Danielo - odzież kolarska

Niech żyje bal…

Długo zastanawialiśmy się, czy ugryźć ten temat. A jeśli już, to jak? Ostro, krytycznie czy raczej swojsko, „delikatnie”. Ostatecznie zdecydowaliśmy się nie bawić w żadne argumentacyjne ciągi, tylko napisać bez ceregieli dokładnie to, co myślimy. O co tak w ogóle chodzi? O Bal Mistrzów Kolarskich.

Abstrahując od nieco śmiesznej pod względem gramatycznym nazwy – analogia do Balu Mistrzów Sportu? Czemu nie Bal Kolarskich Mistrzów? Brzmi chyba trochę lepiej – samej inicjatywy nie ma się co czepiać. Główny organizator Mieczysław Jachacy to znany w środowisku warszawskim działacz kolarski, który uratował w drugiej połowie lat 90. Legię. Jachacy od kilku ładnych lat miał jedno marzenie: chciał zebrać na jednej ceremonii wszystkich najlepszych polskich zawodników. Pomysł narodził się dwa lata temu na urodzinach Bogdana Tuszyńskiego. Miało być radośnie, familijnie, sympatycznie. Uhonorowanie bogatej historii rodzimego kolarstwa i herosów minionych czasów, a równocześnie coś na miarę biegu sztafetowego pokoleń, w którym stara generacja – niejednokrotnie już niesłusznie zapomniana – przekazuje pałeczkę młodym. Ambitnym, żądnym sukcesów. Takim Kwiatkowskim czy Majkom. Sęk w tym, że młodzież na Bal nie zawitała i się na niego nie pchała.

Podobnie zresztą jak klub Legia Marcina Wasiołka, który, nie oszukujmy się, miał do Domu Techniki najbliżej, czy prezes PZKol-u Wacław Skarul. Absencja tego ostatniego może dziwić na tyle, że federacja objęła patronat nad Balem Mistrzów Kolarskich. Z kierownictwa związku, jeśli jesteśmy dobrze poinformowani, nikt swoją obecnością wydarzenia nie zaszczycił. Nasuwa się więc pytanie: why?

Może dlatego, że sama impreza była w mediach gotowych podjąć temat bardzo słabo rozreklamowana. Co ja piszę, była przeprowadzona cichaczem. Naszosie.pl i warszawski oddział TVP pełnili funkcję patrona medialnego. Nie oceniać nam, czy z tych obowiązków wywiązali się pieczołowicie, w każdym razie na innych portalach kolarskich o imprezie nie wspomniano choćby jednym zdaniem. Nie, nie dlatego, że nikt nie chciał czy był zazdrosny, tylko dlatego, że nie rozesłana została żadna oficjalna notka prasowa. Co, jak, gdzie i kiedy. Na ulicach cichosza…

Pobieżnie przeglądając dobrego wujka Google wiadomości dotyczące Balu Mistrzów Kolarskich można by zliczyć na palcach jednej, no dobra, dwóch rąk. Reszta milczy. Nawet zajawki na polandbike.pl są typowymi zajawkami, czyli dominuje skrót. A polandbike.pl to przecież Grzegorz Wajs, a Grzegorz Wajs to jeden z członków kapituły, która wybrała Ryszarda Szurkowskiego na najlepszego kolarza ever. Szurek oczywiście sobie na ten i całą serię innych tytułów zasłużył. Bo Szurkowski najlepszym polskim kolarzem był. Basta. Bez dyskusji.

No właśnie, kapituła. Kto w niej zasiadał, kto nominował, kto oddawał głosy? Gdyby nie spontaniczna wymiana słów Pawła z Markiem Balą – naczelnym naszosie.pl – prawdopodobnie i ten wątek byłby na długo owiany tajemnicą. Otóż w kapitule znaleźli się: Wajs i Jachacy (zrozumiałe, w końcu to organizatorzy), Tuszyński (zrozumiałe, głos polskiego dziennikarstwa kolarskiego, człowiek-instytucja), Bogdan Saternus (niezrozumiałe, dziennikarz TVP Warszawa, kiedyś zdawał relacje z Tour de Pologne), Stanisław Brzósko (po części niezrozumiałe, chociaż kandydatura komentatora Eurosportu jeszcze jako tako ujdzie) i Bala (niezrozumiałe). Jeśli patronat medialny wystarczy, by wejść do kapituły, dlaczego nie było w niej nikogo z PZKol.? Sorry, zapomniałem, z pionu kierowniczego przecież nikogo nie było…

Bal został przeprowadzony w Warszawie, cała kapituła związana jest mocniej lub słabiej ze stolicą. Taki Bal Warszawskich Mistrzów Kolarskich. Jednym słowem: Warszawka. Impreza zamknięta dla wybrańców, bez reprezentantów innych mediów. Szkoda, ponieważ w harmonogramie znalazło się miejsce na konferencję prasową, a tu ani widu, ani słychu. Nie żeby nas to bolało, lecz chodzi o zasadę. Bo gdyby Bal zaistniał dużo wcześniej w szeroko pojętej prasie, a nie za pięć dwunasta, gdyby była odpowiednia reklama, marketing, po prostu profesjonalizm, a nie jedynie komunikaty wysyłane pocztą pantoflową, przedsięwzięcie mogłoby uzyskać wymiar ogólnokrajowy, nie regionalny.

Dlaczego na kolarza wszechczasów nie głosowały osoby, które na polskim kolarstwie zjadły zęby? Które towarzyszyły naszym wielkim porażkom i zwycięstwom? Dlaczego nie było Włodka Reznera, Tomka Jarońskiego, Krzysztofa Wyrzykowskiego? Z całym szacunkiem, lecz ci panowie bardziej sobie zapracowali na miejsce w gronie wybierających niż pozostali. Wiadomo, kogo mam na myśli…

Popatrzcie, jakby wtedy wyglądała kapituła! Tuszyński-Jaroński-Rezner-Wyrzykowski plus Jachacy-Wajs. Gdyby tak dodatkowo wziąć pod uwagę „wolę ludu”? Jest siła? No jest. A tak trochę to wszystko trąci „stolycą” i kółkiem wzajemnej adoracji. Jaroński ma sporo racji nazywając na bikeworld.pl kapitułą mianem „samozwańczej”…

Mimo tego Jachacy i Wajs zrobili kawał dobrej roboty. Szacun, że w ogóle im się chciało. Pal licho, że nie obchodzimy w 2014 roku żadnego okrągłego jubileuszu. Bal miał być i był, panowie J. i W. zdołali zgromadzić polskie gwiazdy peletonu przeszłości. Była córka Stanisława Królaka, był Szurkowski, Darek Baranowski, Czesław Lang i cała plejada innych. Był Franciszek Surmiński czy Eligiusz Grabowski (ten od schabowych), którzy nie kryli wzruszenia. Bo jest się z czego cieszyć i co wspominać. Trzeba też przypominać.

W przyszłym roku planowany jest II Bal Mistrzów Kolarskich, tym razem bez kolejnego plebiscytu, który i tak nie miałby sensu. Przecież rok w rok nie będziemy wybierać mistrza roweru wszechczasów. I nowa „biesiada” ma być całkowicie podporządkowana teraźniejszości i przyszłości. Być może wtedy zobaczymy wśród zaproszonych Gołasia, Stępniaka i spółkę. Należałoby jednak zrezygnować z terminu późnostyczniowego, ponieważ wówczas większość szosowców przebywa na zgrupowaniach swoich zespołów.

Reasumując: Bal jest ideą trafioną, każda dyscyplina organizuje podobne uroczystości. Są tańce, hulańce, swawole. Są przekąski, wino i śpiew. Niech te następne Bale odbywają się w ciszy i spokoju od medialnego zgiełku. Spoko luz. Tylko, jak się „selekcjonuje” czołową dziesiątkę najlepszych, jak się sporządza plebiscyty itd., wypadałoby normalnie po ludzku „dać cynka”. Oficjalnie „dać cynka”.

PS. Na sam już koniec: dlaczego w top 10 rankingu nie zmieścił się Zbyszek Spruch? Zagadka. Przecież to jedyny do tej pory Polak z medalem mistrzostw świata w zawodowcach! Zagadka. Mój lokalny patriotyzm ucierpiał.