Danielo - odzież kolarska

Nie odzierajcie nam z piórek Wyścigu Pokoju!

logo Wyścigu Pokoju

Od tygodnia Włodzimierz Rezner zapewne zaciera ręce z zachwytu. Sympatyczny dziennikarz Polskiego Radia, polski Eddy Merckx (porównajcie zdjęcie Włodka z Kanibalem – podobni?), należy do tej generacji sympatyków kolarstwa, która wychowała się na Wyścigu Pokoju. Włodek nawet dzwonek w swojej komórce ustawił na charakterystyczny hejnał Course de la Paix! To się nazywa miłość.

Opowieści jakie z przyjemnością raczy o kolejnych to Wyścigach Pokoju, jest tak wiele, że można byłoby zebrać w trzy tomy wspominkowe, a i tak by się jeszcze coś znalazło. Jakaś anegdotka, jakaś przygódka, jakiś melanż… Włodek, do pióra!

rezner

Nowy Wyścig Pokoju, za którego reaktywację wzięli się Czesi, podobnych do tych serwowanych przez Włodka historii raczej mieć nie będzie. Wiadomo, inne czasy, inne kolarstwo. Może to i lepiej. W dzisiejszym świecie nie ma miejsca na stagnację. Szybciej, wyżej, mocniej – to nie tylko dewiza nowożytnych Igrzysk Olimpijskich, ale i nowożytnych czasów. Szkoda jednak, że organizator reaktywowanego Wyścigu Pokoju, jak donoszą czeskie media, tak mało przejmuje się historią tej zacnej imprezy, która była fenomenem Bloku Wschodniego.

Jozef Regec, były czechosłowacki kolarz, niegdyś startujący w Friedensfahrt, zakomunikował, że z logo wyścigu zniknie biały gołąb, symbolizujący pokój między narodami. Ptaszek ów jest projektem wykonanym przez nie byle kogo, bowiem samego Picassa. Regec nie chce nawiązywać do socjalistycznej propagandy. Jego prawo, jest w końcu szefem całego przedsięwzięcia, które, jak się wydawało, w 2006 roku wyzionęło ducha. Co jednak Regec na swoim ruchu zyska? Niewiele, w przeciwieństwie do tego, co mógłby zyskać, gdyby postrzegał siebie jako kontynuatora tradycji Wyścigu Pokoju. Oczywiście skreślając polityczną ideologię, która czy to w tle, czy to na pierwszym planie, zawsze się przewijała w trakcie polsko-czechosłowacko-enerdowskiej (a nieraz i radzieckiej) rywalizacji.

Nawiązując do symbolu gołębia zapunktowałby przede wszystkim u pokolenia Włodka. Ludzi, którzy utożsamiali się z Wyścigiem Pokoju, którzy niejednokrotnie budowali tę imprezę, żyli tylko od maja do maja. Również młodsi kibice z pewnością pozytywnie oceniliby pozostawienie poczciwej ptaszyny w „godle” wyścigu. Nawet ci urodzeni w połowie lat 80. zeszłego wieku pamiętają niektóre etapy Wyścigu Pokoju, które widzieli na żywo. Kiedy kolumna przejeżdżała przez Zieloną Górę zwiałem oczywiście ze szkoły.

Jeśli Regec chce być konsekwentny, to musiałby też pożegnać się z hymen Wyścigu Pokoju. Czego Włodek by chyba już nie zdzierżył… Ale to tak na marginesie.

Pomysł Regeca jest wyśmienity. Aż żal, że Polacy na niego nie wpadli. Błąd z naszej strony został popełniony jednak nie teraz, a w połowie lat 90., kiedy prawa do Wyścigu Pokoju wykupił Czech Doleżel. I początkowo wiodło mu się całkiem, całkiem. W Polsce impreza traktowana była jako produkt pierwszej klasy: Tour de Pologne Langa dopiero co raczkował, więc oczywiście spragniony kolarstwa naród zwrócił swoje oczy na Wyścig Pokoju. Tour de France, Giro d’Italia, Vuelta a Espania można było śledzić tylko w telewizji, a Zavode Miru było na wyciągnięcie ręki. Nie ma co ukrywać, to była całkiem inna jakość, która nie umywała się nawet do takiego Osterreich-Rundfahrt, a co dopiero mówić o Tourze. Ale zawsze to był wyścig u nas. Wyścig-legenda.

 

 

Problem Wyścigu Pokoju polegał na tym, że nie potrafił się medialnie sprzedać. W Niemczech transmisję przeprowadzały kanały trzecie, w Polsce, jeśli mnie pamięć nie myli, TVP w pewnym momencie zrezygnowała z nadawania obrazu. Nie było pieniędzy, ciężko było logistycznie ogarnąć imprezę, która przekraczała granice. Do tego granice starych krajów komunistycznych z granicami kraju z Unii Europejskich. Nie byliśmy przecież w Schengen. Wydarzenia wokół wyścigu również nie napawały optymizmem. W 2003 roku na terenie Polski – w Krośnie Odrz. niedaleko ZG – skradziono samochody z wyścigu. Nie było to pierwszy taki wypadek. Gościnność chyba polega na czymś zupełnie innym…

Na start decydowało się mało ekip z topu peletonu. Ba, praktycznie żadne. Peleton składał się z polskich drużyn, czeskich, małych niemieckich, amatorskich reprezentacji krajów. Na przełomie wieków co prawda pojawił się i Telekom, i Domo z Piotrem Wadeckim, i CSC, i Festina czy Gerolsteiner, jednak już wtedy Wyścig Pokoju dogorywał. Łapał ostatni oddech przed decydującą walką o byt, którą w rezultacie przegrał. Po cichutku impreza zniknęła z terminarza i nikt jakoś wokół tego nie robił szumu. Po prostu: ostatni sportowy relikt komuny umarł śmiercią naturalną, bo umrzeć musiał. Nie wytrzymał w kapitalistycznym świecie, można by rzec.

Tym bardziej cieszy fakt, że Regec zaryzykował, przejął prawa i w tym sezonie przeprowadzi kolejną, a może pierwszą edycję Nowego Wyścigu Pokoju. Kategoria najniższa z możliwych (2.2), ale za to nie ma żadnej presji. Sześć kwietniowych etapów, w tym ostatni kończący się w Suchej Beskidzkiej. Góry, etapy płaskie – trzymajmy kciuki za braci z południa. Niech im się powiedzie.

Może za rok, dwa współpraca między Czechami a Polską nabierze tempa, do profilu zostanie dorzuconych kilka etapów więcej, odcinki będą prowadzić przez południową Polskę? Może z biegiem czasu również Niemcy wykażą zainteresowanie i wówczas nic nie stałoby na przeszkodzie, by zorganizować transgraniczną imprezę z Jelenią Górą jako polską bazą? Karkonosze, Jeseniky, bomba. Niech Czesi się zastanowią, nauka z Czech Cycling Tour może wyjść tylko na dobre. Istnieje szansa, by stworzyć naprawdę coś fajnego. Coś, z czego byliby zadowoleni i wszyscy fani kolarstwa i Włodek w szczególności.