Danielo - odzież kolarska

Zimowy welodrom

Kolarstwo torowe na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich? Propozycja Briana Cooksona wywołała małą debatę w światku kolarskim. Jedni są za, inni pomysł Brytyjczyka krytykują. Ale właściwie dlaczego? Przecież sama idea ma ręce i nogi. Trzyma się po prostu, za przeproszeniem, kupy.

Pod przewodnictwem nowego pana prezydenta Thomasa Bacha MKOl zastanawia się nad przetasowaniem, w pewnym sensie restrukturyzacją, wielkiej rodziny dyscyplin olimpijskich. W ramach projektu Agenda 2020 specjalne komisje przyjrzą się poszczególnym konkurencjom, przeanalizują ich zasięg oraz popularność. Potem w MKOl-u zapadnie werdykt: kto zostanie, kto wyleci, kto musi jeszcze poczekać.

Bach jest Niemcem i jak każdy Niemiec do sprawy podszedł z jednej strony kompleksowo, a z drugiej w pełni systematycznie. Kiedy był szefem krajowego komitetu olimpijskiego zasłynął z twardej ręki. Poniekąd musi ją mieć jako były szermierz. Możemy więc być pewni, że jakieś zmiany zajdą. Czy na transformację musi się również przygotować kolarstwo, to zależy od Cooksona, jego wpływu i działań lobbystycznych oraz talentu pojednywania sobie kolegów wewnątrz UCI. Bo sam Brian niczego postanowić nie może. Może jedynie przedstawić swoją wizję, może przekonywać i walczyć, ale ostatecznie decyzję podejmuje większość. Przynajmniej teoretycznie.

Obecnie obowiązujące przypisy MKOl-u mówią, że dyscyplina uznana za zimową ma spełniać jeden podstawowy warunek. Musi być rozgrywana na lodzie bądź śniegu. Nie obowiązuje żadna zasada ograniczająca dyscyplinę zimową do okresu zimowego, inaczej moglibyśmy pożegnać się m.in. z hokejem czy łyżwiarstwem. Na łyżwach można jeździć przecież w hali przez cały rok. Przykładowo aktualny sezon zasadniczy NHL zakończy się w kwietniu, potem jeszcze odbędzie się faza play off. Potrwa więc tak samo długo jak np. sezon Polskiej Ligi Koszykówki. A nikt przecież basketu nie chce przenieść na ZIO.

O tym więc, czy sport jest zimowy, czy nie, decyduje jedynie kryterium śnieżno-lodowe. Na razie. Co ciekawe niektóre dyscypliny jak skoki narciarskie czy biatlon uprawiane są również latem na pachnącej zielonej trawce. Czy ktoś skreślił je z tej przyczyny z programu olimpijskiego? Nie, bo nikomu to nie przeszkadza. Przeszkadza natomiast zaadaptowanie kolarstwa torowego na potrzeby ZIO…

Przyjrzymy się ściganiu na welodromie. Sezon torowców ściśle powiązany jest z końcem i początkiem sezonu szosowego. Prawie wszystkie imprezy jak sześciodniówki, mistrzostwa kraju, Europy i świata, edycje Pucharu Świata organizuje się w terminie od października do marca, a więc w zimie. Tak samo zresztą jak zawody w przełajach. Różnica między torowcami a błotniakami polega na tym, że ci pierwsi jeżdżą w zamkniętej hali po deskach, ci drudzy kręcą w lasach przez bagna. Zdarza się jednak i śnieg, i lód, i deszcz. Przełaje są szkołą życia.

Kolarstwo torowe w rozpisce Letniej Olimpiady znalazło się już na pierwszych nowożytnych Igrzyskach w 1896 roku. Tor automatycznie łączono z latem, ponieważ wcześniej zmagania odbywały się na obiektach otwartych, a nie jak dzisiaj w zamkniętych. Mimo tak długiej tradycji nie odgrywał jednak aż tak znaczącej roli jak szosa.

Szkoda, bo jazda po parkiecie zasłużyła sobie na jak największe laury i telewizyjną oglądalność. Wraz z przesunięciem toru na zimę istniałaby szansa, by nasi polscy następcy Józefa Lange, Franciszka Szymczyka, Tomasza Stankiewicza i Jana Lazarskiego (pamiętna srebrna drużyna na dochodzenie z 1924 roku) znów wyszli na pierwszy plan, wyszli z cienia królowej kolarstwa.

Wtedy też wszystkie najważniejsze wyścigi torowe nie zostałyby porozrzucane na wszystkie możliwe miesiące kalendarza w roku olimpijskim. Byłoby wiadomo: jest zima, jest tor. Zarówno PŚ, MŚ, jak i Igrzyska. Można byłoby zapomnieć o dylemacie niektórych torowców, którzy jeżdżą też na szosie: kurcze, mam wystąpić na Igrzyskach na welodromie, czy jednak na asfalcie? A może to i to? Ale czy podołam? Czy wystarczy sił?

Wówczas łatwiej można byłoby powiększyć gamę dyscyplin stricte torowych, co ucieszyłoby zapewne np. Kasię Pawłowską, ponieważ do tej pory scratch do tego grona zaliczany nie jest.

Z argumentem, że na ZIO powinny znaleźć się jedynie dyscypliny per definitionem zimowe można się zgadzać, można z nim jednak i polemizować. Bo idąc za ciosem należałoby również domagać się, by gospodarzami tego wielkiego festynu sportowego były wyłącznie znane ośrodki zimowe. Sorry, ale rosyjskie Soczi – „rosyjska Riwiera nad Morzem Czarnym” – takim zimowym centrum nie było, nie jest i nie będzie. I wszyscy doskonale o tym wiedzieli na grubo przed putinowskimi Igrzyskami.

Wojna o olimpijskie medale na torze w zimie nie jest więc wcale koncepcją chybioną. Podobnie zresztą jak przyjęcie do familii przełajów. Obu dyscyplinom takie rozwiązanie powinno wyjść na dobre. MKOl musiałby teraz jedynie zmodyfikować nieco swoje wytyczne – śnieg i lód. Znając jednak Bacha i biorąc pod uwagę zaangażowanie Cooksona skreślenie odpowiednich zapisów wcale nie jest aż tak bardzo nieprawdopodobne. Kto nie próbuje, ten nie zyskuje. Trzeba spróbować.