Gdyby organizatorzy Mediolan-San Remo pozostawili w profilu Pompeiana, to niedzielę Mark Cavendish spędziłby zapewne na treningu. A tak pojawi się na starcie „wiosennych mistrzostw świata”.
Mistrz świata z Kopenhagi (2011) pięć lat temu wygrał „Primavera”. Wówczas wyprzedził Heinricha Hausslera oraz Thora Hushovda. Tym razem jego szanse na odniesienie kolejnego triumfu również są spore, bowiem z trasy zniknął też La Manie. Niewykluczone, że do San Remo dojedzie nieco większa grupka czołowa.
Mogę tu wygrać, dlatego też wystąpię w tym włoskim klasyku. Jestem najlepszą opcją w zespole, jeśli chodzi o sprint. Szkoda by mi było, gdybym w tym roku został w domu i nie wystartował w San Remo
– powiedział zawodnik belgijskiej ekipy Omega Pharma-Quick Step.
Kto według niego jego faworytem numer jeden? Nie ma takiego.
Jest 200 zawodników, których stać na triumf końcowy. W San Remo nic nie jest pewne, wszystko się zmienia, z tego też powodu ten wyścig jest tak piękny
– dodał „Cav”, który do pomocy będzie miał m.in. Michała Kwiatkowskiego.