Danielo - odzież kolarska

Vuelta a Espana 2014: cierpienia Chada Hagi

© Cor Vos / Team Giant-Shimano

“Jutro będzie bolało. Serio, i to jak. A, i znowu będziemy mokrzy. Wszyscy mamy nadzieję, ale tylko maleńką, że najmocniejsi nie zaczną się ciąć przed trzecim podjazdem. Ale marnie to widzę…”

Tym optymistycznym akcentem Amerykanin Chad Haga zakończył dzisiejszy wpis na prowadzonym niezwykle regularnie blogu z Vuelta a Espana. Wpisy powstają po każdym etapie, pisane są osobiście i dają zupełnie wyjątkowy wgląd w życie zawodowego kolarza.

Kolarz ekipy Giant-Shimano bloggerem jest od dosyć dawna (2011), a swoje przygody zwykł opisywać po każdym etapie i każdym wyścigu, w jakim startuje.

26-latek do mety dotarł ponad 23 minuty za zwycięskim Przemysławem Niemcem, więc nie był pierwszoplanowym ani drugoplanowym aktorem dzisiejszego widowiska. Amerykanin debiutuje w trzytygodniowym wyścigu i jego rolą jest pomoc Warrenowi Barguilowi.

Poranek przed 15. etapem nie zaczął się najlepiej. Po wytoczeniu się z łóżka Haga odnotował ból nóg, a jego nos od razu wyczuł kłopoty.

Moja interpretująca wszystko na wyrost natura od razu podszepnęła mi, że bolące nogi zły znak. Ale po chwili się zreflektowałem. – Matołku (tak, mówię tak do siebie czasami), jesteś po dwóch tygodniach jednego z najcięższych wyścigów, jakie kolarstwo ma Ci do zaoferowania. Byłoby dziwne, gdyby nogi Cię NIE bolały. Zwłaszcza po wczorajszym etapie. Poza tym obolałe nogi to dobry znak. Boimy się ubitych nóg. Twoje jeszcze ubite nie są, więc przestań narzekać.

Podbudowany tą przemową do samego siebie Chad Haga wsiadł na rower i ruszył w kierunku Lagos da Covadonga. Zanim uformowała się ucieczka, młody Amerykanin zdążył wyratować się z kraksy i dogonić peleton. Ale ponieważ akurat wiał wiatr, przez 20 kilometrów przyszło mu cierpieć na kole z tyłu peletonu.

Jechaliśmy w wariackim tempie. Było mi strasznie ciężko, ale powtarzałem sobie: “każdemu jest ciężko, po prostu trzymaj koło, trzymaj koło”.

Do ucieczki dnia w końcu załapać się zdołał Niemiec John Degenkolb – drużynowy kolega zawodnika zza oceanu.

Był bardzo podekscytowany faktem, że po raz pierwszy w karierze jedzie w ucieczce

– zanotował Haga.

Tempo narzucane przez ekipy faworytów na przedostatnim podjeździe okazało się zbyt dużym wyzwaniem dla 26-latka. Upewniwszy się, że Barguil znajduje się na właściwej pozycji, Haga spłynął z czołowej grupki, zostawiając młodego Francuza pod opieką Lawsona Craddocka.

Czułem się dobrze, ale po chwili było już po mnie. Byłem troszkę zawiedziony, ale analiza etapu w hotelu podsuwa mi wniosek – jechałem dobrze, tylko, że peleton jechał bardzo ostro. Do stóp ostatniego podjazdu dotarłem w grupie pomiędzy liderami a gruppetto, czyli tam gdzie chciałem być. 12 kilometrów, średnio 10%, takie tam.

Jutro przed kolarzami 160-kilometrowy, górski etap z finałową wspinaczką La Farrapona. Wcześniej kilka ostrych podjazdów – Alto de la Cobertoria i Puerto de San Lorenzo.

Jutro będzie bolało. Serio, i to jak. A, i znowu będziemy mokrzy. Wszyscy mamy nadzieję, ale tylko maleńką, że najmocniejsi nie zaczną się ciąć przed trzecim podjazdem. Ale marnie to widzę…

Pełny tekst bloga znaleźć można tutaj.

fot. © Cor Vos / Team Giant-Shimano