Danielo - odzież kolarska

Głos Tour de France

Żółta koszulka, finisz na Polach Elizejskich, L’Equipe czy spiker, to rzeczy, bez których nie sposób sobie wyobrazić Tour de France. Tegoroczna “Wielka Pętla” była jednak ostatnią dla charakterystycznego głosu Daniela Mengeasa.

Entuzjazm, pasja i oryginalna maniera w komentarzu ze startu lub mety etapu są znane niemal wszystkim kibicom kolarstwa. Nie ma znaczenia, czy wyścig ogląda się na mecie etapu, w polskiej czy włoskiej telewizji – Et voila le sprinteur Britannique, Mark Cavendish! – charakterystyczny głos zawsze trafia do uszu widza. Miasteczko startowe lub meta wydają się być nierozerwalnie związane z podniesionym głosem Daniela wychwalającego kolejnych kolarzy.

Daniel Mengeas to symbol Tour de France, niemal tak samo wielki jak kolor koszulki lidera wyścigu.

Daniel uosabia tę całą celebrację, jaką jest Tour i łączy to święto z wielką pasją dla kolarstwa. Jest symbolem tej części Touru, która zbliża ludzi.

– mówi o nim obecny dyrektor wyścigu Christian Prudhomme i kontynuuje:

Kilka lat temu zadzwoniłem do burmistrza Limoges żeby ustalić start etapu w jego mieście. Był bardzo zawiedziony, bo wolałby mieć u siebie metę a nie start. Potem zapytał: “Mangeas będzie na starcie? Jeśli on tam będzie, to OK”

Podczas Tour de France w 1974 roku, 24 letni wówczas Daniel zapowiadał kolarzy startujących do walki z czasem, a na etapach ze startu wspólnego jechał przed peletonem w klimatyzowanym chevrolecie i dostarczał kibicom informacji o przebiegu wyścigu. Organizatorzy zatrudnili go dzień przed startem wyścigu.

W 1974 roku Tour de France startował z Brestu. Ściągnął mnie tam Albert Bouvet, miałem 24 lata. Moim zadaniem było komentowanie startu zawodników do czasówek. To był pierwszy raz, kiedy widziałem Eddy’ego Merckxa, który wygrał ten prolog. To był pierwszy raz, kiedy słyszał ten ryk kibiców, który towarzyszył kolejnym obrotom korb w jego rowerze. W moim pierwszym Tour de France chłonąłem każdy moment.

– wspomina, dziś już 65 letni, Mangeas.

Wielka przygoda Mangeasa jako głównego spikera Tour de France rozpoczęła się od awarii samochodu. Na pirenejskim etapie do Saint-Lary-Soulan Mangeas jak zawsze jechał przed kolumną wyścigu i zabawiał tłumy kibiców zebranych przy trasie. Komentarzem na starcie i mecie zajmował się wówczas Pierre Shori. Pech tego ostatniego, sprawił że to świeżo zatrudniony spiker musiał gnać do mety i zająć się tam komentarzem w zastępstwie kolegi.

Na tamtym etapie do mojego samochodu podjechał Albert Bouvet, który ściągnął mnie na Tour de France, i powiedział “Jacques Goddet i Félix Levitan mówią, że musisz zapowiedzieć finisz”. W tym czasie oficjalnym spikerem był Pierre Shori, ale jego samochód się zepsuł. Serce waliło mi jak dzwon. Pojechałem do Saint-Lary-Soulon-Pla d’Adet żeby zapowiedzieć finisz. W tym roku wracamy tam równo po 40 latach. To był Raymond Poulidor, który wygrał o jakieś 50 sekund z Lopez-Carrilem i blisko 2 minuty nad Eddym Merckxem. To było święto francuskiego kolarstwa i to byłem ja, który to wszystko komentował. Zresztą, każdy dzień na Tour de France był dla mnie świętem.

– wspominał swoje początki przed finiszem w tegorocznego wyścigu w Londynie.

Organizatorzy docenili niesamowitą pracę, jaką wykonał tamtego dnia i zaoferowali mu pracę na pełny etat. Dwa lata później, po odejściu Pierra Shori’ego komentował etapy zarówno na starcie, jak i mecie etapów.

Jak to się stało, że młody chłopak został ściągnięty w wigilię największego wyścigu kolarskiego? Daniel Mangeas, urodzony w małej miejscowości w Normandii, nigdy nie był kolarzem. Przez 10 lat pracował po kilkanaście godzin dziennie w piekarni swojego wuja i, jak sam mówi, nie miał czasu żeby jeździć na rowerze. Niewielka liczba przejechanych kilometrów, nie oznacza, że nigdy nie zetknął się z kolarstwem. Już jako 4 letni chłopiec widział Wielką Pętlę na żywo, a jego kuzyn był pół-zawodowcem.

Ciężko uwierzyć, że tak charyzmatyczny mówca, mógłby być nieśmiały. Jednak, to zabawa w komentatora od najmłodszych lat pozwoliła mu przełamać nieśmiałość. Jego droga od komentatora dziecięcych gier w piłkarzyki po jedną z największych imprez sportowych na świecie, prowadziła przez lokalne wyścigi i kryteria, które zaczął komentować w wieku 15 lat.

Jeden dzień zapamiętam szczególnie, dzień w którym Tour de France odwiedził moją wioskę. 14 lipca 2002, St. Martin de Landelles – Plouay. Moja wioska liczy jedynie 1200 mieszkańców. Mamy tam kościół, który był środkiem wioski Tour de France, kiedy jako małe dzieci bawiliśmy się i wyobrażaliśmy wielki Tour de France. I wtedy rzeczywistość wzięła górę nad fikcją. Tour de France przyjechał do wioski! Pamiętam temat eseju, jaki musiałem napisać, żeby zdać egzamin po szkole podstawowej: “Opowiedz o przejeździe Tour de France przez Twoją wioskę”. Dostałem najlepszą ocenę i co? I sprawdziło się 30 lat później. Tour to niesamowity czas.

– opowiada dalej z uśmiechem na twarzy.

Praca przy Tour de France była dla niego początkiem pracy dla A.S.O – organizatora wyścigu. Od tamtej pory, przez 40 lat komentował wyścigi przez około 200 dni w roku. Od małych wyścigów, kryteriów czy torowych sześciodniówek po największe wyścigi z portfolio firmy rodziny Amaury. Taka ilość pracy wymaga posiadania niezniszczalnej krtani. Anegdoty o Mangeasie porozumiewającym się w trakcie wyścigów za pomocą karteczek nie powinny budzić zdziwienia.

Pamięci do wszystkich kolarskich palmarès nie można nie zauważyć i nie docenić. Głos Wielkiej Pętli podchodzi jednak do tego z lekkością i uśmiechem – jeśli coś kochasz, zapamiętanie tego wszystkiego nie stanowi żadnego problemu. Nie ma też żadnego specjalnego sposobu przygotowań do wyścigu. Jedyną inspiracją jest dla niego kabaret, w którym występuje jego przyjaciel.

Oczywiście pamiętam finisz na Alp d’Huez pomiędzy Bernardem Hinault i Gregiem Lemondem, gdzie przyjechali trzymając się za ręce. Czasówkę z 1989 pomiędzy Laurent Fignonem i Gregiem Lemondem. Tak samo, pierwszy finisz na Polach Elizejskich w 1975. Walter Godefroot wygrał sprint z Robertem Mintkiewiczem. Takie momenty to podwaliny kolarstwa, ale są też miasta… Pamiętam też Montelimar, kiedy Jens Voigt wygrał w niewyobrażalnym, przytłaczającym upale. A Voigt pokazał swój prawdziwy charakter, pojechał z całym swoim temperamentem, żeby wygrać tamten etap. W tym roku tez jedzie swój ostatni Tour de France, dokładnie jak ja, odchodzimy razem.

– opowiada o swoich najlepszych wspomnieniach.

I tak, to ostatni rok, w którym Daniel Mangeas zapowiadał kolarzy na starcie i wychwalał ich osiągnięcia na mecie każdego etapu. Po finiszu Wielkiej Pętli w Paryżu będzie go można usłyszeć na kolejnych wyścigach we Francji do końca tego roku. Wraz z końcem sezonu odchodzi ze sportu. Wiele lat częstej rozłąki z rodziną skłoniło go do podjęcia trudnej decyzji o odejściu ze stanowiska Głosu Tour de France. Jak sam mówi, wcześniej oglądał jak jego dzieci rosną z Tour de France na Tour de France, teraz ma wnuki i chce razem z dziećmi przeżywać ich rozwój.

Dla Tour de France i wielu kibiców, to koniec pewnej epoki. Ciężko przypomnieć sobie głosy spikerów sprzed Daniela Mangeasa tak samo jak ciężko wyobrazić sobie kolejny Tour de France bez jego wielkiego entuzjazmu i miłości do sportu. Brak znajomości języka francuskiego nie przeszkadza, by zrozumieć pochwalne przesłania padające z jego ust w stronę kolarzy.

Od przyszłego roku Tour de France będzie miał zupełnie inną oprawę komentatorską. Oddzielnego komentatora na starcie i mecie etapu. Zadaniem nowych komentatorów będzie również większa interakcja z kibicami przybyłymi do wioski Tour de France.

Kolarstwo to coś więcej niż tylko sport. Uwielbiam odświętną atmosferę. Możesz być kibicem Voecklera, a jednocześnie nie mieć nic przeciwko Gilbertowi. Uwielbiam to uczucie, ten sposób kibicowania.