczniemy myśleć o faworycie na brukach Flandrii czy Paryż-Roubaix, każdy z nas użyje przynajmniej palców dwóch rąk, by wskazać pretendentów z realnymi szansami. Kwestia kibicowania określonym kolarzom czy drużynom sprowadzi się więc nie do oceny szans, bo ta będzie wyjątkowo trudna, lecz do rzeczywistej sympatii dla konkretnych postaci.

Jakby tego było mało, renesans rekordu godzinnego niemal gwarantuje, że dystans, jaki człowiek na rowerze pokona w ciągu 60 minut wyraźnie się wydłuży. Spore grono znakomitych chętnych wywindnuje rezultat na bardzo wysoki poziom. Prawdopodobne jest więc, że ostatni, który to zrobi (Wiggins? Martin?) zostanie w tabelach na drugie lata, niczym Chris Boardman. Tak jak w przypadku Touru, tak i tu triumfator będzie bezapelacyjnie najlepszym przedstawicielem swojej specjalności a jego mistrzostwo trudne do podważenia.

W mojej dwudziestopięcioletniej przygodzie ze śledzeniem kolarstwa to sytuacja bez precedensu. Zamiast dominacji jednej drużyny, pojedynku pary herosów, czy chaotycznego, lecz słabego bezkrólewia, mamy do czynienia z otwartą konfrontacją poprzedzoną bardzo solidnym wyścigiem zbrojeń. Wbrew kryzysowi i problemom finansowym, ci, którzy przetrwali mają bardzo przyzwoite zaplecze. Średni budżet ekipy World Tour wynosi 21 milionów euro. Z perspektywy piłki nożnej to wciąż mało, ale to są już bardzo przyzwoite pieniądze dające spore możliwości. Widoczna gołym okiem ewolucja sprzętu, niespotykany wcześniej rozwój technologii związanej z analizą wysiłku, monitorowanie niemal wszystkich, możliwych elementów pracy kolarza przenoszą ten sport na wyższy poziom.

Celowo w tym miejscu nie wspominam o dopingu. Załóżmy, że jest to noworoczny, nieco naciągany optymizm. Choć tempo postępu jest podejrzanie szybkie, argumentów umożliwiających wiarę w, choćby częściową etyczność i równość szans jest przynajmniej kilka. Jeśli w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy śledczy i eksperci antydopingowi nie wykryją procederu nielegalnego wspomagania na masową skalę, znanego choćby sprzed dekady, sezon 2015 może być jednym z najlepszych w historii kolarstwa. Zwłaszcza, że ten sport wkrótce zacznie się poważnie zmieniać, nawet, jeśli projektowana reforma zostanie nieco odroczona, z tradycyjnej, znanej nam formy wkrótce zostanie niewiele.