Danielo - odzież kolarska

Europa pod Ślężą

Z pewnością wielu z Was zaraz zacznie kręcić głowami z niedowierzania i mówić, że ten cały wowo postradał ostatnie zmysły… E tam, mówcie co chcecie, a ja i tak wszystkimi mymi drogimi kończynami podpiszę się pod następującym zdaniem. Nawet czterokrotnie, ze szlaczkiem. Co to za zdanie? Zdanie-imperatyw. Sprowadźcie mistrzostwa Europy do Sobótki!

Nie chodzi oczywiście o czempionat przełajowy czy MTB, chociaż w Masywie Ślęży regularnie odbywają się zawody w kolarstwie górskim. Pomysł taki też byłby nie głupi, ale mało realny. O wiele mniej realny niż podjęcie się organizacji mistrzowskiej imprezy rangi europejskiej na naszej kochanej szosie. Mistrzostwa Starego Kontynentu pod Ślężą i wokół Ślęży – to byłoby naprawdę „coś”.

Dyrektor Ślężańskiego Mnicha – fakt, że tekst ten powstaje dzień po triumfie Maćka Paterskiego jest dziełem czystego przypadku, dobrze się jednak składa – Przemysław Bednarek od dwóch lat na każdym kroku stara się zarazić swoim optymizmem i marzeniem o mistrzostwach globu lokalne władze, panów pociągających za sznurki na Dolnym Śląsku oraz krajowy związek. O PZKol martwić się nie musi, ponieważ zarządzający federacją stoją za Bednarkiem murem. W ostatnich latach Sobótka wyrosła na taką małą kolarską stolicę Polski. Stolicę-muzeum. Na Alei Gwiazd w zeszłą niedzielę odsłonięto kolejne kamienie upamiętniające herosów biało-czerwonej szosy. Do Szurkowskiego czy Szozdy dołączyli Jaskuła czy Piasecki. W rodzinnych stronach Bartka Huzarskiego sporo się dzieje. A dziać może jeszcze więcej.

Bądźmy jednak szczerzy, idea przeprowadzenia mistrzostw świata jest jedynie snem, którego szanse na spełnienie się są równe zeru. No, żeby nikomu nie zabierać nadziei, napiszmy 0,5%. Konkurencja jest duża, pieniędzy mało, infrastruktura ogólnie taka sobie. Trzeba dysponować sporymi zasobami finansowymi, żeby znaleźć się w finałowym gronie miast, między którymi zapadnie decyzja, kto zostanie gospodarzem mistrzostw. Obojętnie, czy mówimy o błotniakach, MTB czy szosowcach. Samo złożenie aplikacji dotyczącej mistrzostw świata w cyclocrossie to wydatek rzędu 100 tys. euro. Dla zachodu to suma do przeskoczenia, dla nas niestety już nie bardzo. To po prostu problem. Federacja groszem nie śmierdzi, regionalne samorządy nie będą się na siłę pchać w inicjatywę, która i tak nie wiadomo, czy wypali. Politycy. Na wyrzucanie mamony w błoto, jak na budowę beznadziejnych pajączków zamiast starych dobrych placów zabaw dla dzieci, przyzwolenie jest. Na idące w miliony remonty rond, które zamiast ułatwiać komplikują życie, przyzwolenie również jest. Na dotację kolarstwa przyzwolenia nie ma. Tak, tak, takie uroki serwuje na rada miasta Zielona Góra. Dość jednak wątku lokalnego.

Jeśli nie mistrzostwa świata, to czemu nie mistrzostwa Europy? Tym bardziej, że Europejska Unia Kolarska postanowiła włączyć od 2016 roku do programu również zawody elity mężczyzn. Szef UEC David Lappartient otrzymał błogosławieństwo Briana Cooksona, który jest przychylny całemu projektowi. Swoją drogą, za czym Cookson od początku swojej prezydentury UCI nie jest… Wind of change wieje w Aigle. Zarówno w siedzibie UCI, jak i jej europejskiej siostry. Oba gmachy niemalże przylegają do siebie. Kawka dzisiaj u ciebie, czy u mnie?

Do tej pory o medale na mistrzostwach Europy walczyli zawodnicy i zawodniczki w kategoriach junior/juniorka oraz orlik/orliczka. Dodanie konkurencji męskich profi wzbogaci nie tylko sam harmonogram, ale zwiększy również zainteresowanie wśród kibiców. Ile razy nadarza się okazja, by obserwować z bliska kolarzy z topu? Może nie z samej czołówki, lecz przynajmniej tych, co wygrywają wyścigi z Europe Tour, których nazwiska się kojarzy? Rzadko. Nad Wisłą taką szansę mamy jedną: Tour de Pologne. Ewentualnie na Szlakiem Grodów Piastowskich, kiedy przyjedzie jedna czy druga ekipa z drugiej dywizji i finito. Pragnienie zostanie w ten sposób zaspokojone, w brzuchu burczeć będzie niestety nadal.

By zorganizować mistrzostwa Europy należy spełnić jeden podstawowy warunek. Trzeba przekonać do siebie specjalne gremium UEC, złożyć jak najlepszą ofertę. Co w niej się bierze pod uwagę? Na chłopski rozum następujące rzeczy. 1. Zaangażowany w sprawę komitet organizacyjny, który ma niezłe kontakty z polityką. 2. Poparcie i pomoc narodowego związku. 3. Sprawdzona, ciekawa trasa. 4. Dobra lokalizacja geograficzno-turystyczna. 5. Jeszcze lepsze zaplecze logistyczne (hotele, dojazd, lotnisko). 6. Drogi.

Jak na tym tle wypada Sobótka?

1. Zespół Bednarka wydaje się być na tyle kompetentny, że drugi raz z rzędu przydzielono im mistrzostwa Polski. Czempionat Europy wpłynąłby bardzo pozytywnie na wizerunek Dolnego Śląska, krainy „nie do opowiedzenia, ale do zobaczenia”, jak brzmi jeden ze sloganów reklamowych. Ludzie ze światka polityki, jak Jurkowlaniec, też byliby zainteresowani możliwością goszczenia na swoim terenie europejskiego peletonu. Dolny Śląsk w fachowej prasie kolarskiej na całym kontynencie, któżby nie chciał takiego rozgłosu. Sobótka już sporo zyskała po zeszłorocznym zwycięstwie Michała Kwiatkowskiego. W artykułach o „Kwiato” często zwraca się uwagę na miejsce, w którym sięgnął po biało-czerwoną koszulkę.

2. Wacław Skarul pochodzi z Wrocławia, z przyjemnością widziałby u siebie w domu kolumnę mistrzostw Europy. M.in. z tego też względu tegoroczne Grand Prix Polski będzie prowadziło z Polkowic do Wrocławia. Na przeszkodzie stanąć może aspekt ekonomiczny. W ogólnym rozrachunku czempionat powinien wyjść bardziej „in plus” niż „in minus”.

3.Sobótka to trasa Ślężańskiego Mnicha z jednej strony i trasa mistrzostw Polski wraz z Tąpadłami z drugiej. I jedna fajna, i druga znakomita. Ciężkie technicznie rundy z finiszem pod górkę. Na większości odcinków w ostatnich latach wylano nowy asfalt, chociaż niektórym fragmentom przydałaby się ponowna odnowa. W Polsce nie mamy prawdopodobnie lepszej pętli niż właśnie w Sobótce. Mistrzostwa mogłyby się, a nawet powinny rozpocząć we Wrocławiu na Rynku. Po dojeździe peleton wskoczyłby na kolejne okrążenia.

4. Wrocław – jak to kiedyś mówili „Mały Berlin”. Jedna z perełek wśród europejskich metropolii. Sobótka – jedna z najwcześniejszej datowanych historycznie osad na obszarze Przedgórza Sudeckiego. Znana ze Ślęży, na której nasi praprapra…..dziadowie odbywali pogańskie kulty solarne. Niezbyt wysoki szczyt już w czasach niemieckich stanowił cieszącą się sporą popularnością bazę wypadową, bazę wypoczynkową. Od Sobótki niedaleko jest do Świdnicy z Kościołem Pokoju czy do Wałbrzycha z zamkiem Książ. Rejon więc bardzo atrakcyjny turystycznie.

5. Z zapleczem sprawa wygląda nieco gorzej. Jeden Sobotel cuda nie czyni. Z racji jednak niewielkich odległości do pobliskich sąsiednich miejscowości czy samego Wrocławia sytuacja aż tak tragiczna już się nie układa. Bliskość nadodrzańskiego miasta ma również całkiem inną zaletę, niż wyłącznie centrum noclegowe. Wrocławskie lotnisko.

6. Ok., drogi to chyba bolączka numer jeden całego Dolnego Śląska. Dziurawe, wielokrotnie łatane może i nadają się do ruchu kołowego, lecz prędzej furmanek, niż do jazdy samochodem czy rowerem. Największa wada Sobótki.

Za Sobótkę przemawia jeszcze jedno. Generalnym sponsorem UEC jest rosyjska Itera, Iterą zarządza Makarov, jego przyjaciel to nikt inny jak Wojciech Walkiewicz… Jak to w życiu bywa, układy i układziki mogą się kiedyś przydać. Ale nawet bez nich Sobótka wcale nie stałaby na przegranej pozycji. Aktualnie polskie kolarstwo dzięki Kwiatkowskim, Gołasiom czy Majkom tego świata posiada bardzo dobrą renomę. Wykorzystajmy ją. Wskażmy na potencjał rodzimego ścigania, które przez organizację imprezy o tak wysokim statusie jeszcze szybciej i prężniej będzie się rozwijać. Sprowadźmy pod Ślężę mistrzostwa Europy. Serio, serio, to nie żarty. Prima aprillis już był.