Danielo - odzież kolarska

Wywiad po Tour de France. Michał Kwiatkowski: spokojnie do przodu

Michał Kwiatkowski jest polską rewelacją kolarskiego sezonu 2013. 23-latek z Torunia w tym roku wkracza na kolarskie światowe salony, zajmując czołowe pozycje zarówno w wyścigach etapowych i klasykach. W pierwszej części sezonu pokazał, że zrobił olbrzymi postęp, wskakując na kolejny poziom w swojej zawodowej karierze.

Drugie miejsce w Volta ao Algarve. Czwarte w Tirreno-Adriatico i koszulka najlepszego młodzieżowca na dodatek. Czwarte w Amstel Gold Race, gdzie na finiszu walczył jak równy z równym z doświadczonymi kolarzami, którzy o Ardenach wiedzą wszystko. Wreszcie piąty w La Fleche Wallonne. Te wyniki mówią same za siebie, pokazując rozwój 23-latka z Torunia.

Kwiatkowski po intensywnej pierwszej części sezonu i zakończeniu bardzo udanej kampanii ardeńskiej rozpoczął przygotowania do kolejnego celu – debiutu w największym wyścigu świata – Tour de France. Młody Polak pojechał do Francji nie nastawiając się na walkę o czołowe pozycje, a na zbieranie doświadczenia i uczenie się od najlepszych. Po drodze zmienił strój – przed wylotem na Korsykę zdobył mistrzostwo Polski i na starcie w Porto Vecchio stanął w biało-czerwonej koszulce z orłem na piersi.

Miał się uczyć, a zadziwił wszystkich rozważną jazdą. Dopiero drugi raz wziął udział w trzytygodniowej imprezie, a mimo to udało mu się pokazać z jak najlepszej strony, przejechać trzy tygodnie wśród najlepszych, przez 10 dni nosząc białą koszulkę najlepszego młodzieżowca.

Swoją znakomitą postawą w tym sezonie Kwiatkowski udowodnił, że rośnie na kolarza kompletnego, potrafiącego walczyć w każdym terenie, a jego wyniki już dziś biją sporą część najlepszych polskich osiągnięć w europejskich wyścigach.

Z Michałem spotykamy się kilka dni po zakończeniu Tour de France. Polak przez kilka dni łapie oddech w domu, startuje w Clasica San Sebastian, po czym rozpoczyna okres odpoczynku i treningu przed mistrzostwami świata.

Pytanie o podsumowanie Touru – jak go oceniasz i czy jesteś zadowolony – słyszysz pewnie często.

Tak. Jestem zadowolony, wziąłbym w ciemno przed wyścigiem, bo gdyby mi ktoś wtedy powiedział, to bym nie uwierzył. A przecież nie jechałem żeby walczyć w generalce, ale żeby się nauczyć bycia liderem i zebrać jak najwięcej doświadczenia.

Od początku jechałem czujnie, oczywiście nie zapominając o pomocy kolegom. Byłem bardzo zmotywowany, żeby te trzy tygodnie przejechać w dobrej dyspozycji, co mi się chyba udało. Wiadomo, były momenty kryzysowe, ale nie było dnia, żebym był zrezygnowany.

To dobrze rokuje na przyszłość? Jechałeś równo przez trzy tygodnie, cały czas w czołówce…

Byłem w dobrej dyspozycji, świetnie się przygotowałem – gdyby nie to, kryzys na pewno by przyszedł. Nie było tak jak w tamtym roku na Giro d’Italia, gdzie nie byłem pewny startu ani swojej dyspozycji – nie ukończyłem ardeńskich klasyków i pojechałem swój pierwszy Wielki Tour.

Nie byłem najlepiej przygotowany i strasznie cierpiałem, to była walka o przetrwanie, o przeżycie. Nie ma co porównywać tego Tour de France z tamtym Giro. W zeszłym roku dwa razy chorowałem w trakcie sezonu, co też się odbijało na startach, a teraz mam świetnie przygotowany kalendarz, nic się nie dzieje ze zdrowiem i jest tak jak chciałem.


fot. OPQS / Tim de Waele

Czytałem opinie, że masz za dużo startów. A przecież to nie tak, przed Tourem miałeś 32 dni startowe. Czy to nie jest taka metoda, jaką stosuje Sky? Mniej startów, dłuższe przerwy, żeby spokojnie trenować?

Tak, uważam że to dobra metoda, bo widzę po sobie, że nie potrzebuję dużo startów, żeby być w dobrej dyspozycji. Na Dauphine nie byłem w najgorszej formie, właściwie po miesiącu odpoczynku po Liege-Bastogne-Liege. Potem odpowiedni trening i byłem na poziomie podczas Touru.

Nie muszę mieć wielu startów, żeby mieć szczyt formy. Teraz po Tour de France mam 53 dni wyścigowe. Generalnie, myślę, że się zmieniło sporo przez to, że ludzie zaczęli pracować z pomiarem mocy. Dzięki temu na każdym treningu można określić w jakiej się jest dyspozycji i na jakim poziomie, nie potrzeba katować się na wyścigach.

Krzywa mocy…

Krzywa mocy i trening z pomiarem wystarczy by wiedzieć na jakim jest się poziomie, w jakim miejscu i co trzeba poprawić.

W jednym z wywiadów mówiłeś, że nie wystrzeliłeś jak Sagan. Miałeś cięższe przejście z juniora do orlika i na zawodowe ściganie?

Czasem się śmieję, że wróciłem do poziomu juniora teraz, bo wtedy byłem naprawdę bardzo dobrze przygotowany i to był bardzo dobry okres. A potem wiadomo, szkoła, koniec szkoły, matura, pierwszy rok orlika. Wyjechałem do Włoch. To było trudne, dla kolarza to jest najtrudniejszy moment – wiele osób decyduje się na zakończenie kariery – z braku perspektyw, wielu przyczyn.

Ja osobiście tak samo to odczułem – że jest coraz ciężej, wszyscy odjeżdżają, do tego presja wyniku, oczekiwano ode mnie od razu rezultatów. Chodziło o cierpliwość, cierpliwość, którą otrzymałem gdy przyszedłem do RadioShack i mogłem spokojnie robić to co lubię – jeździć na rowerze.

Przejście z juniora do orlika to było coś strasznego. We Włoszech czegoś zabrakło. W orlikach zostałem sam, nikt mi nie mówił jak trenować, w jakim kierunku się rozwijać.

No to od kiedy pracujesz z pomiarem mocy?

Pomiar mocy miałem już w RadioShacku, ale nie miałem tak naprawdę trenera. Pomógł mi wtedy Michał Gołaś. W Omedze zacząłem pracować z naszym trenerem, dzięki czemu mam trening dzień po dniu zaplanowany. Nieeksploatowanie kolarza na wyścigach to dobra metoda, mam czas na odpoczynek. W zeszłym roku miałem gorszy plan startów, w tym wszystko jest dobrze rozpisane.

Podpisałeś w tym roku nowy kontrakt z zespołem Omega. Czy Patrick Lefevere w jakiś sposób buduje zespół wokół Ciebie?

Wiesz, nikt nie powie z góry, że jedziemy na Tour na Kwiatkowskiego. To zależy od tego w jakiej będę formie. Niepotrzebna mi tak presja, żeby mieć całą ekipę jakby dla siebie. Bo tak naprawdę uzupełniamy się nawzajem i myślę, że muszę jeszcze sporo doświadczenia zebrać, żeby być liderem i wielkim kolarzem – takim nie jestem i przede mną dużo pracy. Przede wszystkim spokojnie do przodu, mam kontrakt na kolejne dwa lata…

Czyli masz czas i miejsce żeby się rozwijać?

Dokładnie.

W przyszłym sezonie przychodzi do waszej ekipy Rigoberto Uran. Co to zmienia?

Na pewno zmieni to, że będę miał doświadczonego górala, od którego będę mógł się czegoś nauczyć. I to dobrze, bo na pewno w naszej ekipie nie ma wielu takich kolarzy.

A transfer Petacchiego? Rozprowadzanie Cavendisha?

Z tym dokładnie nie wiem co i jak, bo chodziły słuchy, że pociąg dla Cavendisha na Giro jest zbyt słaby, ale okazało się że wygrał 5 etapów. Pociąg był i nikt nie narzekał. Tak samo był na Tourze – wiadomo, że większość z nas robiła to na tak wielkim wyścigu pierwszy raz. Nie uważam, że popełnialiśmy jakieś duże błędy.


fot. OPQS / Tim de Waele

Z Twojej perspektywy pewnie wyglądało to inaczej, ale nie miałeś wrażenia, że Cavendish był wolniejszy niż dawniej?

Czy był wolniejszy? Na pewno był jedynym, który przejechał jako jedyny całe Giro w deszczu, ma sporo startów w tym sezonie, chyba koło setki, chorował przed Tourem – na pewno odbiło się to na dyspozycji.

Mówisz, że jedziesz na Tour się uczyć, ale już po pierwszych etapach słychać głosy, że zachowujesz się jak stary wyga i wygląda na to, że radzisz sobie świetnie.

Jeżdżę jak nauczyłem się jeździć w przeszłości (w juniorach) i jak lubię jeździć – czujnie i staram się wykorzystywać szansę każdą, jaka nachodzi. Więc jeśli tylko mogę to walczę, jeśli nie… to też walczę.

Na Tourze, gdybym wiedział, że będę walczył o 11. miejsce w generalce, to może w pewnych momentach zastanowiłbym się nad finiszowaniem z peletonu…

Inaczej byś rozegrał niektóre rzeczy?

Myślę, że cały Tour był dobrze rozegrany z mojej strony, ale na pewno są miejsca, gdzie można zaoszczędzić siły, gdybym chciał tylko jechać generalkę.

Zaraz, zaraz, to kiedy się zdecydowałeś, że jedziesz na generalkę?

Kiedy się zdecydowałem, no to właściwie przychodzi z dnia na dzień. Jestem w grze, jestem w grze, no to jadę. Tak myślałem – jedziemy Pireneje – ok, pierwszy etap – zobaczymy, zobaczymy, następny – o, to pewnie stracę 20-30 minut, ale nie, jadę dalej.

No właśnie o ten dziewiąty etap chcę zapytać. To był jednak duży wyczyn – odpadasz, nie ma Cię, gonisz, łapiesz pędzącą grupę lidera, a na koniec wygrywasz z niej finisz.

Odpadłem na początku, na pierwszym podjeździe, na następnej górze złapała mnie grupka gdzie ciągnęło Sky. Pomyślałem, że to jest koniec. Miałem kryzys od początku etapu, jak odpadłem na pierwszej górce to ciężko mi się było zebrać, nie wiem czemu. Straciłem wiarę, ale dojechaliśmy do kolejnego podjazdu, zostali ze mną Peter Velits i Matteo Trentin.

Jechaliśmy ten długi podjazd [Peyresourde] z grupą Richiego Porte’a, to znaczy, ja odpadłem na początku, ale złapaliśmy go na szczycie. Potem zjazd – dosyć techniczny, no to Porte został, pojechaliśmy we trzech. Trochę odżyłem. Na płaskim Trentin poszedł wszystko. Już widzieliśmy czołówkę, ale mieliśmy tak z minutę do nich. Trentin odbił, ja się zacząłem lepiej czuć, zaczął mnie Velits holować. Powiedziałem mu tylko: “szybciej szybciej”. Velits się wykończył w połowie podjazdu, no to mówię: “dobra, ja się czuję ok, to jadę”. No i na szczycie złapałem grupę Froome’a.

W miarę upływu dni sił coraz bardziej brakowało, po Pirenejach i czasówce wjechaliście w Alpy…

Alpy jakby były łatwiejsze. Każdy wiedział, że jak będzie próbował robić to co w Pirenejach, to zapłaci za to na następnych etapach.

Etap z podwójnym wjazdem na Alpe d’Huez?

Też się tam nie czułem najlepiej, ale na pierwszym przejeździe pomógł mi Velits, 4 kilometry przed metą odpadłem, ale przed Sarenne doszedłem, potem znowu strzeliłem i na zjeździe znowu dojechałem.

Kolarze skarżyli się na ten zjazd z Sarenne – brak barierek, słaba droga, wąsko. To chyba Tony Martin najbardziej o tym mówił…

Tam jakby coś się stało… to śmierć. Jechałem na Dauphine, wiedziałem jak to wygląda. Jakby tam padało, a generalnie wyglądało, że będzie, to by była loteria.

Jak się jedzie za pociągiem Sky?

Na pewno jest to inny styl jazdy, ale chodzi przecież o to, żeby wygrywać a nie robić wielkie przedstawienie i na mecie być drugim. Sky to 9 zawodników, a każdy z nich moim zdaniem mógłby być w czołowej “20” Touru. Mają swój styl, który się sprawdza i jeśli ktoś mówi o dopingu to po prostu nie zna się na rzeczy i szuka dziury w całym.

Miałeś wrażenie że Sky jest znacznie słabsze niż w tamtym roku?

No na pewno w Pirenejach wyglądało to źle bo Kennaugh się przewrócił i Garmin generalnie mocno ciągnął. Ale w 7 osób wygrali Tour – szacunek.

W górach to w trzech w zasadzie, Lopez spadał generalnie…

No miał lepsze i gorsze momenty, ale dali radę.

A co cię najbardziej zaskoczyło na Tourze?

Kibice z Polski. Serio. Nie spodziewałem się, że będzie ich tylu.

Po tym co pokazałeś, wiemy że jesteś dobry w każdym elemencie kolarskiego fachu – jest jakiś obszar, oprócz jazdy w górach, nad którym chcesz mocno pracować?

No na pewno nad jazdą na czas. Wiem, że dobra jazda na czas i po górach przyniesie mi dużo dobrego w przyszłości, tylko to jest kwestia pracy, cierpliwości i wytrzymałości. To nie przychodzi szybko, tak jak chociażby sprint…

O, też widziałem domysły kibiców – trenujesz sprinty?

Czasem. To znaczy, no nie za bardzo, kilka razy w roku mi się zdarzy, żeby pobudzić organizm.

Ok. wracamy do czasówek. Przejrzałem dokładnie Twoje wyniki – od początku roku jesteś w czołówce, przegrywasz z Martinem, tylko z najlepszymi na świecie. Na górskiej czasówce jesteś za najlepszymi wpinaczami. Dwa razy w czołowej dziesiątce jazdy na czas podczas wielkiej Pętli. Dużo możesz się poprawić?

W jeździe na czas na pewno. W tym chodzi o to, żeby cały czas się poprawiać. A znowu tak to jest, że chyba jak się wskoczy na dany poziom to już się na nim zostaje przez dany sezon i to widać po Tonym Martinie na przykład. Widzę też po sobie z czasów juniora – miałem momenty gorsze i lepsze, ale zawsze jak czasówka wychodziła mi wcześniej w sezonie, to szła dobrze do końca.

Czyli jesteś zdecydowany, że tym na czym chcesz się skupiać są imprezy trzytygodniowe?

To nie chodzi o Grand Toury. Wyścigi etapowe. Ja byłem zdecydowany do czego chcę się przygotować już w poprzednim sezonie. Ale po drodze chciałem zasmakować jak to jest przejechać Flandrię, jak to jest przejechać inne wyścigi. Ale jeśli mam jakoś mówić o tym co w przyszłym sezonie, to na pewno będę musiał lepiej zaplanować swój rozkład startów, bo na pewno zasłużyłem na spokojne przygotowania do wyścigów, w które mogę celować.


fot. OPQS / Tim de Waele

W zasadzie sprawdziłeś w każdym terenie – walczyłeś w etapówkach, byłeś w czołówce Ardenów, na brukach idzie Ci bardzo dobrze, drugi trzytygodniowy wyścig kończysz na 11. miejscu…

Tak i dzięki temu wiem, że jestem bardzo wszechstronny, co jest na pewno moją mocną stroną.

Jak patrzysz teraz z perspektywy na tegoroczną Flandrię – coś byś inaczej rozegrał?

Za Roelandtsem bym pojechał, ale Francuzi wtedy bardzo mnie wkurzyli, bo nie chcieli pracować, więc puściłem. No i nic dobrego z tego nie wyszło.

Jesteś po Tourze, jakie masz teraz plany na resztę sezonu?

Na pewno GP Plouay, potem Hamburg i Vatenfall Cyclassic. No i Kanada – GP Quebec i GP Montreal. A potem mistrzostwa świata.

No tak się właśnie zastanawiam – mistrzostwa świata to trzy możliwości – masz jazdę drużynową i indywidualną na czas, a do tego start wspólny. Jak to widzisz?

Mam jechać jazdę drużynową, to pojadę też indywidualną czasówkę. Chciałbym ją pojechać. A start wspólny – trudno powiedzieć w jakiej mogę być formie, bo sezon jest bardzo długi. Myślę jednak, że jeśli nie po wynik, to na pewno stanę na starcie po to żeby pomóc kolegom.

Mógłbym zakończyć sezon po MŚ, bo ścigam się od września. W zeszłym roku skończyłem jeździć podczas Circuit Franco-Belge – to też było to na przełomie września i października.

Jak Ty znajdujesz czas na wszystko? Robisz trening z fanami, sam trenujesz, ścigasz się, spotykasz się z kibicami, ogarniasz media…

Czy ja wiem czy znajduję na wszystko? Staram się jak mogę, ale dzień jest zawsze za krótki. Zdarzają się osoby które myślą, że jestem tylko zajęty podczas treningu i wyścigu. Sportowcem jest się 24h na dobę i ciężko jest pogodzić wszystko, ale uważam, że dobrze zarządzam swoim czasem.

W peletonie mówi się, że po trzech tygodniach w tym samym gronie kolarze mają powoli dosyć, każdy myśli tylko o tym, żeby wrócić do domu. Jak to wyglądało u Was?

Na pewno każdy odlicza, ja też odliczałem, ale wracam myślami do zeszłorocznego Giro, tam już po pierwszym tygodniu chciałem wracać. Kwestia nastawienia, teraz mi się łatwiej o tym mówi. Na Tourze na pewno było trudno, ale się wszyscy się wzajemnie motywowali.