Danielo - odzież kolarska

Super, medal za jazdę w kółko…

Konia z rzędem temu, kto wskaże na mapie świata punkt, gdzie rozgrywane są mistrzostwa kraju w kryterium ulicznym. Co, nie ma takiego? Nie, nie może być. Jeden jest! Polska się nazywa . Tylko tu tak „genialne” pomysły mogą się urodzić w światłych umysłach.

Kiedy Polski Związek Kolarski opublikował rozpiskę gospodarzy krajowych czempionatów na 2014 rok nie mogłem w to uwierzyć. Albo ktoś popełnił błąd, albo chciał komuś spłatać figla, albo… No nie, czyżby jednak to była prawda? Niestety okazało się, że panowie w naszej rodzinnej federacji postanowili sprawić nam pod choinkę prezent wręcz wyjątkowy. Hurra, będziemy mieć mistrzostwa Polski w kryterium! Który z zawodników nie marzył o tym, by móc założyć koszulkę mistrza kraju w jeździe po rundach. Na pewno każdy…

Ok., przesadzam. Co się chłopie czepiasz? W czym ci te mistrzostwa przeszkadzają? Szczerze powiedziawszy, nie mam nic przeciwko temu, kolejna marginalna impreza w naszym krajowym kalendarzu. Istnieje jednak tylko jedno małe „ale”. Jaki sens jest organizować wydarzenie rangi mistrzowskiej dla konkurencji, która tak naprawdę jedynie u nas cieszy się względną, by nie napisać „jakąś tam” popularnością?

Dlaczego na ten niezwykle wyśmienity pomysł nie wpadli Francuzi, Belgowie czy Holendrzy? Im kryteria uliczne również nie są obce, traktuje się je jednak z przymrużeniem oka. Swoje pięć minut mają przede wszystkim po Tour de France. Dyrektorzy miejskich krótkich wyścigów wokół rynku  oferują godne premie finansowe gwiazdom Grand Boucle. Trochę ścigania, mnóstwo zabawy, zadowoleni kibice, zadowoleni i niezmęczeni szosowcy. Rowerowy piknik wieczorową porą.

W Polsce sytuacja wygląda trochę inaczej. Z różnych powodów – finansowych, strategicznych, komunalnych – większość polskich klasyków w niczym nie przypomina klasyków na zachodzie Europy. Nasze jednodniówki to jazda w kółko, jak co niektórzy sarkastycznie mówią „wokół kurnika”, bądź „wokół remizy strażackiej”, zbieranie punktów na tłustych okrążeniach, finisz na kresce. Tradycja kryteriów w Polsce jest długa i bogata – niech taka też pozostanie. Ale po jakiego czorta robić z tego mistrzostwa?

Czy PZKol nie ma poważniejszych problemów na głowie? BGŻ wycofuje się z kolarstwa, ProLiga nie ma sponsora, przyszłość polskiego kolarstwa nie wydaje się być na stan dzisiejszy zbyt różowa. Owszem, ActiveJet czy CCC Polsat Polkowice poczynają pewne dobre ruchy na rynku transferowym, budują całkiem solidne składy, lecz polski peleton to nie tylko zespoły Piotrów Kosmali i Wadeckiego, to również cała reszta. I właśnie im serwuje się nowy format, nowy produkt – produkt zbyteczny.

Niezależnie od tego, kto zostanie gospodarzem mistrzostw Polski w kryterium ulicznym, czy będzie to Kraków czy Jasna Góra – oficjalna decyzja w tej materii ma zapaść do końca grudnia –, koncept nie przekonuje. Jest chybiony i rodzi wiele pytań. Kto zostanie mistrzem kryterium? Czy ten zawodnik, który zbierze najwięcej oczek czy może ten, który był najszybszy na mecie? Czy nowy mistrz będzie mógł jeździć w specjalnym trykocie?

Pytanie goni pytanie. I pozostaje rzecz najważniejsza, a zarazem najbanalniejsza. Po co komu do diaska mistrzostwa Polski w kryterium ulicznym? Kibicom? Oni jak przychodzili, i tak będą przychodzić. Kolarzom? Im ten mało prestiżowy tytuł będzie raczej obojętny. Organizatorom? Tak. PZKol-owi? Tak. By pokazać, że Polacy nie gęsi i swoje wyścigi oraz mistrzostwa mieć mogą. By się pokazać, nic więcej.

Wątpię, by formuła mistrzostw przeżyła dłużej niż pięć lat. O wiele bardziej prawdopodobny jest wariant, że już w 2015 lub 2016 roku odejdą one do lamusa. Śpijmy spokojnie, wtedy PZKol przeforsuje jakąś swoją inną cudowną ideę. Np. mistrzostwa Polski w jeździe po najbardziej dziurawym asfalcie ever.

PS. Publikując ostatni tekst dotyczący „degradacji” Tour de Pologne, nie przypuszczaliśmy, że wywoła małą burzę. Temat podchwycił redaktor Kalemba z onet.pl, który wykorzystał pojęcie degradacja, ale zapomniał o wstawieniu cudzysłowia. Od razu zareagował też Czesław Lang, który oznajmił, że miejsce TdP w WorldTourze jest niezagrożone. Przynajmniej do 2017 roku, wtedy Unia może przeprowadzć kilka zmian. Pożyjemy, zobaczymy. Do tematu na pewno wrócimy…