Danielo - odzież kolarska

Kwiatek w tęczy

„Zrobił to!!!” – napisał mi Tomek w SMS-ie. Przeczytałem i coś krzyknąłem. Pół wagonu osobowego naszego kochanego taboru PKP spojrzało się na mnie, jak na wariata. „Coś się stało?” – zapytał młody, trochę starszy ode mnie chłopak siedzący w fotelu obok. „Nic, Kwiatkowski został tylko mistrzem świata”. „Aha” – odpowiedział i założył ponownie słuchawki na uszy.

Tak, niestety, zamiast obgryzać paznokcie z nerwów gdzieś przy mecie w Ponferradzie albo w domowych pieleszach przed mega wypasionym 14-calowym telewizorem, przez wyjazd służbowo-delegacyjny nie mogłem na żywo śledzić niedzielnego wspólnego. Psia kość, pociąg nie tej klasy, więc nie ma WiFi, mobilny net jest za słaby, by przeglądać strony, a co dopiero oglądać transmisję. Ostatnia deska ratunku: Tomek.

Zapis. „Kwiato atakuje przed Mirador”. „3 km. Kwiatek. 8 sek.”. „Sam?” – upewniam się. „Tak”. „O kurde”. Potem dwie minuty niepewności. Dwie ciągnące się w nieskończoność minuty. Sprawdzam zasięg. Są, dwie kreski. Kurcze, jedna. I co tam? Czemu nie piszesz? Wtedy przyszła ta zbawienna wiadomość. „Zrobił to!!!” Niesamowita radość, zdziwieni współpasażerowie i pewna niecenzuralna z mojej strony odpowiedź: „ZAJE……”

Nie zapomnę tego dnia. Wszyscy go chyba nie zapomnimy. Pierwszy raz w historii czysto zawodowego kolarstwa Polak został mistrzem świata. Nie byle kto, chłopak z Chełmży. Mądry, spokojny, ułożony, sympatyczny, otwarty zawodnik. Nasz czempion. Michał Kwiatkowski. Człowiek, którego co niektórzy widzieli w top 10 Tour de France. Mieli wobec niego wymagania, krytykowali go, że nie robi postępów, że stanął w miejscu. Dzisiaj ten sam człowiek, ten nasz Michał, zagrał na nosie wszystkim faworytom. Gospodarzom, Włochom, Australijczykom. Osiągnął sukces, który wszyscy sobie życzyliśmy, ale mało kto w niego wierzył. Bo zawsze do tej pory był ktoś lepszy. Ktoś miał więcej szczęścia, większego powera. Po prostu wygrywał nie-Polak.

Patrzę teraz na transmisję, a raczej jej skrót. Widzę fantastycznie pracujących biało-czerwonych. Całą drużynę. Wypruwających sobie żyły Gołego i Paterę. Widzę w końcu team. Widzę taktykę. Widzę siłę. Widzę cel – cel, który trzeba zrealizować. Masz to, Kwiatek! Masz to! A skończyłeś dopiero w czerwcu 24 lata. Należałoby przejrzeć statystyki, lecz jesteś chyba najmłodszym posiadaczem tęczowej koszulki od Toma Boonena z 2005 roku w Madrycie. Brak słów, chłopie, brak słów. Szacun. Czapki z głów. I pomyśleć, że najlepszym wiekiem dla pro jest podobno trzydziecha…

Ten rok jest dla polskiego kolarstwa wyjątkowy, szczególny, kapitalny. Majka wygrywa dwa górskie etapy Grand boucle i Tour de Pologne, punktuje w Giro d’Italia. Przemek ot tak sobie triumfuje na słynnej Covadondze. Patera, Huzar i Gołaś prezentują bardzo wysoki poziom. Kwiatkowski szalał wiosną, zaszalał też wczesną jesienią. Czy to jest sen? Czy to się dzieje naprawdę? Całe szczęście tak, to nasza piękna, kolarska rzeczywistość.

Ale nie tylko w elicie mężczyzn notujemy progres progresów. Z Hiszpanii wracamy z brązem w juniorkach Agi Skalniak, wyśmienitym wynikiem naszych pań (trzy w top 20!). Coś się ruszyło, wzrosło zainteresowanie. Polsat wykupuje prawa do transmisji, TVP wysyła swoich dziennikarzy na Płw. Iberyjski. Są materiały, są wywiady, są teksty. I w tym wszystkim, tej lawinie pozytywów, Kwiatkowski stawia kropkę nad i. Kropkę w barwach tęczy.

Jeśli my teraz, my wszyscy – związek, trenerzy, kluby, media, kibice itp. – zaprzepaścimy tę szansę, jaką dali nam nasi kolarze oraz nasze kolarki i nie zbudujemy odpowiedniej infrastruktury oraz systemu szkoleniowego, to będziemy sami sobie winni i na następne medale znowu będziemy czekać dekadę. Nie możemy do tego dopuścić. Wtedy to będzie tragedia przez duże „T”. Tragedia i zarazem głupota.

Na koniec: mimo tego wielkiego osiągnięcia jest mi jednak trochę smutno. Że tej wiktorii nie mogłem oglądać live. Panowie z PKP, coś trzeba zrobić z tym fantem, nie? Taka rada na przyszłość 🙂

fot. Rafa Gómez – Ciclismo a Fondo