Adam „kocham wielkie toury” Hansen rok temu wygrał etap w Giro d’Italia. W tym sezonie postanowił powalczyć o triumf dnia w Vuelta a Espana. Dzisiaj mu się udało, sympatyczny Australijczyk był najlepszy na 19. odcinku z metą w Cangas de Morrazo.
Gdybym przed etapem poszedł do buka i postawił na siebie, byłbym teraz milionerem
– mówił szczęśliwy reprezentant teamu Lotto-Belisol.
33-latek zaatakował na ostatnich kilometrach i przekroczył kreskę kilka sekund przed Johnem Degenkolbem, który przyprowadził grupę. Niemiec z Giant-Shimano nie wyrówna więc swojego osobistego rekordu z 2012 roku, kiedy wygrał pięć etapów Vuelty.
Etap był ciężki, ale już na samym początku wiedziałem, że będę próbował, że będę atakował. Na ostatnim podjeździe odpadło z czołówki wielu sprinterów, co bardzo mi odpowiadało. Odjechałem w finale, nie miałem zbyt dużej przewagi, lecz ją dowiozłem, co jest najważniejsze
– dodał Hansen, dla którego tegoroczna Vuelta jest dziesiątą z rzędu trzytygodniówką.
Degenkolb ma nadzieję, że do niedzieli utrzyma prowadzenie w klasyfikacji punktowej.
Mam nadzieję, że wystarczy mi punktów. Mój team świetnie pracował, pokazał się z bardzo dobrej strony. Nie sięgnęliśmy po piąte zwycięstwo, ale przejęliśmy odpowiedzialność i szukaliśmy naszej szansy. Innym jakoś się nie chciało
– powiedział Degenkolb.
Liderem przed jutrzejszym, niezwykle ważnym górskim etapem na Puerto de Ancares, jest nadal Alberto Contador. Nad Chrisem Froome (Sky) kapitan Tinkoff Saxo ma 1:19 min. przewagi.
Na zjeździe upadł Dario Cataldo (Sky). Możemy mówić o szczęściu, że nas upadki ominęły. Finał był bardzo nerwowy, żaden team nie był w stanie kontrolować wyścigu. Pięć, sześć razy mało co, a zaliczyłbym dzwona
– tłumaczył „Księgowy”.