Danielo - odzież kolarska

Ksenon – o co ten szum?

Zasłyszane. „Wiedziałeś, że Ruskie biorą ksero?”. „Nie ksero, a ksenon. Taki gaz”. „Gaz? A to gaz jest dopingiem???” Takie pytanie zadają sobie najtęższe głowy z międzynarodowego światka antydopingowego. Były szef WADA Dick Pound uważa, że ksenon powinien trafić na czarną listę. Jak na razie nikt go nie słucha. A Rosyjska kamanda jak wygrywała, tak wygrywać będzie.

Ksenon  w rosyjskim sporcie znajduje się od Igrzysk Olimpijskich w Atenach. Szacuje się, że ponad 70% wszystkich zdobytych medali „wdychała” ksenon. Gaz niezwykle drogi, nie każdego stać na jego zakup. U braci Rosjan brak rubli to nieznany problem. Co więcej, program „ksenowania” został prawdopodobnie przyklepany przez najwyższe władze. Skojarzenia z systemem nielegalnego wspomagania za czasów NRD? Jak najbardziej na miejscu. Z tymże przypadek ksenonu jest szczególny, bowiem nikt z tym się specjalnie nie kryje. Po wyjściu na jaw informacji, że nasi sąsiedzi posiadają pewną magiczną broń czyniącą cuda, która na dodatek jest praktycznie (przynajmniej na razie) metodą dopuszczalną, po pierwszych głosach sprzeciwu i zażenowania, sprawa przycichła.

Czym jest ksenon? Gazem szlachetnym, który w Rosji był wcześniej niezwykle popularny nie tylko w samochodowych lampach, ale również w… medycynie. Co bogatsi pacjenci zamiast tradycyjnego znieczulenia bądź narkozy kazali sobie dawkować ksenon. Niemiecka gazeta Die Welt nazwała ten gaz mianem „torebki od Gucci w świecie anestezji”. Sam aparat służący do prawidłowego dozowania gazu w proporcji 50:50 (ksenon:tlen) jest wart 30 tys. euro. Raz wyłożone pieniądze szybko się jednak zwracają. I to z nawiązką.

Ksenon potęguje, przyspiesza, inicjuje (niepotrzebne skreślić) wzmożoną produkcję erytropoetyny w organizmie. Tego naszego EPO, a nie jakiegoś sztucznie wszprycowanego. Eksperymenty na zwierzętach pokazały, że w przeciągu zaledwie jednego dnia EPO wzrosło aż o 160%! Oprócz tego powiększa się objętość płuc i mięśnia sercowego. Organizm jest w stanie pracować na najwyższych obrotach przez bardzo długi czas. Wielki wysiłek przez kilka godzin? Nie ma co się dziwić, że o ksenonie zrobiło się głośno również w peletonie.

Kilka dni temu jeden z lekarzy Garmin-Sharp powiedział, że w zespole zastanawiano się nad sensem stosowania ksenonu. W końcu jednak idea upadła… Ale zaraz. Czy szefem amerykańskiej ekipy nie jest przypadkiem Jonathan Vaughters? Ten wielki orędownik walki z dopingiem? Człowiek, który na każdym kroku podkreśla, że kieruje się polityką „zero tolerancji”? Czyżby według Vaughtersa ksenonu nie należy postrzegać w kategoriach dopingu? Takiego normalnego, „ludzkiego” dopingu: strzykawka, torebka krwi, transfuzja, tabletki. Wszystko wskazuje na to, że tak. Ostatecznie temat upadł, a oficjalnym powodem były wątpliwości etyczne.

Większość ekspertów antydopingowych, czołowych badaczy tego problemu, którzy ¾ dnia spędzają w laboratoriach pochyleni nad mikroskopami, podziela zdanie Vaughtersa. Ksenon sensu stricte dopingiem nie jest. Jeden z najwybitniejszych znawców tematu, przynajmniej na rynku niemieckim, Mario Thevis oznajmił:

Wszyscy wiemy, czym jest doping. O dopingu mówimy wtedy, kiedy w organizmie pozostają ślady biochemicznych reakcji. Jeśli takich śladów nie ma, to raczej nie powinniśmy mówić o dopingu, prawda?

W artykule Breathe it in, jaki ukazał się w lutym w angielskim The Economist, metoda ksenonowa porównana została do namiotów tlenowych, które imitowały warunki wysokogórskie. Pod koniec lat 90. i na początku nowego stulecia do posiadania podobnych namiotów przyznawało się wielu kolarzy. Najsłynniejszym z nich wszystkich był Jan Ullrich. Janek w co drugim wywiadzie zachwalał efekty, jakie przynosi kuracja tlenowa. W swojej szwajcarskiej willi kazał w jednym z pokojów za kilkanaście tysięcy marek (a może już euro) zamontować sprzęt klasy high level. Wtedy jakoś nikt nie krzyczał z ambony i nie potępiał „Ulle”. Namiot tlenowy jest ok., ale ksenon już nie?

Trzymając się definicji prof. Thevisa ksenon zakazanym wspomaganiem nie jest i tyle. Za doping należy za to uznać np. terapię ozonową Alessandro Ballana czy Stefana van Dijka. Oboje tłumaczyli, że na ozon zdecydowali się po namowie lekarzy, którzy chcieli przyspieszyć ich proces zdrowienia. Jeden skarżył się na niekończące się przeziębienia, drugi wspominał o mononukleozie. Jakich szarlatanów mieli oni za lekarzy? Albo na ile głupi musieli być, by zezwolić na re-transfuzję wzbogaconej krwi, skoro nie od dziś wiadomo, że w świetle przepisów WADA niemalże każde przetoczenie, do tego przeprowadzone w prywatnych gabinetach lekarskich bądź w domu, a nie w szpitalu po ciężkim wypadku, jest jednoznaczne z dopingiem. Z choinki się urwali, czy co? Ten Ballan, ten van Dijk, ten Marcel Kittel?

Kittelowi niejasne kontakty z doktorem Franke, w przeciwieństwie do jego kolegów, upiekły się. Niemiecki sprinter oddał krew, którą następnie poddano promieniowaniu UV. Sympatyczny bądź co bądź Marcel podobno również chciał szybko stanąć na nogi, dlatego zaryzykował i zaufał Franke. Franke powiedział mu: „chłopie, niczego się nie bój, to nie jest doping”.

Jeszcze raz, jak bardzo trzeba być głupim? Niby wszyscy wiedzą, że w niektórych przypadkach zażycie nawet aspiryny jest kategorycznie zabronione, ale przy pierwszej lepszej okazji z lubością sięgają po transfuzję. A potem udają niewinnych. Nie chciałem, nie takie były moje zamiary, wybaczcie, to się nie powtórzy. Absurd. Już za taką obronę należy się dwuletnie zawieszenie.

Wracając do ksenonu. W kolarstwie środek ten na pewno jest w użyciu. Nie miejmy złudzeń. I co w tym złego? Gdyby ktoś jutro stwierdził, że wpływ celulozy zawarty w marchewce ma nie tylko wpływ na redukcję cholesterolu, lecz przede wszystkim na powiększenie przepustowości krwi w żyłach, to również byśmy ją zabronili? Jeśli WADA zakaże ksenonu, musiałaby postawić również krzyżyk przy namiotach tlenowych czy komorach do krioterapii. A co, saunę też nam skreślcie…