Powtórka z zeszłego roku. Marcel Kittel znowu wygrał ostatni etap Tour de France z metą na Polach Elizejskich.
Nie chciałem zbyt szybko zaczynać sprintu, dlatego też Alexander Kristoff (Katusha) był w pewnym momencie przede mną. Musiałem przyspieszyć, nie wiedziałem, czy starczy mi czasu i metrów, by go wyprzedzić. Przez cały wyścig fantastycznie wspierał mnie Tom Veelers. Również dzisiaj. Drugi już raz wygrywam pierwszy, jaki i ostatni etap Touru. Super uczucie. Należę widocznie do „klubu najszybszych kolarzy”. Jak widać, można na mnie polegać. Na pewno wrócę do Francji, ale nie z celem bicia jakiś rekordów, tylko wygrywania etapów. Być może spróbuję powalczyć o maillot vert
– mówił ucieszony zawodnik Giant-Shimano, który w tym sezonie na swoją korzyść przesądził w sumie cztery odcinki „Wielkiej Pętli”.
Zielona koszulka, o której wspomniał Kittel, założył Peter Sagan (Cannondale), któremu akurat nie udało się triumfować na żadnym etapie.
Cieszę się, że trzeci raz z rzędu ją zdobyłem. Nie wygrałem co prawda żadnego etapu, ale jestem zadowolony. Każdy sezon jest inny, każdy Tour jest inny. Mogę też być zadowolony z mojej jazdy
– powiedział Słowak.
Najwaleczniejszym zawodnikiem 101. Grand boucle został wybrany jego kolega z ekipy Alessandro de Marchi.
Na pewno w przyszłości będę jeździł w podobny, agresywny sposób, chociaż nie ukrywam, że te ostatnie trzy tygodnie łatwe nie były. Chyba, że drużyna mi takiego stylu zabroni, w końcu muszę też pomagać Peterowi. Chcieliśmy wygrać klasyfikację punktową i ją wygraliśmy
– opisywał Włoch.
Białą koszulkę najlepszego młodzieżowca założył Thibaut Pinot (FDJ.fr). Młody Francuz w generalce zajął ostatecznie trzecie miejsce:
Emocje są wielkie. Znajduję się w najpiękniejszym miejscu na ziemi, spełniam moje sny. Rozkoszuję się tym podium, które kosztowało mnie sporo wysiłku, stresu. Mam ambitne cele na następne wyścigi i lata, ale na razie o nich nie myślę. Gdybym za rok potwierdził mój wynik, to byłoby coś.
W klasyfikacji generalnej wyżej od niego był Jean-Christophe Peraud. Doświadczony reprezentant ekipy Ag2r do triumfatora Vincenzo Nibalego stracił 7:37 min.
40 km przed metą poleciałem, cały peleton pomylił mnie z kręglem, wszyscy na mnie runęli. Przeżyłem dramatyczne chwile. Christophe Riblon powiedział mi, że na drodze leżał bidon, który spowodował tyle zamieszania. Kiedy leciałem, pytałem samego siebie: dlaczego ja? Ale takie jest kolarstwo, nie da się przejechać całego roku bez upadku. Gdy zaczynałem ten Tour tak naprawdę miałem za sobą już całkiem udany sezon, chciałem uplasować się w top 5. Więc gdyby wziąć pod uwagę, że Chris Froome (Sky) oraz Alberto Contador (Tinkoff Saxo) musieli się wycofać, zrealizowałem swoje założenia
– relacjonował Peraud.
A co powiedział „Rekin z Mesyny”, dominator tegorocznego francuskiego wielkiego touru?
Pytano mnie w ostatnich dniach, jaki moment zapamiętam z tego Touru, jaki jest dla mnie najlepszy. Już wtedy wiedziałem, że nic nie da się porównać do podium wyścigu w Paryżu. A teraz po tym wszystkim mogę stwierdzić: jest jeszcze lepiej, niż przypuszczałem. Moje zwycięstwo budowałem powoli, z dnia na dzień. A nawet jeszcze wcześniej, w zimie, w trakcie przygotowań. Już wtedy wiedziałem, że moja forma musi przyjść na Francję. Triumf chciałbym zadedykować mojej rodzinie, bo gdyby nie moja żona Rachele, córeczka Emma i moi rodzice, którzy byli przy mojej pierwszej dziecięcej przejażdżce rowerowej, nie wiem, czy osiągnąłbym te wszystkie wspaniałe wyniki
– dziękował Nibali.
Foto: ASO/B.Bade