Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2014: wypowiedzi po 18. etapie

Jednym z bohaterów dzisiejszego etapu Tour de France z metą na Hautacam był Mikel Nieve. Hiszpan z drużyny Sky uciekał bardzo długo m.in. z Bartoszem Huzarskim (NetApp-Endura), ale został ostatecznie złapany na finałowym podjeździe.

Ostatnie dni były dla mnie bardzo ciężkie, złapałem przeziębienie, nie szło mi. Szukałem szczęścia już na etapach w Alpach, bez sukcesu. Dzisiaj zaatakowałem ponownie, ponieważ czułem się świeżo. Vincenzo Nibali to jednak inna liga. Chciał zwiększyć przewagę nad swoimi konkurentami, przyspieszył, nie byłem w stanie za nim podążyć. Mimo tego jestem zadowolony z mojego Touru

– powiedział Nieve, który przewidziany był na pomocnika dla Chris Froome’a, który jednak musiał się przedwcześnie wycofać.

Kolejny bohaterami, przynajmniej z perspektywy francuskiej, byli Thibaut Pinot (FDJ.dr) oraz Jean-Christophe Peraud (Ag2r). Duet razem z Tejayem van Garderenem (BMC Racing) zostawił w tyle Alejandro Valverde (Movistar). Hiszpan w górach nie potrafi dorównać kroku najlepszym.

Kiedy Valverde zaatakował na zjeździe z Tourmalet byłem pewien, że jest to oznaka jego słabości, że nie jest w stanie wytrzymać tempa pod górę. Kiedy odjechał Nibali, nie wpadliśmy w panikę. Niech sobie jedzie, najważniejsze dla mnie było odskoczyć od Valverde i Perauda. Z Hiszpanem się udało, z moim rodakiem nie. Teraz decydująca czasówka. Nie chcę wypaść już z top 3. Nie po tym, co zrobiliśmy. Wiem, że w walce z Peraud i Valverde jestem z nich najsłabszy na czas. Nieco się polepszyłem w tej dyscyplinie, lecz jeszcze sporo mi brakuje. Będę potrzebował naprawdę dobrego dnia

– mówił Pinot, który teraz jest drugi w generalce i prowadzi w klasyfikacji młodzieżowej.

Na trzecią lokatę wskoczył niezwykle doświadczony Peraud:

Cieszę się, że nadrobiliśmy czas do Valverde. Taki był nasz cel na dziś, ale nie czułem się za specjalnie dobrze. Nie odpocząłem po wczorajszej batalii. Przed startem Touru nie planowaliśmy podium, ale głupio byłoby teraz nie skorzystać z nadarzającej się okazji. Zrobimy wszystko, by je utrzymać.

Kolejny raz swoich kibiców zawiódł Valverde. Przed trzema ostatnimi etapami jest czwarty.

Dzisiaj kręciłem w miejscu, to było widać dla każdego. Jestem zmęczony, muszę zmobilizować się jeszcze na czasówkę. Ciekawe, czy uda mi się nieco odpocząć. Mogę odzyskać drugie miejsce, wiem, że mogę. Dzisiejszy dzień nie był wcale taki dramatyczny. Trzeba było go przeżyć i jakoś przeżyłem

– relacjonował „Balaverde”.

A Nibali? „Rekin z Mesyny” zwycięstwo w Grand boucle ma już w kieszeni, musi jedynie dojechać do mety w Paryżu. Triumf na Hautacam był już jego czwartym etapowym w 101. Tourze.

Nie patrzyłem dzisiaj na generalkę, po prostu zależało mi na etapie. Zostawiłem ślad po sobie w Alpach, zostawiłem i w Pirenejach. Dla mnie to ważne. Chciałem pokazać, że jestem najsilniejszy, że zasłużyłem na zwycięstwo. Pamiętam ten ostatni podjazd z 2008 roku. Być może zaatakowałem za wcześnie, ale ruszył Chris Horner (Lampre-Merida) i obawiałem się, że zwycięstwo mi odjedzie. Nie wiedziałem, ile tracę do Nieve, to świetny zawodnik. Bałem się, że nie zdążę go złapać. Jadę w koszulce lidera praktycznie od Sheffield. Rok temu na Vuelta a Espana również bardzo szybko ją założyłem, ale potem straciłem w wyniku licznych ataków rywali. Nauczyłem się, jak w niej jeździć przez ten długi czas, wyciągnąłem wnioski. Moi koledzy z teamu świetnie się sprawują. Dzięki temu Tour de France jest dla mnie jedną wielką zabawą. Sprawia mi wielką frajdę

– radował się kapitan zespołu Astana, którego pierwsza kolarska ksywka brzmiała „Pchła z Pirenejów”.

Foto: ASO/B.Bade