Kategorie: Felietony

O dwóch takich, co…

34, 33, 32 i 30. Nie, to nie są liczby, które zagwarantują Wam czwórkę w totka, chociaż kto wie? Tyle lat mają  zwycięzcy tegorocznych najważniejszych flandryjskich i ardeńskich klasyków. 32, 30, 27, 26, 25 – tyle wiosen mieli na karku, kiedy wygrywali pierwszy raz w swojej karierze jednodniówkę przez duże „J”. Kwiatek w czerwcu skończy dopiero 24 lata…

I mimo młodego wieku jeździ, jakby nie robił nic innego przez ostatnie dwie dekady. Co prawda cały czas brakuje mu indywidualnego sukcesu w klasycznym palmares, ale wydaje się, że to tylko kwestia czasu. Kwiato posiada niezwykły potencjał, uczy się z wyścigu na wyścig, wyciąga wnioski, słucha, co się do niego mówi. Wie, na co go stać, wie czego chce i nie boi się ciężkiej pracy. Nie wariuje i nie podpala się. Po prostu robi swoje, na miarę  aktualnych możliwości.

Niektórzy zarzucili mu, że źle rozegrał końcówkę Amstel Gold Race. Być może, nie poszła po myśli całego Omega Pharma-Quick Step. Z drugiej strony, jeśli drużyna celuje w zwycięstwo, to nie można zostawiać swojego kapitana tylko z jednym pomocnikiem. Goły dwoił się i troił w drodze do Valkenburga i w pierwszej fazie Caubergu, zabrakło jednak dodatkowej siły. W Paryż-Roubaix Patrick Lefevere w czubie miał trzech swoich ludzi. Czyżby ardeński tryptyk jakby trochę zlekceważył?

Nie od dzisiaj wiadomo, że pod górę Kwiatkowski fajerwerków nie odpali. Nie jest tak eksplozywny jak Philippe Gilbert, Joaquin Rodriguez, Alejandro Valverde czy Alberto Contador. Nie jest na razie. On kręci w swoim mocnym, równym tempie. Styl jazdy przypominający nieco niemiecką szkołę wspinania się a la Jan Ullrich czy choćby Tony Martin z czasów, kiedy zgarniał klasyfikację górską Paryż-Nicea.

Po „Piwnym Wyścigu” Kwiatkowski przyznał, że popełnił błąd, że za wysoko zaczął finałowy podjazd, że być może lepiej byłoby się schować za Gilbertem i złapać jego koło. Ale tydzień temu w niedzielę nikt nie był w stanie podążyć za Walończykiem. Filipek orientuje się na Caubergu jak mało kto, to jego drugi dom. Wie, kiedy przyspieszyć, kiedy zaatakować. Jakby się spieszył do mamy na obiad – bo ziemniaki wystygną:)

Kwiatkowski, jeśli myślał o wygraniu któregoś z ardeńskich klasyków, nie mógł obrać innej taktyki. Narzucić własny rytm, wypluwać sobie flaki pod górę, jak w przypadku Fleche Wallonne, i mieć nadzieję, że reszta rywali strzeli. Nie wytrzyma, nie skontruje. Ale Valverde dał ripostę, i to jaką. Tak samo zresztą jak Daniel Martin. Doświadczenie w takich sytuacjach robi swoje, doświadczenie, które się zbiera latami. Nie bez kozery przyjęło się, że najlepszym wiekiem dla kolarza jest trzydziecha. Przynajmniej trzydziecha.

Za Liege-Bastogne-Liege Kwiatkowskiemu należą się brawa szczególne. Brawa przy akompaniamencie orkiestry dętej lokalnej ochotniczej straży pożarnej. Bo chociaż musiał mijać leżącego i płaczącego Dana Martina, który ewidentnie był w niedzielę najmocniejszy z całej stawki, to jeszcze na dużej prędkości udało mu się załapać na finałowy sprint w chwili, kiedy ogień szedł już pełną parą. Tym samym trzeciej lokaty nie wolno traktować w kategoriach porażki – co to, to nie – lecz zwycięstwa. Kwiatkowski pokazał nie wiadomo po raz który charakter, inteligencję, hart ducha i morale.

Kto twierdzi, że Peter Sagan jest na dzień dzisiejszy lepszym kolarzem od naszego Kwiatuszka, ten biorąc pod uwagę jedynie statystyczne wyniki, ma bez dwóch zdań rację. Rówieśnik Michała to talent czystej wody, rasowy myśliwy. Łowca. Jak wypada w porównaniu z Polakiem? Po pierwsze, nie wspina się tak dobrze, jak Kwiatkowski, co było widać w Strade Bianche, jest za to od naszego Miśka na kresce ewidentnie szybszy. Po drugie, ktoś mu wbił do głowy, albo zrobił to sam, że już teraz musi zwyciężać w monumentach. Drugie miejsca są dla Piotrka synonimem przegranej, dla Kwiatkowskiego sygnałem i wskazówką, co trzeba w przyszłości uczynić lepiej. Po trzecie Sagan zdaje się za bardzo spinać, co nie wychodzi mu na dobre. John Degenkolb, który był drugi na welodromie w Roubaix, a wcześniej wygrał Gandawa-Wevelgem, pielęgnuje podobne podejście do całej problematyki, jak Kwiatkowski, i to jako pięciokrotny triumfator etapowy Vuelta a Espana. „Przyszłość należy do mnie!” Mówi to Niemiec, który jest tylko o rok starszy od Michała.

Odetchnijmy więc po emocjach, jakie zaserwował nam młodzian z Torunia i po prostu podziękujmy. Przecież raptem dwa lata temu miejsce w top 10 pierwszego lepszego zagranicznego ogórka było fetowane niczym wielki wyczyn, a dzisiaj… Apetyt rzekomo rośnie w miarę jedzenia, apetytu Kwiatkowski narobił nam co niemiara, dlatego też niektórzy domagali się od niego zwycięstw. Sorry, ale domagać to się można jedynie reszty w Biedronce. My możemy wspierać, dopingować, trzymać kciuki i nie przeszkadzać.

Jeśli jesteśmy przy młodych-zdolnych, to kilka słów o byłym młodym-zdolnym. Zabrzmi to drastycznie, ale Andy’ego Schlecka już nie ma. Luksemburczyk to cień samego siebie ze świetnych lat 2008-2011. Po złamaniu miednicy w 2012 roku Andy nie wrócił do starej formy, podupadł psychicznie, dobiła go dyskwalifikacja dopingowa jego brata Fränka. O ile dyspozycję fizyczną da się odbudować, to by pokonać kryzys mentalny potrzeba gwardii ekspertów, czasu i chęci. Problem Andy’ego to przede wszystkim problem natury duchowej.

Inaczej potoczyłby się tok wydarzeń, gdyby wygrał Tour de France w 2011 roku z Cadelem Evansem i udowodniłby, że nie jest tylko królem Paryża na papierze. Nie udało się, Andy pozostał tym wiecznie drugim. Napatoczyła się kontuzja, która jedynie zintensyfikowała i pogłębiła stany depresyjne. W marcu zeszłego roku pijanego Andy’ego w hotelu miał widzieć francuski polityk Pierre-Yves Le Borgn. Kolarz i alkohol? Kiedyś norma, dzisiaj piwko przystoi jedynie Spartakusowi.

Amaury Sport Organisation (ASO) uczyniło Schleckowi niedźwiedzią przysługę ogłaszając go zwycięzcą „Wielkiej Pętli” w miejsce Contadora. Ten gest, bądź pseudo-gest, do dzisiaj siedzi mu w głowie. Niedawno L’Equipe powiedział:

Tour de France wygrałem przy zielonym stoliku. Wygrywałem, ale etapy. Byłem Andy Schleckiem. Byłem kimś.

Niestety użyta w tym miejscu forma przeszła czasownika jest właściwa. Andy był i nic nie wskazuje na to, by kiedyś jeszcze powrócił na piedestał. Życzymy mu oczywiście jak najlepiej, lecz realnie patrząc…

fot. OPQS/Tim de Waele

Wolfgang Brylla

Recent Posts

Tour de Romandie 2024: etap 1. Dorian Godon wygrywa, dublet Decathlonu

Dorian Godon sięgnął po zwycięstwo na pierwszym etapie Tour de Romandie i został nowym liderem wyścigu.

24 kwietnia 2024, 17:29

Majka i Aniołkowski na liście do Giro d’Italia | Zaproszenie na Downhill City Tour

Dzień Tobiasa Lunda Andresena w Tour of Türkiye. Jai Hindlej pozostanie w Bora-hansgrohe. Wyniki i wiadomości ze środy, 24 kwietnia.

24 kwietnia 2024, 16:09

Tour de Romandie 2024: prolog. Maikel Zijlaard niespodziewanym zwycięzcą

Holender Maikel Zijlaard wygrał w Payerne prolog 77. edycji szwajcarskiego wyścigu Tour de Romandie.

23 kwietnia 2024, 20:26

Trasa ORLEN Wyścig Narodów | Giovanni Lonardi prowadzi w Tour of Türkiye

"Atomówki" przed startem w Gracia. Isaac del Toro w UAE Team do 2029 roku . Liane Lippert rozpoczyna sezon. Wiadomości…

23 kwietnia 2024, 16:23

Liege-Bastogne-Liege 2024. Kwiatkowski i Pidcock w formie, ale bez wyniku

Forma jest, ale wyniku w Liege brak. Michał Kwiatkowski i Tom Pidcock po Liege-Bastogne-Liege i Ardeńskich Klasykach.

23 kwietnia 2024, 13:33

Kopecky rezygnuje z Tour de France | Max Kanter wygrywa w Tour of Türkiye

Lefevere chce Evenepoela na starcie Ronde. Intergiro wraca na Giro d’Italia. Wiadomości i wyniki z poniedziałku, 22 kwietnia.

22 kwietnia 2024, 20:53